Francja: Payet za kierownicą, Ferrari na lawecie

Francja: Payet za kierownicą, Ferrari na lawecie
youtube
Najdłuższe jest oczekiwanie na pierwszy gwizdek. Później wszystko dzieje się już bardzo szybko. Turniejowa karuzela zwalnia tylko na chwilę, gdy trzeba kogoś wysadzić i odesłać do domu, ale tempo i tak jest zawrotne. Teraz można to odczuć jeszcze mocniej niż kiedyś. EURO zostało spasione, drużyn i meczów jest więcej, chociaż można się zastanawiać, czy to na pewno dobrze dla turnieju. W dodatku towarzyszy nam potężny strumień różnych informacji. Jeśli nie tweetów i memów, to coraz krótszych tekstów, z których większość umiera już po kilkudziesięciu minutach. Można oszaleć.


Dalsza część tekstu pod wideo
Wszystko pędzi, więc i opinie trzeba wydawać szybko. Piłkarze zazwyczaj pracują na nazwiska przez kilka sezonów, ale wielkie turnieje mają niebywałą zdolność kreowania nowych gwiazd niem w mgnieniu oka. Skok w hierarchii można wykonać w ciągu jednego meczu. Co tam meczu, to przecież tak długo, czasami wystarczy przecież tylko kilka zagrań, by oglądać narodziny nowej gwiazdy.


Pamiętamy to choćby z mundialu w 1998 roku. Zinedine Zidane grał wtedy raczej przeciętnie, w dodatku po idiotycznej czerwonej kartce w meczu z Arabią Saudyjską zaczęto się zastanawiać, czy na pewno potrafi udźwignąć presję. Wszystkie wątpliwości rozwiały dwa gole, które strzelił w finale z Brazylią. Kilkadziesiąt minut zmieniło jego postrzeganie – był szerokiej grupie bardzo dobrych piłkarzy, nagle zaczęto mówić o nim jako jednym z najlepszych graczy świata. Czy znalazłby się na szczycie tak szybko, gdyby nie spektakularny występ w finale mundialu? Dobre pytanie... Nawiasem mówiąc: to nawet zabawne, że najlepszy okres w karierze Zidane'a zaczął się od uderzenia głową i nim się też zakończył.


Wszystko działo się osiemnaście lat temu – teraz na EURO są piłkarze, którzy robili wtedy w pieluchy – ale od pewnych skojarzeń się nie ucieknie. Tym bardziej, że Francuzi chcieliby się inspirować tamtym mundialem.


Dimitri Payet to oczywiście nie jest postać anonimowa, ma za sobą znakomity sezon w West Hamie, dla którego zdobywał cudowne bramki. W meczu otwarcia był świetny: ruchliwy, trudny do upilnowania, będący cały czas pod grą, no i bardzo konkretny. Jednego gola wypracował, drugiego strzelił, uratował skórę reprezentacji, więc nic dziwnego, że po wszystkim popłakał się ze szczęścia. A ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w niektórych aspektach jeden mecz dał mu więcej niż cały rok kopania piłki w klubie. Raz, że pokazał się przed znacznie szerszą publicznością niż na co dzień; dwa – że wytrzymał niełatwą próbę, czego chyba nie można powiedzieć o jego wszystkich kolegach z kadry; trzy – udowodnił, że to on może wziąć w swoje ręce reprezentacyjną kierownicę. 


Francuzi mają świetną drużynę, ale można było się zastanawiać, czy nie brakuje im zdecydowanego lidera. Nie zawodnika, którego w tej roli obsadzą media i kibice, lecz kogoś, kto sam wywalczy taką pozycję, weźmie odpowiedzialność za grę i poprowadzi drużynę do walki. Czasami jego wskazanie jest trudne, bo z oczywistych względów nie wiemy wszystkiego, co dzieje się w drużynie, ale często po prostu czuć, kto nim jest. W piątek narodziło się dwóch kandydatów: Payet w ofensywie i ten niezmordowany N'Golo Kante, przez którego wydawało się, że Francja gra nie w jedenastu, lecz w dwunastu.


A przecież rządzić na boisku miał ktoś inny – wielkiej gry spodziewano się od Paula Pogby. Kilka tygodni temu słynący z barwnego języka Mino Raiola porównywał Francuza do Ferrari i to nie pierwszego lepszego – jakby Ferrari takie mogło być – a specjalnego modelu. Jeśli tak, to w piątek zobaczyliśmy, jak Stade de France opuszcza na lawecie. Pogba grał przeciętnie, pokazał kilka efektownych i w wielu przypadkach bezproduktywnych zagrań, a z jego występu w meczu otwarcia EURO zapamiętamy głównie kolorowe wzorki na głowie.


Może więcej pokaże w kolejnej fazie mistrzostw. Na razie Didier Deschamps – lider mistrzów świata z 1998 roku, jeszcze jeden z tych pomocników, z których charyzma aż kapała – musi umiejętnie rozłożyć akcenty i pogodzić ambicje wszystkich zawodników, co w przeszłości w kadrze Francji wcale nie było tak oczywiste. Jeśli bowiem wszyscy zaczną sobie wyrywać kierownicę z rąk, to kraksa może być naprawdę fatalna.

Przeczytaj również