Zobaczymy mecz marzeń? Liverpool i Sevilla nie wiedzą, jak to jest przegrać finał Ligi Europy

Zobaczymy mecz marzeń? Liverpool i Sevilla nie wiedzą, jak to jest przegrać finał Ligi Europy
katatonia82 / Shutterstock.com
Dzisiejszy finał Ligi Europy przejdzie do historii z kilku powodów - po pierwsze, co oczywiste, poznamy kolejnego triumfatora tych rozgrywek. Ale dla jednej z drużyn będzie to też pierwsza porażka w finale LE (a wcześniej Pucharu UEFA). Oba kluby łącznie aż siedmiokrotnie mierzyły się w decydującym starciu i wszystkie siedem meczów wygrały.


Dalsza część tekstu pod wideo
Sevilla triumfowała aż czterokrotnie i jeśli dziś powtórzy ten wynik, będziemy mieli kolejny historyczny wyczyn - trzeci raz z rzędu po Ligę Europy sięgnie ten sam zespół, rzecz póki co bez precedensu. 


Co ciekawe Hiszpanie w nazywanym czasem gorszym bratem Ligi Mistrzów pucharze zaczęli mieszać dopiero w ostatniej dekadzie. W sezonie 2005/2006 pokonali Middlesbrough (kto dziś pamięta o tym klubie?), rok później finał okazał się sprawą krajową - Sevilla mierzyła się z Espanyolem, wygrała po karnych. Najświeższe triumfy zespołu Unaia Emery'ego mamy w pamięci dość świeżo: to wygrane z Benficą (również po karnych) oraz Dnipro.


Liverpool wygrał LE o raz mniej, ale akurat "The Reds" mają też zapisaną piękną kartę występów w LM (łącznie zagrali w aż 12 finałach obu rozgrywek, wygrali osiem z nich). I tak, jak pamiętamy wyczyny Jerzego Dudka i spółki ze Stambułu (finał Ligi Mistrzów), tak również w Lidze Europy piłkarze z Anfield dostarczali nam niezapomnianych wrażeń. Finał przeciwko Alaves z sezonu 2000/2001, zakończony wynikiem 5:4, to już klasyka klasyk (wielu komentatorów twierdzi, że powtórką tamtych emocji był rewanż z Borussią Dortmund z tego sezonu, również dramatyczny i zwycięski dla liverpoolczyków). Pozostałe dwa finały "The Reds" grali w latach 70. - przeciwko Clube Brugge oraz Borussii Moenchengladbach (wówczas pojedynkowano się jeszcze w systemie mecz i rewanż).




Jak będzie dzisiaj? Być może nerwowo - zarówno ludzie Juergena Kloppa, jak i Emery'ego walczą nie tylko o kolejne trofeum (i serca kibiców). Od ponad roku obowiązuje bowiem regulamin UEFA, w myśl którego triumfator Ligi Europy awansuje bezpośrednio do fazy grupowej Ligi Mistrzów, a żaden z uczestników dzisiejszego finału takiej kwalifikacji nie wywalczył sobie poprzez ligę. Stawka jest więc gigantyczna, bo LM to nie tylko pieniądze, ale i większa szansa na przekonanie do transferu najlepszych piłkarzy (i akurat na tym bardziej pewnie zależy Kloppowi, który dopiero buduje "swój" Liverpool).


Na koniec ostatni "historyczny" fakt - Liverpool i Sevilla zagrają ze sobą po raz pierwszy. Niezła waga meczu, jak na pierwsze starcie, prawda?

Przeczytaj również