Piątoligowiec zachwyca Anglię. Półzawodowcy mogą zapisać się w historii brytyjskiej piłki. Został jeden krok

Piątoligowiec zachwyca Anglię. Półzawodowcy mogą zapisać się w historii brytyjskiej piłki. Został jeden krok
Screen Twitter
Gdy Boreham Wood wychodziło na spotkanie przeciwko Bournemouth w Pucharze Anglii, szkoleniowiec piątoligowego klubu nie spodziewał się niczego dobrego. Jak sam przyznał na łamach “Daily Mail”, oczekiwał, że jego drużyna jakimś cudem uniknie dwucyfrowej porażki. Szybko okazało się, iż Boreham stać na znacznie więcej. Nagrodą za ich trud i wygraną 1:0 będzie mecz z Evertonem, ale też wielkie pieniądze, które pomogą w dalszym rozwoju.
W 1/16 Pucharu Anglii mogło dojść do kilku niespodzianek. West Ham United długo męczył się z szóstoligowym Kidderminster (2:1). Chelsea zaś dopiero po dogrywce wyeliminowała Plymouth Argyle (2:1). W obu przypadkach zabrakło zatem naprawdę niewiele, ale no właśnie - zabrakło.
Dalsza część tekstu pod wideo
Ekipa Boreham Wood tego kłopotu nie miała. Drużyna występująca na poziomie National League (piąty poziom rozgrywkowy w Anglii) jest największą sensacją bieżącej edycji FA Cup. Amatorski klub w trzeciej rundzie wyrzucił za burtę Wimbledon, zaś wczoraj okazał się lepszy od Bournemouth, walczącego przecież o awans do Premier League.
Nagrodą za ten niezwykły wynik jest nie tylko udział w kolejnej rundzie i mecz z Evertonem, rywalem prosto z angielskiej elity, ale przede wszystkim pieniądze, które pozwolą na dalszy rozwój projektu, o którym słyszało relatywnie mało osób.
Boreham Wood jest bowiem czymś znacznie więcej niż tylko pucharową sensacją, mogącą zniknąć po starciu z “The Toffees”. Ten piątoligowy klub stara się, by osiągnięcia podobne do tegorocznego były nie tylko chwilowym wyskokiem, ale czymś, co będzie się powtarzać cyklicznie.

