Obrońca bez kolana. Umierał z bólu po meczach, przez pięć lat nie trenował. A i tak był świetny

Obrońca bez kolana. Umierał z bólu po meczach, przez pięć lat nie trenował. A i tak był świetny
screen youtube
Patryk - Idasiak
Patryk Idasiak29 Mar · 20:00
Wychodził na mecz na zastrzykach, zdychał później z bólu przez kilka dni, w ogóle nie trenował i znów wychodził na mecz ligowy. Powtarzał tę sekwencję nieustannie, a mimo to był jednym z najlepszych stoperów w lidze. Ledley King zaciskał zęby i poświęcał się w każdym tygodniu dla Tottenhamu. Tak wyglądało jego życie.
Ledley King to one club man, z którym chciałby utożsamiać się każdy kibic. Przez całe życie związany był z Tottenhamem, gdzie przechodził szczeble w juniorach, zadebiutował w seniorach i wreszcie zakończył karierę.
Dalsza część tekstu pod wideo

Nie było lekarstwa

King rozegrał dla "Kogutów" 322 spotkania, co nie daje mu pod tym względem miejsca w TOP10 w historii klubu. Ale nawet gdyby Tottenham grał w jego czasach regularnie w europejskich pucharach, to Ledley i tak by tego wyniku nie poprawił. Nie byłby w stanie grać co trzy dni, skoro przez prawie pół kariery potrzebował aż sześciu-siedmiu na regenerację.
Dlaczego uzbierał tylko 322 występy? Odpowiedź jest prosta. Bo zakończył grę w wieku zaledwie 31 lat. Końcówkę kariery rozegrał praktycznie bez lewego kolana. Harry Redknapp kręcił głową z niedowierzaniem, że przecież ten gość “umiera” na początku tygodnia i ledwo się rusza, a w weekend jest gotowy do gry przeciwko najlepszym napastnikom Premier League. Nazywał go przez to dziwakiem, ale zawsze kiedy mógł, to z niego korzystał. Prowadził Tottenham w latach 2008-2012 i codziennie obserwował fenomen Ledleya Kinga. Tak komentował to jeszcze w trakcie kariery:
- Nie ma na to lekarstwa. W kolanie nie ma nawet chrząstki. Nie ma czego operować. Tam jest po prostu kość na kości. Pozostaje więc tylko kwestia zarządzania tym. Okropnie ten ból puchnie po meczach i zwykle powrót do zdrowia zajmuje mu siedem dni, ale gdy graliśmy w poniedziałek, to miał mniej czasu niż zwykle. Rzadko trenuje, przeważnie chodzi na siłownię, żeby utrzymać formę, ale nie biega, ani nic w tym stylu. Nawet jeśli rozegra tylko 20 meczów w sezonie, warto go mieć, bo jest taki dobry. Mamy wtedy znacznie większe szanse na zwycięstwo.
Ledley King słynął ze świetnego czytania gry. Jedną z jego najsłynniejszych akcji w defensywie jest dogonienie Arjena Robbena, który pędził już sam na sam z Paulem Robinsonem. King zasuwał sprintem i czyściutko wybił mu piłkę.

