Pan Staszek z Internetu

Pan Staszek z Internetu
YouTube
Henning Berg zakończył swą misję w Warszawie, a jego następcą został Rosjanin Stanisław Czerczesow, który już po pojawieniu się pierwszych pogłosek o rozmowach z nim stał się bohaterem Internetu.


Dalsza część tekstu pod wideo




Bardzo ciekawie, bo z jednej strony mało kto dziś pamięta, że zatrudnienie Norwega nie było w 2013 roku ruchem oczywistym, były stoper Manchesteru United dopiero w stolicy Polski miał budować swoje trenerskie nazwisko, pokazać, że jest kimś więcej niż człowiekiem, który może porozmawiać przez telefon z Alexem Fergusonem i w tym sensie z pewnością zawiódł. Z drugiej jednak strony dziś być może za słabo pamięta się o tym, że Legia była o krok od upragnionego awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów, na którą tak wszyscy czekają.



Gdyby jednak nawet pójść drugim tropem należy sobie zadać pytanie jakim trenerem był Berg i jaki charakter miała jego drużyna? Odpowiedź brzmi niestety: nijaki. Często chwalono Norwega za ciekawe rozwiązania taktyczne, wykorzystywanie poszczególnych graczy na różnych pozycjach, którego sensowność jednak już w ostatnim sezonie podawano w wątpliwość, a zbyt mocna rotacja w zespole przyczyniła się ostatecznie do przegranej walki o Mistrzostwo z Lechem. 


Kogo tak naprawdę wypromowała drużyna Berga? Guillerme na prawej pomocy to wciąż gracz bardzo nierówny. Ondrej Duda to samorodny talent, który jednak po fiasku rozmów z Interem jest cieniem zawodnika z poprzedniego sezonu. To może Kucharczyk... Ok, darujmy sobie żarty z dość nierównych, wcale nie fatalnych, ale co najwyżej średnich graczy. W dodatku należy również zadać pytanie ile blasku z poprzedniego, a także obecnego sezonu Legia Berga zawdzięcza(ła) Radovicowi i Nikolicowi? Sami widzimy, że drużyna szła donikąd i zmiany były potrzebne, a zarząd co by nie mówić uporał się z całą sprawą szybko, z pewnością szybciej niż zrobiono to na Anfield Road, co może cieszyć... 



Wtorkowa konferencja prasowa nowego szkoleniowca Wojskowych wydała mi się zabawna z dwóch powodów. Pierwsza sprawa to wyglądające dość buńczucznie, choć należy przyznać, że przede wszystkim w relacjach prasowych zapowiedzi, że oto na Łazienkowskiej zaczyna się nowa era. Zakłada to bowiem, że zamknięto wcześniej jakąś starą erę, problem jednak w tym, że nie można o niej powiedzieć ani tego, że była fatalna (Mistrzostwo, Puchar, niezła gra w Lidze Europejskiej) ani fantastyczna, ani nawet tego, że charakteryzowała się ona ciągłością. Być może jednak ową ciągłość zapewni teraz nowy trener Stanisław Czerczesow, którego właśnie przedstawiono i z czym wiąże się druga zabawna rzecz. 


Otóż Rosjanin to bodaj pierwszy trener, którego wprost zapytano o popularne internetowe memy na swój temat i w dodatku nie odpowiedział on czymś w stylu: "Nie widziałem... Nie śledzę! Dajcie wy mi święty spokój!!!", ale też się do nich odniósł. Być może jest to ostateczne potwierdzenie tego, że trenerzy i zawodnicy są świadomi, że żyjemy w erze post-internetu gdzie również oni i ich wypowiedzi funkcjonują w dość specyficznym ironicznym kontekście, w którym jednego dnia gracz bywa Panem - Fatalnym, a innego Panem Samobójczym, a co za tym idzie trzeba bardzo uważać co się mówi: wiele jednak można na tym wygrać, co pokazuje przykład Sebastiana Mili.






Tym razem jednak - jak rzadko kiedy - warto się było przeprawić przez to bagienko żartów średnich i kompletnie nieudanych by znaleźć kilka perełek. Przyznam, że moją ulubioną jest ta, w której Czerczesow chwali się, że treningi u niego są tak ciężkie, że Rzeźnik nie ma czasu nawet zasiąść do Twittera - autorowi gratuluję, mam nadzieję, że tak czy inaczej zostanie za ten mem wynagrodzony. Ta myśl to jednak najbardziej jaskrawy przykład tego czego oczekuje się w tej chwili od Czerczesowa: Rosjanin - proszę mi wybaczyć wulgarność - ma wziąć za twarz gwiazdki naszej ligi i zrobić z nich drużynę walczącą o każdy skrawek murawy


Z jednej strony ma to związek z ciężkimi ponoć u niego treningami i żelazną konsekwencją, z drugiej myśl ta wynika z tego, że przeciętny internauta nie przepada za polskimi piłkarzami, którzy według niego zarabiają zbyt dużo, pracują zbyt lekko (często przeszkadza im pogoda), a przecież grając w polskiej lidze, z zupełnie niewiadomych przyczyn, mają być podobni do gwiazd La Liga, Bundesligi czy Premier League. 


Niezależnie od tego jakie jest nasze nastawienie do polskich piłkarzy, a także jak oceniamy ostatnie ruchy personalne w najbogatszej drużynie Ekstraklasy, większość kibicuje swojskiemu panu Stanisławowi, który na konferencji prasowej powiedział kilka ciekawych rzeczy, a wspominając o chęci nauki języka polskiego nieświadomie rozbroił bombę ustawioną przez Michała Probierza. Nawet jeśli mu się w Legii nie powiedzie, można założyć, że prócz wąsa obrośnie również legendą Dana Petrescu - ostatniego sprawiedliwego, który chciał zaprowadzić w polskim futbolu porządki, a ostatecznie załatwili go (leniwi) piłkarze.





Dawid Ilnicki

Przeczytaj również