Jak budowano FC Basel

Jak budowano FC Basel
Blue-Letter - Steffen Grocholl, wikipedia
Dwadzieścia lat temu FC Basel było w ruinie. Nowi właściciele nie zastali klubu drewnianego, zastali go w permanentnym od jakiegoś czasu rozkładzie. I ten klub chylący się wtedy ku nieistnieniu, ma się dzisiaj zupełnie dobrze, by nie powiedzieć najlepiej w swoim 122-letnim życiu.


Dalsza część tekstu pod wideo
Dzień z życia FC Basel


Oglądają każde wydane euro, dbają o płynność finansową, szkolą juniorów, nie przepłacają za piłkarzy i ich kontrakty, dbają o swoich fanów – tak wygląda dzień z życia szwajcarskiego zespołu. Zespołu przed dwoma dekadami grającego w drugiej lidze i skazanego na zapomnienie.


W 1997 roku znajdował się w bardzo poważnych tarapatach finansowych. Przyszli jednak nowi ludzie, przede wszystkim z pomysłem na zarządzanie drużyną. Przyszłość nie rysowała się już tylko w odcieniach szarości, przyszłość nabierała przyjemnych barw.


Nowy model finansowy Bazylei zakładał przyciągnięcie atrakcyjnych inwestorów, wspieranie profesjonalnych i innowacyjnych metod pracy na boisku i poza nim, zbudowanie nowego stadionu, nawiązanie współpracy z szeregiem firm partnerskich, wygranie w ciągu pięciu lat mistrzostwa – wszystkie te założenia zostały szybko osiągnięte. A wraz z otwarciem St. Jakob-Park w 2001 roku, Basel rozpoczęło kolejny, zupełnie inny od poprzedniego, rozdział w swej historii.


Nowy stadion, nowy początek


Od 2001 roku po mistrzostwo sięgali dziesięciokrotnie, po krajowy puchar sześć razy – w Szwajcarii to prawdziwy hegemon. Dokładając do tego niezapomniane chwile w Lidze Mistrzów – wyeliminowanie Liverpoolu i Manchesteru United, pokonanie Chelsea czy Juventusu - oraz ćwierćfinał i półfinał Ligi Europy, rozwój ekipy z Bazylei możemy nazwać swego rodzaju ewenementem.


Ale to ewenement, za którym stoi odpowiedzialna polityka. Basel nie szasta pieniędzmi na prawo i lewo, nie ściąga głośnych nazwisk, swoje solidne fundamenty opiera na rozsądnym planowaniu i trzymaniu się założeń. Jedna trzecia kadry składa się z doświadczonych Szwajcarów lub zagranicznych graczy, kolejna to gracze młodzi, dopiero wchodzący w świat futbolu, pozostała część kadry to obcokrajowcy, dla których występy w Bazylei są szansą na transfer do większej drużyny.


Ich model biznesowy to szlifowanie piłkarskich diamentów i przyciąganie na stadion kibiców. – Nasz klub jest w pewien sposób ograniczony w merchandisingu, to w innych dziedzinach naszej działalności musimy być mądrzejsi. Inwestujemy na przykład sporo pieniędzy w sektor juniorski i dążymy do tego, by jedna trzecia naszego składu opierała się na graczach wychowanych u nas, w akademii. – stwierdził Bernhard Heusler, prezydent klubu.


Królewskie szaty Basel


Roczny koszt prowadzenia szkółki to 3 miliony euro. Niewiele, wziąwszy pod uwagę, że ze szkółki wyszli m. in. Yann Sommer – sprzedany za 9 milionów euro; Xherdan Shaqiri – wytransferowany za prawie 12 milionów; czy Granit Xhaka – opchnięty za 9 milionów.


Od kilku lat nie tylko dzięki akademii Basel rokrocznie wychodzi na plus, generując przychody na poziomie 50-60 milionów euro. „Ich zaplecze finansowe jest na tyle silne, że poradziliby sobie tam nawet, gdyby przez trzy kolejne nie zagraliby w Lidze Mistrzów” – przeczytamy w raporcie finansowym o zespole z Bazylei sporządzonym przez stronę TagesWoche.com.


Racjonalne planowanie, wydawanie tylko tyle, ile się zarobiło, cierpliwość i nacisk na wynagrodzenia ściśle powiązane z występami na boisku, skupianie się na szkoleniu juniorów – to główne powody stojące za sukcesem klubu. – Najważniejszą rzeczą jest to, że udało nam się zbudować zaufanie – mówi Heusler na łamach serwisu lefwingsoccer.com – Wizja jest taka, by stale się udoskonalać – dodaje.


W ciągu dwóch dekad FC Basel przeszło niezwykłą drogę od przeciętniaka z drugiej ligi szwajcarskiej do ekipy, która potrafiła utrzeć nosa Liverpoolowi czy Manchesterowi United. Lech Poznań i Legia Warszawa stawiają sobie szwajcarski zespół za wzór. To dobry wzór. 


Kamil Kaźmierczak
Źródło: własne

Przeczytaj również