W Polsce nie zachwycił, teraz zagrał sezon życia. Najlepszy strzelec i asystent. Zapracował na transfer

W Polsce nie zachwycił, teraz zagrał sezon życia. Najlepszy strzelec i asystent. Zapracował na transfer
Celso Pupo / shutterstock.com
Dominik - Budziński
Dominik Budziński14 Feb · 09:12
W polskiej Ekstraklasie spędził tylko półtora sezonu, ale dał się zapamiętać jako piłkarz obdarzony niezłymi umiejętnościami, choć nie do końca wykorzystanymi. Teraz, po kilku długich latach, postanowił o sobie przypomnieć. Bruno Nazario, kiedyś gracz Lechii Gdańsk, niedawno uratował słynny klub przed spadkiem z ligi, a potem został też bohaterem ciekawego transferu.
Do Polski zawitał latem 2014 roku. Był wówczas młodym, 19-letnim zawodnikiem, który potrzebował ogrania, bo nie miał większych szans na występy w pierwszym zespole niemieckiego Hoffenheim. Do ekipy “Wieśniaków” trafił rok wcześniej z brazylijskiego Tombense za 1,5 mln euro. W Bundeslidze zagrał jednak tylko dwukrotnie.
Dalsza część tekstu pod wideo

Potencjał nie do końca wykorzystany

Gdańsk był więc dla brazylijskiego pomocnika drugim przystankiem w Europie, ale pierwszym, w którym solidnie się ograł. Przychodził już w trakcie rozgrywek, wskoczył do składu w ósmej kolejce, a potem miał kilka przebłysków. Ligowy sezon kończył z dorobkiem jednego gola i sześciu asyst. Jak przystało na piłkarza z kraju, gdzie pogoda zazwyczaj dopisuje, rozkręcił się, kiedy temperatury nad Wisłą wyraźnie wzrosły. Na przełomie kwietnia i maja Nazario potrafił w pięciu kolejnych meczach zanotować bilans gola oraz czterech ostatnich podań.
Bruno Nazario Lechia Gdańsk
PIOTR MATUSEWICZ / PRESSFOCUS / pressfocus
Kolejny sezon też rozpoczął jeszcze jako gracz Lechii, ale wyraźnie obniżył już wtedy loty. Kiedy z klubem pożegnał się trener Jerzy Brzęczek, ofensywny pomocnik rodem z Kraju Kawy rzadko pojawiał się na murawie. U nowego szkoleniowca biało-zielonych, Thomasa von Heesena, zagrał tylko trzykrotnie i w końcu został zesłany do rezerw. W zimowej przerwie wypożyczenie dobiegło końca. Nazario wrócił do Hoffenheim, choć tylko na moment.
- W Polsce musiałem grać przy minus 20 stopniach. Potrzebowałem czasu na aklimatyzację. W Polsce panują całkiem inne warunki niż tutaj w Brazylii. Pobyt w Gdańsku i gra dla Lechii była dla mnie ogromnym doświadczeniem - mówił potem sam piłkarz.

Kiepskie wypożyczenia, transfer z tragedią w tle

Jak potoczyły się potem jego losy? Dość zaskakująco. Nazario pozostawał bowiem oficjalnie graczem Hoffenheim jeszcze przez sześć kolejnych lat, ale regularnie był wysyłany na wypożyczenia do brazylijskich klubów - Cruzeiro, Guarani, Athletico Paranaense, Botafogo i America Mineiro. Nigdzie nie zrobił natomiast furory, o czym świadczyć może fakt, że w żadnym z tych zespołów nie zagrzał miejsca na dłużej.
Dopiero w 2022 roku, prawie osiem lat od momentu debiutu w Hoffenheim, Nazario definitywnie rozstał się z niemieckim klubem. Przygarnęło go Vasco Da Gama, ale i tam ex-gracz Lechii Gdańsk nie potrafił wskoczyć na odpowiednie obroty. Potem pojawiło się kilkumiesięczne wypożyczenie do Juventude. Także bez efektu.
Gdy wydawało się, że z tej kariery nic już raczej nie będzie, Brazylijczyk w końcu odnalazł swoje miejsce. Przywdział barwy klubu, który ma wyjątkowo tragiczną przeszłość. I to dosłownie. W 2016 roku światem futbolu wstrząsnęła informacja o katastrofie samolotu z piłkarzami oraz przedstawicielami Chapecoense. “Verdao” lecieli na finał rozgrywek Copa Sudamericana. Nigdy na niego nie dotarli. Zginęło wówczas 71 osób, w tym 22 zawodników.
Chapecoense
Marcelo D. Sants / pressfocus
Kolejne lata były dla Chapecoense wyjątkowo trudne, a skutki tragedii są odczuwalne do dziś. Klub, także dzięki pomocy innych drużyn z Brazylii, które chętnie wypożyczały do niego swoich piłkarzy i oferowały wsparcie na różnych polach, jeszcze przez kilka lat utrzymywał się w najwyższej klasie rozgrywkowej, ale w końcu, w 2019 roku, spadł na jej zaplecze.
Rok później udało się co prawda wrócić do elity, ale jedynie na moment. Sezon 2021 był sportowo fatalny. Chapecoense zdobyło tylko 15 punktów, wygrywając zaledwie jeden z 38 meczów. Ostatnie dwa lata to już natomiast walka o to, by nie spaść jeszcze niżej. W obu przypadkach - walka zakończona happy endem. Gdyby nie Bruno Nazario, zdecydowany lider drużyny w minionej kampanii, pozostanie na powierzchni brazylijskiej Serie B zdecydowanie nie byłoby możliwe.

Lider pomógł w utrzymaniu

Były zawodnik Lechii w końcu uwolnił swój potencjał. W sezonie ligowym strzelił osiem goli i zaliczył sześć asyst. Licząc także rozgrywki pucharowe, zanotował bilans dziesięciu trafień oraz ośmiu decydujących podań. W brazylijskiej Serie B został zarówno najskuteczniejszym zawodnikiem swojego zespołu, jak i jego najlepszym asystentem.
Co nie bez znaczenia, Nazario dźwigał presję na samym finiszu rozgrywek. W trzech ostatnich kolejkach Chapecoense zdobyło aż siedem punktów, co pozwoliło drużynie rzutem na taśmę wydostać się ze strefy spadkowej. Były gracz gdańskiej Lechii błysnął w obu zwycięskich starciach. Przeciwko Botafogo zaliczył dwie asysty, a w decydującym spotkaniu z Victorią strzelił gola. W obu przypadkach był najwyżej ocenianym zawodnikiem meczu.
Ostatecznie Chapecoense zakończyło sezon tuż nad kreską. Zgromadziło 40 punktów, wyprzedzając spadające Sampaio Correa o zaledwie jedno oczko.

Transfer do Azji

Nazario pomógł drużynie, jednocześnie zwracając też na siebie uwagę innych klubów. Parol na 29-letniego obecnie pomocnika zagięło chińskie Henan FC. To 10. drużyna poprzedniego sezonu tamtejszej ligi. W ostatnich tygodniach przedstawiciele ekipy z Zhengzhou nie próżnowali. Zakontraktowano bowiem nie tylko Nazario, ale też choćby Igora Maidanę z brazylijskiego Atletico Mineiro czy Franka Acheamponga, w przeszłości gracza m.in. Anderlechtu Bruksela.
Według portalu Transfermarkt, to właśnie w ostatnich miesiącach Nazario osiągnął najwyższą rynkową wartość w swojej karierze. Dziś jest wyceniany na 1,1 mln euro.
Bruno Nazario
Celso Pupo / shutterstock.com

Przeczytaj również