Sukces nie tylko w pucharze

Podstawą funkcjonowania Boreham Wood jest akademia. Powstała w 2002 roku i w ciągu swojej 20-letniej historii może pochwalić się licznymi sukcesami, tym bardziej, że mówimy o strukturach klubu, który nigdy nie zawitał na profesjonalny poziom rozgrywkowy w Anglii.
Przez kilkanaście lat przez drużyny młodzieżowe “The Woods” przewinęli się tacy piłkarze jak Iliman Ndiaye, Sorba Thomas, Pelly Ruddock, Ben Goodliffe. Chociaż dla większości są to zupełnie anonimowi zawodnicy, to dla społeczności Boreham ich przykład jest wzorcem sukcesu. Każdy z nich gra w zawodowej lidze - Nidaye reprezentuje Sheffield United, Thomas gra dla Huddersfield i reprezentacji Walii, Ruddock spełnia się w Luton Town, natomiast Goodliffe trafił do Wolverhampton.
Wszyscy na szerokie wody futbolu wypłynęli właśnie w akademii Boreham Wood. Nie są jednak jedynymi przykładami na to, że szkolenie młodzieży w tym niepozornym klubie stoi na wysokim poziomie. Od 2002 roku dwunastu zawodników wychowanych przez trenerów “The Woods” podpisało profesjonalny kontrakt. To już robi wrażenie, ale dla sztabu piątoligowego klubu liczy się jeszcze inna statystyka, którą trudno wyrazić dokładnymi liczbami. Chłopaków, którym Boreham Wood pomogło wyjść na prostą, trzeba bowiem liczyć w dziesiątkach.
- Trafiają tutaj różni chłopcy. Mamy tutaj ludzi z dzielnic Tottenhamu, Hackney, a także wschodniego i południowego Londynu, z obrzeży. To trudne środowisko. Na pewnym etapie ktoś stamtąd staje przed trudnym wyborem drogi życiowej. My staramy się, by wyszli na prostą. Nie boję się tego powiedzieć: zmieniamy ich życie - stwierdził szkoleniowiec Boreham Wood, Luke Garrard.
- Mamy wielu zawodników, którzy trafili do profesjonalnej piłki i to jest super. Ale mamy też dziesiątki chłopaków, którzy dzięki nam zawrócili z drogi do śmierci lub więzienia, to dla nas ogromny sukces. Pamiętam pewnego nastolatka, którego zawinęliśmy prosto z ulicy. Teraz zdobył wykształcenie, jest nauczycielem. To duma dla naszego klubu - wspomina trener.
- Boreham jest naprawdę czymś więcej. Kiedy ja byłem młody, pamiętam, że istniała akademia Barnet, która tworzyła bezpieczną przystań. Nie wszyscy chłopcy mogą trafić do szkółek Arsenalu, Tottenhamu, dzieciaki z gorszych środowisk często pozostają bez wsparcia. My staramy się wyciągnąć do nich pomocną dłoń. Być drugim domem, w którym czują się dobrze - dodaje Garrard.
Kiedy szkoleniowiec Boreham wspomina o trudnym życiu w Londynie, zdecydowanie wie o czym mówi. W 2021 roku w stolicy Anglii zabito 29 nastolatków (przedział wiekowy 13-19 lat). To niechlubny rekord, najwyższy wynik od 2008 roku. Władze policji obawiają się, że liczba ta będzie tylko rosła.
W związku z tym Boreham, oprócz prowadzenia zajęć piłkarskich, uruchomiło również kurs edukacyjny dla chłopców od 16. do 19. roku życia, którego jednym z beneficjentów był wspomniany nauczyciel. To największy tego typu program w Anglii. Garrard twierdzi, że z ich pomocy korzysta obecnie 400 nastolatków.

Przykład idzie z góry

Adepci Boreham Wood nie muszą słuchać jedynie o chłopakach, którzy grają już w innych zespołach. Namacalny dowód na to, że można wyjść nawet z największego bagna w swoim życiu biega bowiem po boisku i nazywa się Adrian Clifton.
33-latek zdobył w tym sezonie dwie bramki. Obie w FA Cup, zatem jego wkład w bajkową przygodę “The Woods” jest olbrzymi. Nie byłoby jednak Cliftona piłkarza, gdyby nie pomoc Iana Wrighta. Bez legendy Arsenalu obecny pomocnik Boreham pewnie dalej siedziałby w więzieniu.
Lata temu Adrian Clifton trafił do akademii “The Gunners”. Pochodził z biednej rodziny, mieszkał w trudnej dzielnicy, więc angaż w tak wielkim klubie znaczył dla niego więcej niż można się chyba spodziewać. Niestety, młody piłkarz był zbyt słaby, by przebić się przez kolejne szczeble i jako 15-latek został wyrzucony. To niemal złamało całe jego życie.
Nie chciał grać w innych klubach, chociaż starały się o niego Norwich City czy West Ham United. Zamiast tego Clifton wkroczył na drogę przestępstw i między 16. a 21. rokiem życia trafiał do więzienia trzy razy. Zarzuty zawsze były te same: posiadanie broni palnej oraz twardych narkotyków.
Podczas jednej z interwencji policji Clifton zabarykadował się w pokoju. Służby musiały przewiercić drzwi, żeby zaaresztować zawodnika.
Były junior Arsenalu trafiał do jednych z najcięższych placówek w Anglii. Podczas pobytu w Portland dowiedział się o programie resocjalizacyjnym, który organizował Ian Wright. Emerytowany piłkarz kręcił z telewizją “Sky Sports” dokument pod tytułem “Piłka nożna za kratami”, którego celem miało być wyznaczenie nowej ścieżki życia dla osadzonych. W wypadku Cliftona efekt przekroczył wszelkie przypuszczenia.
Wright szybko dostrzegł talent chłopaka i nie zapomniał o nim, gdy ten skończył swoją trzecią odsiadkę. Natychmiast zorganizował mu testy w Wycombe Wanderers. Clifton kontraktu nie otrzymał, ale - jak sam przyznaje - zrozumiał, że to jest jego życiowy cel. Futbol a nie więzienie.
W ciągu następnych lat stał się jednym z najlepszych zawodników National League, zaliczył kilkanaście występów dla reprezentacji Montserratu. Strzelił nawet gola Dominikanie, a obecnie staje przed życiową szansą, jaką jest mecz z Evertonem w 1/8 FA Cup.

