W wieku 18 lat grał w B Klasie. Później strzelał Realowi Madryt, a Beckenbauer chciał go w Bayernie

W wieku 18 lat grał w B Klasie. Później strzelał Realowi Madryt, a Beckenbauer chciał go w Bayernie
MediaPictures.pl/Shutterstock
Gdyby ktoś powiedział 18-letniemu Jackowi Krzynówkowi, że w przyszłości zostanie piłkarzem, pojedzie na dwa mundiale, mistrzostwa Europy, zagra prawie sto spotkań w polskiej kadrze, a na rozkładzie w Lidze Mistrzów będzie miał Real Madryt, pewnie spojrzałby on na takiego jegomościa z politowaniem. Ale to sama prawda. Chociaż jego kariera rozwinęła się stosunkowo późno, nabrała później niezłego rozpędu.
W momencie ukończenia pełnoletności Krzynówek grał bowiem w… B Klasie. Jednocześnie chodził jeszcze wtedy do technikum murarskiego, a futbol był dla niego - jak dla wielu reprezentantów “ósmej ligi mistrzów” tylko - i aż - pasją.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Graliśmy nawet pod Opocznem, piotrkowska B klasa obejmowała całkiem spory rejon. Jeździliśmy wesołym autobusem, klasycznym starym ogóreczkiem. Wyniki to i 15:0, gdzie strzeliło się jedenaście bramek, ale czasem wysoko się przegrało - opowiadał w wywiadzie z portalem “Weszło”.

Za dobry na “Serie B”

W końcu szalejącego w Chrzanowicach młodzieńca dojrzał pobliski, znacznie większy RKS Radomsko, który grał już wówczas w III lidze. Debiut? Gol. Krzynówek twierdzi, że prezentował wtedy taki sam poziom jak w B Klasie, tylko miał w drużynie lepszych zawodników. Było na tyle dobrze, że udało się awansować szczebel wyżej.
Wszystko szło błyskawicznie. Z B Klasy do III ligi, zaraz awans do drugiej, w końcu transfer do Rakowa Częstochowa. Tam pierwsze mecze w Ekstraklasie, których w sezonie 1996/1997 uzbierał 17. Wtedy Krzynówek jeszcze szczególnie się nie wyróżniał. Zrobił więc - mogło się wydawać - krok w tył, który zaraz pozwolił jednak wykonać dwa do przodu. Odszedł do spadającego właśnie z elty GKS-u Bełchatów. Pograł sezon na zapleczu, a “Brunatni” po niespełna roku zaliczyli powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej.
Tam Krzynówek doczekał się pierwszych bramek strzelonych na tym poziomie. Zagrał 27 spotkań, sześć razy wpisując się na listę strzelców, choć aż cztery z tych goli były trafieniami z rzutów karnych. Wciąż stosunkowo młody skrzydłowy pokazał się jednak na tyle dobrze, że szybko wpadł w oko zagranicznym klubom.

“Pojadę na rok”

Padło na grającą wtedy w 2. Bundeslidze Norymbergę.
- Nie byłem przekonany do wyjazdu, w Polsce układałem sobie życie. Ostatecznie wyjechałem z założeniem, że pojadę na rok, zarobię i wrócę. Kierowcy od prezesa Dąbrowskiego zawieźli mnie do Norymbergi. Rozłożyłem się w hotelu i popłakałem. Co ja tutaj robię? W Polsce mam super dziewczynę, rodzinę, tutaj nie mam nic. Jestem sam, daleko od domu, w obcym kraju, nie znając języka - tak Krzynówek wspominał pierwsze chwile za zachodnią granicą.
Ale jak to mówią, dobry piłkarz poradzi sobie wszędzie. Przez dwa sezony Polak występował jeszcze w niemieckiej drugiej lidze. Poznawał kraj, język, tamtejszy futbol. Przygotowywał się poniekąd na wejście do tamtejszej elity. Na zapleczu w 67 meczach strzelił dziesięć goli. W końcu Norymberga z nim w składzie wygrała 2. Bundesligę, zapewniając sobie upragniony awans.
Chciał spędzić tam rok i uciekać, a został łącznie przez pięć lat. Po awansie zagrał dla Norymbergi jeszcze dwa sezony w Bundeslidze, do tego jeden już po spadku z niej. Ten ostatni szczególnie udany, zakończony aż 12 golami i dziewięcioma asystami. Wtedy parol na polskiego piłkarza zagiął wielki Bayer Leverkusen, który jeszcze kilka lat wcześniej doszedł do finału Ligi Mistrzów, a sezon Bundesligi kończył właśnie na trzecim miejscu.

