Zszokował Old Trafford, miał być przyszłością United, odnalazł się w 4. lidze. "Miałem gorsze, mroczne okresy"

Zszokował Old Trafford, miał być przyszłością United, odnalazł się w 4. lidze. "Miałem gorsze, mroczne okresy"
Matt Wilkinson/Focus Images/MB Media/PressFocus
Dublet w debiucie, w wieku 18 lat. Wielkie nadzieje. Całe Old Trafford zachwycone twoim talentem. W takich chwilach śnisz o wielkości. Niestety, marzenia nie zawsze się spełniają. James Wilson nie zrobił kariery w Manchesterze United, ani nigdzie indziej. Dziś pozostało mu granie w niższych ligach.
Jeśli jakikolwiek fan Manchesteru United sprawdzał wynik finału baraży o awans do League One między ekipami Mansfield i Port Vale, mógł się lekko zdziwić. Gola w nim strzelił bowiem wychowanek i niegdyś wielka nadzieja klubu z Old Trafford, James Wilson. 26-letniego dziś zawodnika kilka lat temu uważano za jeden z największych talentów United. Niestety, to już dawne czasy. Poważna kontuzja i problemy osobiste sprawiły, że Anglik nigdy nie wszedł na przepowiadany mu poziom. Ale nie zatracił się w rozczarowaniu. Cieszy się tym, co ma. I wciąż odzywa się w nim chłopak, który błyszczał w Teatrze Marzeń, strzelając dwa gole w debiucie w Premier League rodem z, no właśnie, marzeń.
Dalsza część tekstu pod wideo

Wymarzony debiut

Sezon 2013/14 nie przyniósł fanom Manchesteru United zbyt wielu powodów do radości. Do niedawna była to najgorsza kampania w historii ich występów w Premier League, przypłaconą posadą przez Davida Moyesa. Wśród pojedynczych momentów wspominanych z uśmiechem można umieścić spotkanie z Hull City w przedostatniej kolejce. Wtedy na ławce, w miejsce zwolnionego Szkota, zasiadł tymczasowy menedżer i wciąż aktywny piłkarz, Ryan Giggs. Walijczyk miał w nim swój benefis. Obok jego pożegnania oglądaliśmy też jednak początek - jak się wydawało - nowej ery klubu. Giggs dał szansę debiutu dwóm młodym wychowankom, Tomowi Lawrence’owi i Jamesowi Wilsonowi. Dla drugiego z nich wieczór 6 maja pozostanie prawdopodobnie najpiękniejszym momentem w życiu.
Nastoletni napastnik wykorzystał zaskakującą okazję na przedstawienie się ponad 75 tysiącom kibiców zgromadzonym na Old Trafford, spełniając dziecięce marzenia. Chłopak związany z United od siódmego roku życia na “dzień dobry” strzelił dwa gole. Wszyscy fani łapali się za głowy, mieli nadzieję, że oglądają coś wielkiego, początek wspaniałej historii wychowanka rozpoczynającego drogę na szczyt.
Wygrana z Hull 3:1 w perspektywie wyników na koniec sezonu nie znaczyła absolutnie nic. Wilson i kibice mieli jednak sporo powodów do ekscytacji. Oto był dzień, w którym rozbłysła nadzieja na nowego, świetnego adepta wielce cenionej klubowej akademii.
- To naturalny snajper, ale ma w sobie coś więcej. Umie się obrócić, przeprowadzić rajd i jest bardzo inteligentnym zawodnikiem - komplementował go po meczu Giggs.

Smutna weryfikacja

Po Moyesie i krótkim epizodzie “Giggsy’ego” stery na Old Trafford przejął Louis van Gaal, słynący z wiary w młodych piłkarzy. Wilson mógł więc liczyć na zaistnienie w pierwszym zespole. I rzeczywiście. Początkowo dostawał od Holendra regularne szanse gry, głównie w roli zmiennika, choć zdarzyło mu się również zagrać od pierwszej minuty w prestiżowym, ligowym starciu przeciwko Liverpoolowi.
Dynamicznego, odznaczającego się niezłym wykończeniem zawodnika uznawano za duży talent. Ogromny wpływ na to miał oczywiście jego udany debiut, ale też jakościowe występy w rezerwach i grupach młodzieżowych znamionowały naprawdę perspektywicznego piłkarza.
Wygranie rywalizacji z gwiazdami ofensywy “Czerwonych Diabłów” stanowiło jednak niesamowicie trudne zadanie. Wilson został wreszcie przyspawany do ławki. Po zaledwie kilku miesiącach drugiego roku pracy van Gaala wysłano go na pierwsze z wielu wypożyczeń. Pod wodzą Holendra zaliczył też ostatni występ w barwach United. Łącznie uzbierał ich 20 i strzelił cztery gole. A potem zaczął zwiedzać kluby Championship.
Na start: Brighton & Hove Albion i pięć goli. Wynik przyzwoity, choć nie rewelacyjny. Problem w tym, że w międzyczasie na Old Trafford wypłynął talent Marcusa Rashforda, a skrzydła rozwijał Anthony Martial. Gdy więc latem 2016 roku do Manchesteru przybył Jose Mourinho, a wraz z nim Zlatan Ibrahimović, dla Wilsona nadal nie było miejsca. Tym razem trafił do Derby County. Tam jednak szybko doznał kontuzji więzadła krzyżowego i przedwcześnie zakończył sezon. Potem próbował jeszcze odnaleźć dawnego siebie w Sheffield United, lecz się nie udało.
Tym samym nastąpiła smutna weryfikacja talentu wychowanka “Czerwonych Diabłów”. Wilson nie tylko nie dał rady wymaganiom United, ale po poważnej kontuzji odbił się również od Championship. W Manchesterze właściwie go skreślono. W wieku 23 lat wylądował w szkockim Aberdeen, z którym wreszcie związał się na stałe po tym, jak na Old Trafford nie zaoferowano mu nowej umowy. To był jeden z najgorszych momentów jego kariery, lecz nie zamierzał z niej zrezygnować.
- Wydaje mi się, że to stanowiło moment zwrotny. Mogłem wszystko rzucić, gdybym tylko chciał, ale nie mogłem, bo kocham ten sport - wspominał w rozmowie z “Daily Mail”.
Pożegnanie z United stanowiło swego rodzaju “oczyszczenie”. Koniec presji i wielkich nadziei, które stanowiły jednocześnie spełnienie marzeń i przekleństwo.