Bliska relacja z Arsenalem

Ian Wright nie jest jednak jedynym spoiwem łączącym Arsenal z Boreham Wood. Kwestie współpracy zaczynają się już na stadionie piątoligowego klubu, który służy również drużynie pań “The Gunners”.
Do tego z boiska korzystają również młodzi zawodnicy jednego z gigantów Premier League. To sprawia, że “The Woods” znacznie łatwiej dbać o infrastrukturę, która - jak na warunki piątej ligi - robi duże wrażenie.
Nie byłoby jednak tego sukcesu, gdyby nie szybka decyzja Danny’ego Huntera. To on w 2002 roku stworzył akademię Boreham i to on w 1999 dogadał się z Arsenalem w sprawie współdzielenia stadionu z drużyną kobiet. Był to ruch nowatorski, bowiem żeński futbol był wówczas absolutnie niszową dyscypliną. Hunter wyczuł jednak okazję, a z efektów jego działania “The Wood” mogą czerpać przez kolejne lata.
- Rodzina Hunterów jest niesamowita. Zmienili ten klub o 180 stopni. To niewiarygodne, ile pieniędzy włożyli w rozwój Boreham. Mamy infrastrukturę, doskonałą akademię, programy dla młodych zawodników. Wszystko w myśl zasady: najpierw młodzież, potem pierwszy zespół - twierdzi Luke Garrard.

Klub na całe życie

Kilkukrotnie wspomniany Luke Garrard również jest postacią niezwykłą, być może nawet pomnikową dla Boreham. Swoją karierę piłkarską zaczął bardzo dobrze, grał w akademii Arsenalu i Tottenhamu. Pożegnano się z nim jednak zanim skończył 16 lat, co uświadomiło go, jak wielki ból mogą przeżywać chłopcy, którzy znajdują się w podobnej sytuacji.
W związku z tym jego pierwszą misją w Boreham było zajęcie się akademią. Do klubowych struktur trafił już w 2008 roku, miał wówczas zaledwie 23 lata. Nie bał się jednak niczego, podejmował się absolutnie każdego zadania. Nagrodą był awans na stanowisko asystenta pierwszej drużyny w 2015 roku.
- W Boreham robiłem już chyba wszystko. Teraz jestem szkoleniowcem drużyny seniorów, ale przyznaję, kiedyś szorowałem tutaj kible - wspomina Garrard w rozmowie z “The Guardian”.
Niedługo po swojej nominacji na asystenta, Anglik przejął wszelkie obowiązki. Z klubu odszedł Ian Allison i 30-latek był jego naturalnym następcą. Stał się wówczas najmłodszym szkoleniowcem w pięciu czołowych ligach angielskiego futbolu.
Teraz, po siedmiu latach od tamtego wydarzenia, jest na dobrej drodze, by zapisać się w historii całej wyspiarskiej piłki. Jeśli jego Boreham Wood wyeliminuje Everton, zostanie drugim klubem "non-League" w historii, który awansuje do ćwierćfinału Pucharu Anglii. Wcześniej udało się to jedynie Lincoln City.

Przeczytaj również