Wybacz, Iker

W szatni Juan, Roque Junior, Dimitar Berbatov, Bernd Schneider, Andriy Voronin. Na pewno pamiętacie, bo oglądanie wtedy Bayeru w akcji było dla Polaków jak późniejsze śledzenie zmagań Borussii Dortmund z naszym trio w składzie. Siadaliśmy jak do telenoweli, by podziwiać Krzynówka ładującego z dystansu bramkę Ikerowi Casillasowi.
Polak nie potrzebował żadnego czasu na aklimatyzację w nowym klubie. W pierwszej kolejce nowego sezonu Bundesligi wszedł jeszcze z ławki, ale potem stał się już etatowym zawodnikiem zespołu prowadzonego przez Klausa Augenthalera.
15 września 2004 roku. Do Leverkusen przyjechał wielki Real Madryt. Ten, który dwa lata wcześniej pokonał “Aptekarzy” w finale Ligi Mistrzów. Okazja do rewanżu była więc idealna. W 39. minucie Krzynówek huknął z 35(?) metrów, piłka odbiła się od słupka, pleców Casillasa i wpadła do siatki. Maestria, choć dziś takiego gola przypisanoby Hiszpanowi.
- Jurek Dudek zawsze się ze mnie śmieje, że dwie moje najbardziej znane bramki, czyli ta wbita Casillasowi i ta z Portugalią, to samobóje. Zamknąłem oczy i strzeliłem. Mogła równie dobrze polecieć nad trybuny. Nigdy nie mówię, że tak chciałem uderzyć, nie zakładałem takiego strzału. Ale kto nie ryzykuje, ten nie ma - mówił Krzynówek w wywiadzie dla “Weszło”.
Później po asyście Polaka na 2:0 trafił Franca, a gwóźdź do trumny “Królewskich” wbił jeszcze Berbatov. Real wracał więc do Madrytu z bagażem trzech bramek.
Dwie kolejki później Krzynówek sforsował też defensywę Romy, strzelając równie piękną bramkę. Liga Mistrzów ewidentnie przypadła mu do gustu. Bayer ostatecznie pożegnał się z rozgrywkami w 1/8 finału, przegrywając wyraźnie z Liverpoolem (1:3, 1:3), ale Polak na pożegnanie strzelił jeszcze swojemu koledze, Jerzemu Dudkowi.
W Bundeslidze Krzynówek też nie schodził poniżej wysokiego poziomu. Upodobał sobie jednak bardziej dostarczanie dobrych piłek kolegom, dzięki czemu rozgrywki zakończył z bilansem aż 11 asyst. Sam do siatki trafiał sześciokrotnie.

Zamiast Bayernu… Wolfsburg i Hannover

Polak wskoczył na swój topowy poziom. Pokazał się w Europie, a Franz Beckenbauer pytany o to, kogo chciałby ściągnąć z Leverkusen do Bayernu, wskazywał właśnie Krzynówka. Urodzony w Kamieńsku skrzydłowy do wielkiego klubu z Monachium nigdy nie trafił, a w następnym sezonie zaczął mieć nawet problemy z regularnymi występami w Bayerze. Zagrał tylko w 21 spotkaniach. W wielu nawet nie od pierwszej minuty. Wpływ na taki rozwój wydarzeń miała na pewno zmiana trenera. Augenthalera zastąpił Rudi Völler, a pozycja Polaka nagle osłabła.
Ale drogi Augenthalera i Krzynówka przecięły się ponownie niezwykle szybko. Ten pierwszy wylądował w Wolfsburgu, a niedługo później ściągnął do siebie i polskiego pomocnika. Może Krzynówek w barwach “Wilków” już tak nie błyszczał, ale i tak miewał naprawdę dobre momenty. Przez 2.5 sezonu zagrał prawie 70 meczów. Bilans - dziewięć goli, 13 asyst. No nie ma co ukrywać, bez szału, ale przebłyski były.
No i co najważniejsze - z “Wilkami” wywalczył historyczne mistrzostwo Niemiec, chociaż cegiełka do niego dołożona byłaby widoczna co najwyżej pod mikroskopem. W sezonie 2008/2009 zagrał bowiem w koszulce Wolfsburga cztery mecze, a uściślając... 114 minut. Zimą zmył się do Hannoveru, ale mistrz jest? Jest.
Chociaż Krzynówek płakał, gdy wyjeżdżał do Niemiec, okazało się, że właśnie za naszą zachodnią granicą zakończył karierę. Na ostatniej prostej pograł jeszcze nieco ponad sezon we wspomnianym Hannoverze 96. W końcu jednak zadecydował, że czas zawiesić buty na kołku. Od tamtego momentu mija dziesięć lat. Ale ten czas leci...

Niechlubny hat-trick

W całej tej opowieści nie można pominąć też wątku reprezentacyjnego. Chociaż... wątek to w tym przypadku słowo zdecydowanie nieodpowiednie. Mało kto może pochwalić się bowiem aż 96 występami z orzełkiem na piersi. Pod tym względem Krzynówek plasuje się w tym momencie na szóstej pozycji w historii.
Kariera reprezentacyjna była zdecydowanie słodko-gorzka. Udało się zagrać przecież dwa razy na Mistrzostwach Świata (2002 i 2006), raz na Euro (2008). Problem w tym, że wszystkie wymienione turnieje były wielką klapą. Ale to już nie tylko wina Krzynówka.
Jerzy Dudek miał rację. Pierwsze skojarzenie z karierą klubową naszego skrzydłowego - gol z Realem. Piłka odbita od słupka i pleców Casillasa. Pierwsze skojarzenie z gry w kadrze - gol z Portugalią. Futbolówka trafiająca najpierw w słupek, zaraz potem w plecy Ricardo, w końcu lądująca w siatce. W jakimś sensie historia zatoczyła koło.
***
Brakuje nam dziś w kadrze takiego Jacka Krzynówka. O ile na większości pozycji nie mamy większych dziur, to akurat skrzydła mocno cierpią. Jest Kamil Grosicki, ale on też jest już bliżej końca niż początku swojego grania. Z miesiąca na miesiąc zacznie tracić pewnie swój największy atut, czyli szybkość. Kuba Błaszczykowski to już przede wszystkim doświadczenie i charyzma. Mamy Damiana Kądziora, piłkarza solidnego, ale w kadrze wciąż nieogranego. Do tego Przemysława Frankowskiego i kilku obiecujących młokosów. Trochę bieda.
Szkoda, że Krzynówek nie załapał się na nieco późniejsze czasy, gdy potencjał naszej reprezentacji znacznie wzrósł. Ale… nie ma co gdybać. Panie Jacku, dobrze było oglądać Pana w akcji. Niech Pan tylko powie, gdzie następcy?
Dominik Budziński

Przeczytaj również