Pięć lat bez treningów

Teraz gra się co trzy dni. Ledley King miał to szczęście w nieszczęściu, że Tottenham za jego czasów był przeciętny. Długo nie wiedział co to są europejskie puchary. Dopiero po kilku latach poznał smak Pucharu UEFA, ale nie za często, bo nie mógł grać. Ciało mu na to nie pozwalało. Przez pięć lat funkcjonował tak, że grał w weekend, później dwa lub trzy dni umierał z bólu, trochę poćwiczył na siłowni, na basenie i często nawet nie w pełni gotowy znów dawał z siebie wszystko w weekend. Meczów w środy i w czwartki nie notował w kalendarzu. Champions League posmakował, bo "Koguty" dostały się tam w sezonie 2009/10, wyprzedzając w lidze Manchester City. Zamknął licznik na zaledwie dwóch meczach.
Jak więc gość z dwoma występami w Lidze Mistrzów może być uznawany za jednego z najlepszych angielskich obrońców w XXI wieku? Ano może. Steve Caulker niedawno nazwał go najlepszym obrońcą ligi w historii. To tylko subiektywna opinia, ale pokazująca jaki był dobry.
A jak dokładnie wyglądał jego tydzień przez ten ciężki czas?
- Po meczu w weekend po prostu siedziałem na siłowni i próbowałem popracować nad resztą ciała, żeby wszystko inne wokół kolana było wzmocnione. Regenerowałem się na basenie, ale poza tym nie robiłem prawie żadnych ćwiczeń cardio. W ogóle nie byłem w stanie wyjść na boisko i tak aż do dnia przed meczem. Nawet wtedy czasami wychodziłem na trening dzień przed meczem i po pięciu minutach mogłem już tylko chodzić, bo w dalszym ciągu okropnie bolało mnie kolano. I tak próbowałem grać w sobotę. To miało miejsce przez pięć lat - mówił w BBC's Football Extra w rozmowie w tym roku.
- Największym problemem były jednak kontuzje mięśni w tamtym czasie. Zagrałem trzy lub cztery mecze z rzędu, a potem poczułem ból ścięgna podkolanowego, pachwiny lub mięśnia czworogłowego i pauzowałem przez następne kilka tygodni. Gdy tylko to się zagoiło, to wracałem na boisko. I tak wyglądał cały cykl. Nie mogłem w ogóle biegać, skręcać się i skakać. Robiłem te rzeczy tylko w dniu meczowym i na tym polegała trudność - dodawał.
- Myślę, że nauka poszła do przodu. Obserwuję teraz treningi i widzę ten sprzęt, że ​​możesz na przykład sobie pobiegać na podwodnych bieżniach i w ten sposób symulujesz ruch. Nawet możliwość zgięcia kolana tak, żeby pięta sięgała do pośladków podczas biegu to coś, czego nigdy nie udało mi się zrobić przez cały tydzień, więc często czułem napięcie w czworogłowym - tłumaczył.

Samotny

Zawodnicy patrzyli na swojego kapitana z wielkim podziwem. Wielu z nich nie byłoby w stanie w taki sposób się poświęcać. On nie trenował z nimi. Był w szatni tylko w dni meczowe. Mimo że pełnił funkcję kapitana, to przyznawał, że czuł się samotny, bo gdy inni szli na poranny trening, on spędzał ten czas na basenie. W wieku 25 lat zaczął opuszczać codzienne treningi, a w wieku 26 lat przeszedł poważną operację, po której jego kolano nigdy później nie czuło się tak samo. Cykl tygodniowy wyglądał tak: mecz, okropny ból, siłownia i basen, lekki rozruch, mecz, okropny ból, siłownia i basen, lekki rozruch... W każdym z czterech ostatnich sezonów rozegrał w lidze ponad 20 spotkań, a więc powyżej 50%. Kiedy tylko mógł, to zagryzał wargi, pokonywał słabości i był wartością dodaną w zespole.
- Tak naprawdę byłem poza domem przez pięć lat, nie mogłem wychodzić z kolegami z drużyny i dzielić się śmiechem i ciężką pracą… Jestem kimś, kto nie chce być tam tylko w dobrych chwilach, ale przejść przez tę całą walkę z moim zespołem. Te zimowe dni, kiedy koledzy z drużyny mogą się śmiać w kiepską pogodę: „No co, nie wychodzisz trenować na śniegu?” U mnie było wręcz odwrotnie. Marzyłem, by tam być w tym czasie - tłumaczył w The Telegraph w 2023 roku.
W tamtych czasach nie były powszechne rozmowy z psychologiem. King nie mógł okazywać słabości, a rzeczywiście były chwile, że czuł się słabo. Za psychologa robił fitness coach Nathan Gardiner. Tak często ze sobą współpracowali, że stali się wręcz przyjaciółmi. Gardiner czuł, kiedy coś jest z Kingiem nie tak i w odpowiednich chwilach odpuszczał. Działało to na zasadzie koneksji, bo przecież King nie mógł powiedzieć, że nie daje rady. Gardiner był przez wiele lat w klubie. Kiedyś znalazł się na ustach całej Anglii, bo “zakończył” karierę Androsa Townsenda w Spurs. Panowie wdali się w dyskusję podczas rozgrzewki po meczu, a piłkarz uderzył trenera w klatkę. Był niewykorzystanym zmiennikiem, a Gardiner namawiał go do cięższego treningu. Po tym incydencie Townsend został wyklęty i więcej już w Tottenhamie nigdy nie zagrał.