Sen w koszmar

Kilka tygodni temu Wilson opowiadał o najtrudniejszych momentach kariery na łamach “Daily Mail”. Wspominał, że samo znalezienie się w kadrze “Czerwonych Diabłów” w młodym wieku stanowiło ogromne wyzwanie. Start rzeczywiście wyglądał idealnie, lecz jednocześnie wywindował oczekiwania bardzo wysoko. Kto wie, czy nie za wysoko.
- Wdarłem się do zespołu bardzo wcześnie i okazałem się naiwny. Nie dostrzegałem efektów presji, jaką wywierało tylu kibiców - tłumaczył. Wyjawił też, kiedy czuł się najgorzej. - Najtrudniej było po zerwaniu więzadeł, to gorsze niż zwolnienie [z Manchesteru United] - mroczny czas.
Niektórzy mogą pamiętać Wilsona z dziwacznego incydentu w trakcie jego pobytu w Brighton. 1 stycznia 2016 Albion grało z Wolves, a Anglik… zwymiotował chwilę po wyjściu na murawę. Nagranie z tego zdarzenia szybko zdobyło popularność - wszak wiadomo, takie sceny po 31 grudnia budzą oczywiste skojarzenia. Piłkarz wyjawił jednak, że rzeczywistość wyglądała zdecydowanie inaczej niż podłapały to media.
- Presja i strach mnie przytłoczyły. Nie mogłem tego powstrzymać. Czułem się chory. To zdarza się piłkarzom, zwłaszcza przed kamerami. To zdarzyło się w Nowy Rok, co nie pomogło. Kibice szybko założyli, że to przez kaca po Sylwestrze. Miałem 18 lat, gdy trafiłem do Brighton. Nigdy wcześniej nie przeżyłem takiego wyjazdu, ale to przygotowało mnie na to, co miało nadejść - wspominał 26-letni dziś zawodnik.
W młodości James Wilson dał się pochłonąć presji. Przez to każde potknięcie, każdy poważniejszy problem, np. wspomniany uraz kolana, stawał się jeszcze większą przeszkodą. W końcu jednak nadszedł “reset”. Po nim spojrzenie wychowanka “Czerwonych Diabłów” na futbol się zmieniło.

Radość w niższych ligach

Wilson wrócił do Anglii dwa i pół roku temu. Trafił do czwartoligowego Salford City, należącego do członków słynnej “Class of ‘92”. Jednym z udziałowców jest zresztą Ryan Giggs. James grał tam półtora roku. Choć występował na niskim poziomie rozgrywkowym, wreszcie nadeszła stabilizacja. To jej potrzebował. Dzięki temu i odpowiedniemu otoczeniu zapomniał o dręczących go demonach. Dopiero tam zrozumiał, jak bardzo brakowało mu tego na Old Trafford.
- Miałem gorsze, mroczne okresy, ale można je przyćmić lepszymi doświadczeniami oraz ludźmi, których poznajesz. (...) Jeżeli ludzie chcą nazywać mnie porażką, to mogą mieć taką opinię. Ja chcę jednak zapewnić, że pracuję ciężko tydzień w tydzień, żeby przywrócić moją karierę na dawne tory. Gdybym miał dać radę młodszemu sobie, powiedziałbym, by cieszył się piłką. Kiedy zaczynałem jako młodziak, nie zdawałem sobie z tego sprawy - możemy przeczytać jego słowa na łamach “Manchester Evening News”.
Sezon 2021/22 okazał się najlepszym w jego karierze. Przeniósł się z Salford do także rywalizującego w League Two Port Vale. W nowych barwach strzelił 15 goli we wszystkich rozgrywkach. Takiego wyniku nie wykręcił nigdy wcześniej. Pomógł tym samym drużynie w awansie do baraży o przepustkę do League Onei. W nich trafiał w obu półfinałowych spotkaniach oraz wygranym z Mansfield Town finale na Wembley.
Po tej bramce, zdobytej na jednym z największych stadionów na świecie, można było dostrzec, że na chwilę powrócił ten rozentuzjazmowany 18-latek, który blisko dekadę temu zadziwił tłumy na trybunach Old Trafford. To dowód na to, że wreszcie odnalazł siebie. To było ukoronowanie drogi, jaką przeszedł. Tak, dziś ma 26 lat i zaraz będzie szykował się do sezonu w trzeciej lidze. Może kiedyś uznałby to za porażkę. Ale teraz patrzy na to inaczej. Dzisiejszy James Wilson cieszy się tym, co ma. I chociaż fani United mogą myśleć o nim w kategoriach “co by było, gdyby”, on sam tego nie robi. Bo choć nie spełnił pokładanych w nim wielkich nadziei, to nauczył się akceptować swoje położenie i wygrał z problematyczną presją. A w świecie wielkiego futbolu to nie jest wcale łatwe zadanie.

Przeczytaj również