“Skandaloza” w Lechu Poznań, Liga Mistrzów z Dinamem Zagrzeb. Nenad Bjelica stworzył maszynę do wygrywania

“Skandaloza” w Lechu Poznań, Liga Mistrzów z Dinamem Zagrzeb. Nenad Bjelica stworzył maszynę do wygrywania
asinfo
Jak wiele może wydarzyć się przez nieco ponad rok? Chyba całkiem sporo. Można zmienić w tym czasie miejsce zamieszkania, kierunek studiów, pracę. I właśnie przy tej ostatniej kwestii chciałbym zatrzymać się na dłużej. 10 maja 2018 roku zwolniony z Lecha Poznań został Nenad Bjelica. Nie poradził sobie w Polsce, to chyba jest słaby, nie? Nic bardziej mylnego. Teraz Chorwat zamiast jechać na ligowy mecz do Zabrza, planuje taktykę na spotkanie z Manchesterem City.
Wiadomo, że trenerska karuzela w Polsce kręci się bardzo szybko. Bjelica i tak wytrzymał na niej, jak na nasze realia, wyjątkowo długo. Kontrakt z “Kolejorzem” podpisał w sierpniu 2016 roku. W naszym kraju spędził więc niecałe dwa lata.
Dalsza część tekstu pod wideo

Ofiara własnych wyników

W pierwszym sezonie przy Bułgarskiej pechowo uciekły mu dwa trofea do zdobycia. Najpierw Lech sensacyjnie przegrał w finale Pucharu Polski z Arką Gdynia, a kilka tygodni później zakończył rozgrywki ówczesnej Lotto Ekstraklasy na trzecim miejscu, choć do pierwszej Legii stracił tylko dwa punkty.
Apetyty w Poznaniu w ostatnich latach zawsze były mocno rozbudzone. Zajęcie trzeciego miejsca uznano więc za porażkę, a przegrany finał krajowego pucharu tylko spotęgował frustrację. W następnym sezonie miało być już tylko lepiej.
Przez długi czas faktycznie było, chociaż w Lidze Europy “Kolejorz” pechowo odpadł z holenderskim Utrechtem. Jak to często bywa w przypadku polskich klubów, w sierpniu można było skupić się na lidze.
Brak konieczności słynnego “grania co trzy dni” dobrze wpłynął na Lecha, który sezon zasadniczy skończył na pozycji lidera. Wydawało się, że ma przed sobą prawdziwą autostradę do mistrzostwa. Szybko okazało się, że jest to co najwyżej powiatowa droga, pełna dziur i wybojów.
W pięciu pierwszych meczach fazy mistrzowskiej, Lech zdobył tylko cztery punkty, przegrywając na własnym stadionie z Koroną Kielce, Górnikiem Zabrze i Jagiellonią Białystok. Stadion przy Bułgarskiej, który miał być twierdzą, okazał się miejscem rozdawania punktów.
Na dwie kolejki przed końcem zespół z Poznania nie miał już szans ani na mistrzostwo, ani na drugie miejsce. Zarząd klubu zdecydował się zwolnić Nenada Bjelicę, a drużynę do końca sezonu poprowadził… tercet trenerów - Rafał Ulatowski, Jarosław Araszkiewicz i Tomasz Rząsa.
Jak władze Lecha tłumaczyły swoją decyzję? Według Piotra Rutkowskiego, problem leżał w mentalności chorwackiego szkoleniowca, co biorąc pod uwagę jego obecne wyniki w zespole z Zagrzebia, może dziś lekko szokować.

“Circus” i “skandaloza” czy dobra decyzja?