Problem Harry'ego

Harry Redknapp z kolei do dziś uważa, że mógł trochę przedłużyć karierę Ledleya Kinga, ale zawalił. Za bardzo go eksploatował i wykorzystywał, chociaż widział, że nie wszystko jest w porządku. Nie miał jednak do dyspozycji obrońców, a King gwarantował pełne oddanie na 100%. Menedżer go zajeżdżał i nie potrafił w odpowiednim momencie odmówić. Zrozumiał to po czasie.
- Brakowało nam stoperów i przyznaję, że wystawiałem Ledleya zbyt często. Nie radził sobie najlepiej. Sam twierdził, że bardzo chce grać, lecz naprawdę nie był na to gotowy. W kilku meczach pod koniec zagraliśmy absolutnie poniżej oczekiwań i przykro mi, że Ledley przez moją decyzję znalazł się w takim położeniu. To wspaniały chłopak. Kiedy był w formie, to spisywał się fantastycznie. Nie wiedziałem wtedy, że miał w kontrakcie zapis uzależniający jego zarobki od liczby rozegranych minut. Zależało mu więc na regularnych występach nawet wtedy, kiedy grać nie powinien. Mówił, że jest gotowy, a mnie też zależało, by grał, bo nie miałem za dużego wyboru. Cała ta sytuacja nie była zdrowa. A kiedy dowiedziałem się od czego zależą jego zarobki, to jeszcze bardziej się pogorszyła. Zabrakło mu chyba z pięciu meczów do uzyskania kwoty, do której dążył - opisywał Harry w autobiografii.
Redknapp źle się z tym czuł. Dla niego też było to dziwne. Wziął Ledleya na rozmowę i tłumaczył, że nie robi tego na złość i nie gra pod klub, żeby tylko nie osiągnął liczby wymaganych występów. King wtedy przytaknął. Wiedział już doskonale, że czas odejść na emeryturę. Jego kolana po prostu się rozleciały. Pod koniec nie mógł w ogóle trenować, zatracił swoją dynamikę, regenerował się przez siedem dni i wyglądał bardzo źle. Był już po rozmowie z chirurgiem, który nastraszył go endoprotezą stawu kolanowego. Powiedział, że jak ma zamiar grać dalej, to za chwilę będzie musiał mieć wywalony cały staw kolanowy i zastąpiony metalową protezą. Endoprotezę kolana wstawia się wówczas, gdy wszystkie inne metody leczenia zawiodą i robi się ją raczej 60-latkom, a nie 30-latkom. King odpuścił.

