A jeśli Ronaldo ma rację? "Jego gniew jest usprawiedliwiony"

Po meczu z Atletico, a szczególnie po wypowiedziach, jakich udzielił Cristiano Ronaldo, na skrzydłowego spadła fala krytyki. Zdecydowana większość komentatorów oraz kibiców uznała, że jest arogantem, który nie szanuje partnerów z drużyny. Tej opinii przeciwstawia się Graham Hunter, znany dziennikarz, publicysta m.in. serwisu ESPN, specjalista od piłki hiszpańskiej. 


Dalsza część tekstu pod wideo
Ronaldo popełnił dwa zasadnicze grzechy - pisze komentator. Po pierwsze, skrytykował swoich kolegów z drużyny. Po drugie, w samym meczu pokazał tylko ludzkie, a nie nadludzkie umiejętności, dalekie od swojej szczytowej formy, co w medialnej wrzawie może stwarzać wrażenie, że jest już skończony jako piłkarz na poziomie, do jakiego nas przyzwyczaił.


Hunter nie wierzy w tłumaczenie Portugalczyka o tym, ze miał na myśli jedynie formę fizyczną, gdy mówił, że gdyby wszyscy byli w Realu na jego poziomie, Królewscy prowadziliby w lidze. Ale mimo to broni skrzydłowego.


Bo czy w jego słowach, choć wyglądających na buńczuczne, jest nieprawda? Nie ma. Ostatnio Ronaldo rzeczywiście nie jest w najlepszej formie, stracił nieco ze swojego fantastycznego wykończenia akcji, robi się coraz starszy. Wciąż jednak przemawiają za nim liczby, zdobył 34 bramki w 35 meczach. 


Nie tak dawno temu żyliśmy w czasach, w których strzelenie 34 goli w sezonie stawiało napastnika na topie topów, uznawaliśmy taki wyczyn za praktycznie nieludzki. CR7 miał tyle już w lutym. 


Owszem, wiele z trafień zaliczał ze słabszymi zespołami, ale też długo przyczyniał się do utrzymywania Realu w grze o mistrzostwo, niedawno pięknym strzałem z Romą postawił swoją drużynę w komfortowej sytuacji przed rewanżem. Jasne, nie trafiał przeciwko Atletico, Barcelonie, Villarrealowi, Sevilli oraz PSG. Ale czy Manchester City, Manchester United czy inny klub nie zapłaciłby grubych milionów za napastnika gwarantującego średnią gola na mecz? Oczywiście, że by zapłacił.


Dlatego Ronaldo nie można odmówić racji, gdy mówi o swojej klasie. Gdyby jego statystykami mogli pochwalić się wszyscy w Realu, drużyna faktycznie byłaby zapewne na pierwszym miejscu w lidze, a z pewnością nie odstawałaby od Barcelony na aż 12 punktów. To fakty, z jakimi wypowiedź piłkarza każe nam się zmierzyć. Być może niewygodne, być może postawione w niezbyt dobrym momencie, bo po przegranym meczu, ale w dalszym ciągu fakty.


James Rodriguez, Isco, Toni Kroos Danilo, Sergio Ramos, Pepe, Varane, Gareth Bale - czy ktokolwiek z nich może zagwarantować 34 gole w sezonie? 


Nie ma szans. W zespole Realu, uważa Hunter, wyłącznie Karim Benzema oraz Keylor Navas są w tej chwili w stanie wnosić podobną wartość, co Ronaldo. 


Na Portugalczyka spadła ogromna krytyka za jego pomeczową wypowiedź. Dziennikarz ESPN pyta jednak, czy takie zdania nie były potrzebne kolegom gwiazdora. Przypomnijmy: Real traci do Barcelony 12 punktów. Cztery - do Atletico, które zdecydowanie przewyższa potencjałem. Czy w tej sytuacji drużynie nie jest potrzebny wstrząs? Mobilizująca krytyka zamiast poklepywania po ramieniu i mówienia, że jest dobrze, kiedy wcale nie jest?


Kwestia klasy piłkarzy Królewskich staje się tym bardziej istotna, im bardziej starszy jest Ronaldo. Jeśli z biegiem lat daje zespołowi nieco mniej, palącą potrzebą jest właśnie to, by jak najwięcej jego kolegów prezentowało najwyższą klasę. Oni muszą być w najlepszej formie: psychicznej, fizycznej, ale i sportowej. 


Tymczasem co się ostatnio wydarzyło w Realu? Najlepszą rzeczą, jakiej klub dokonał latem, było zatrzymanie Keylora Navasa - a i to prawdopodobnie było dziełem przypadku, czyli zepsutego faksu, dodaje inny komentator, Justin Sherman. Florentino Perez pomylił się w doborze trenera, nie wzmocnił zespołu dopływem świeżej krwi, a nie jest przypadkiem, że krytyka Ronaldo zbiega się ze słabszą formą Isco, Jamesa czy kontuzją Bale'a. Ich po prostu nie ma kto zastąpić - cała dyskusja o klasie Realu skupia się więc na tym, który przez lata ją dźwigał. Na portugalskim skrzydłowym.


I to może być dodatkowy powód frustracji Ronaldo, wyrażonej w jego wywiadzie. Frustracji tym, że nie jest już aż tak dobry, jak w poprzednich latach. Że nie jest już w stanie dokonywać tak niesamowitych rzeczy, jakie uczyniły go zjawiskiem na skalę światową. Jeśli spojrzeć na niego od tej strony, człowieka, który musi godzić się ze schodzeniem z piłkarskiego szczytu, można próbować zrozumieć jego zachowanie. Wielkiego zawodnika, który w siedem sezonów spędzonych w Realu mógł tylko raz świętować tytuł mistrzowski. Grającego w klubie bez odpowiedniej infrastruktury sportowej, bez dyrektora sportowego, z procesją menedżerów wciskających swoich zawodników i wreszcie z prezesem, któremu wydaje się, ze rozumie futbol, ale tak nie jest. W tej sytuacji frustracja i gniew Cristiano są usprawiedliwione - kończy Hunter.

Przeczytaj również