Kontuzja już na początku

Być może przedwczesne zakończenie kariery Ledleya ma poniekąd swoją genezę w 2005 roku. Wówczas był on eksploatowany do granic możliwości przez Jacquesa Santiniego i Martina Jola. Nie dało się grać więcej. To doprawdy trudne do wyobrażenia, ale tak kruchy Ledley King rozegrał 38 na 38 spotkań w Premier League. We wszystkich od początku do końca, co dało sumę 3420 minut! W żadnym kolejnym sezonie nie dobił już do 30 występów. Z ledwością przekraczał 20, a dwa sezony całkowicie stracił.
ledley king występy premier league tottenham
transfermarkt
To tylko hipoteza. Za to z całą pewnością można stwierdzić, że kolano doskwierało mu... od pierwszego występu w podstawowej jedenastce. Kontuzji kolana nabawił się bowiem już w drugim seniorskim meczu w karierze! Uściślijmy - zadebiutował z Liverpoolem jeszcze w sezonie 1998/99, gdzie wszedł na boisko przy stanie 2:0 dla Tottenhamu na Anfield tuż po przerwie. Nie był to jednak udany debiut, bo "The Reds" w przewadze strzelili trzy gole i wygrali 3:2.
Drugie spotkanie w karierze Ledleya Kinga to sezon 1999/2000 i 90 minut z Derby County. Właśnie wtedy zameldował mu się uderzeniem w kolano słynący z dalekich rzutów z autu Rory Delap. Nastolatek dostał kopa w lewe kolano i potrzebna była operacja. Do dziś nie wierzy, że w ogóle był w stanie grać przez 13 kolejnych lat. Wszystko, co złe, zaczęło się w tamtym momencie. A po latach coraz bardziej rozlatywało.
- To był mój pierwszy start w pierwszym składzie w barwach Spurs. Grałem w środku pola i już po około 30 sekundach zostałem uderzony przez Rory’ego Delapa. Udało mi się jakoś dokończyć mecz, ale potem potrzebowałem operacji lewego kolana, co uniemożliwiło mi grę na dłużej, dokładnie przez sześć tygodni. Od tamtego czasu miałem różne operacje właśnie tego kolana. Można powiedzieć, że to był początek końca, a minęły zaledwie cztery dni od moich 19. urodzin - opowiadał tuż po zakończeniu kariery w 2012 roku.

Kadra problemem

W reprezentacji rozegrał 21 spotkań. Wśród nich są dwa z Polską w eliminacjach do MŚ 2006 za kadencji Pawła Janasa. W 2008 i 2009 nie rozegrał już w kadrze ani jednego meczu. Wrócił w 2010 po trzech latach nieobecności. Strzelił nawet gola z Meksykiem. Steve McClaren czy Fabio Capello dużo chętniej by z niego korzystali, ale zdawali sobie sprawę, jak funkcjonuje King i że mecze reprezentacyjne po prostu nie są dla niego, gdyż zaburzają jego rytm. Dla niego fajna była ta przerwa na kadry, bo mógł wreszcie wtedy na moment odsapnąć. Dlatego tych spotkań w koszulce "Synów Albionu" ma tylko 21, a nie 50. Sam przyznał, że dodatkowe mecze w kadrze tylko go niepotrzebnie niepokoiły. W ciągu tych pięciu lat musiał wielokrotnie odmawiać, choć selekcjonerzy do niego dzwonili i pytali, czy da radę. Czasami dawał. Dużo częściej jednak odmawiał.
- W połowie mojego ostatniego sezonu zostałem uderzony w kolano i naprawdę walczyłem ze sobą. Wtedy po raz pierwszy poczułem, że naprawdę nie pomagam drużynie. Pod koniec sezonu spotkałem się z chirurgiem i zdecydowaliśmy, że właśnie nadszedł mój czas. Z kolanem już wszystko w porządku, ale biodro było w fatalnym stanie... Jedno spowodowało drugie.
Karierę zakończył już 12 lat temu, ale kolano cały czas mu dokucza i czasami ból się odezwie. Musi uważać podczas dłuższych podróży, by nie mieć go przez cały czas zgiętego, tylko co jakiś czas prostować. Przyznaje, że w 2012 nie czuł żalu, ale po prostu ulgę, że nie musi już dłużej walczyć.

Przeczytaj również