Podczas pobytu w Polsce Bjelica niejednokrotnie pokazywał też swoje lingwistyczne umiejętności. Komentował decyzje sędziów, nerwowo tłumaczył porażki swojego zespołu. Jego zachowanie stało się częstym tematem “szydery” ze strony kibiców czy dziennikarzy.
Czy samo zwolnienie Bjelicy było “skandalozą” ze strony władz Lecha? Wtedy pewnie można to było jakoś wytłumaczyć. Ostatecznie przecież Chorwat nie zdobył żadnego trofeum przez dwa lata, a jego drużyna rok po roku wykładała się na ostatniej prostej.
Z perspektywy czasu wygląda to jednak trochę inaczej. Dziś Lech może pomarzyć o takiej grze i wynikach, jakie notował za kadencji Bjelicy. W ciągu ostatnich miesięcy przy Bułgarskiej dużo gorzej radzili sobie Ivan Djurdjević i Adam Nawałka, a i obecny Lech prowadzony przez Dariusza Żurawia zajmuje w lidze dopiero 9. miejsce.
Chorwacki szkoleniowiec miał co prawda nieco większy potencjał kadrowy, ale i tak wydaje się, że wyciskał z “Kolejorza” niemal maksimum. Dziś zespół z Poznania okupuje miejsce w środku ligowej tabeli, a Bjelica przeżywa w Zagrzebiu swój najlepszy czas w karierze.

Krótkie bezrobocie

Chorwat nie zdążył nawet nacieszyć się “wolnością” po zwolnieniu z Lecha, bo już kilka dni później objął stery w Dinamie Zagrzeb. Co ciekawe, przejął zespół ze stolicy Chorwacji na… kolejkę przed końcem sezonu, gdy drużyna miała już zapewnione mistrzostwo kraju.
Skąd więc taka decyzja władz Dinama? W czterech meczach poprzedzających przyjście Bjelicy, zespół zdobył zaledwie jeden punkt. Zdecydowano się zatem na trenerską roszadę.
Były trener Lecha nie przyczynił się więc do mistrzostwa zdobytego w sezonie 2017/2018, ale swoją klasę udowodnił już w kolejnych rozgrywkach. Nie udało się co prawda awansować do Ligi Mistrzów (porażka w IV rundzie eliminacji z Young Boys Berno), ale w Lidze Europy Dinamo grało kapitalnie.
W fazie grupowej zespół Bjelicy zdobył aż 14 punktów, nie przegrywając żadnego meczu, chociaż musiał mierzyć się z takimi drużynami jak Fenerbahce Stambuł i Anderlecht. W stawce był jeszcze Spartak Trnava, ale nie oszukujmy się, z nimi problemy może mieć Legia Warszawa, nie Dinamo Zagrzeb.
W 1/16 finału Chorwaci okazali się lepsi od Viktorii Pilzno. Później na ich drodze stanęła Benfica Lizbona, co niestety zakończyło przygodę Dinama z Ligą Europy. W pierwszym spotkaniu udało się jeszcze wygrać, ale w rewanżu ekipa z Portugalii okazała się lepsza (choć dopiero po dogrywce).
Drużyna prowadzona przez Bjelicę w cuglach wygrała też ligę chorwacką, mając na koniec sezonu aż 25(!) punktów przewagi nad drugą Rijeką.

Wielkie talenty i znajomi z Ekstraklasy

Kadra Dinama Zagrzeb to niezwykle ciekawa mieszanka. Znajdziemy tu i wielkie talenty, warte grube pieniądze, i piłkarzy doświadczonych, ogranych na europejskich boiskach, a nawet naszych znajomych z polskiej Ekstraklasy.
Prawdziwą “perełką” w zespole Bjelicy jest w tym momencie Dani Olmo. To młodzieżowy reprezentant Hiszpanii, który błyszczał chociażby na niedawnym turnieju Euro U-21 we Włoszech, gdzie jego drużyna mierzyła się m.in. z Polską. Były piłkarz Espanyolu i FC Barcelony już teraz wyceniany jest na 30 mln euro. To raczej kwestia czasu, kiedy trafi do silnego europejskiego klubu.
Rówieśnikiem Olmo jest też Nikola Moro. Mimo młodego wieku Chorwat stanowi o sile środkowej formacji Dinama Zagrzeb. Ponadto, duże nadzieje wiąże się z takimi piłkarzami jak Dominik Livaković, Bruno Petković czy Mislav Orsić, choć są to zawodnicy już kilka lat starsi niż wspomniana dwójka.
Chociaż Nenad Bjelica odszedł z Ekstraklasy, można z przekąsem powiedzieć, że Ekstraklasa z niego nie. Opuszczając “Kolejorza” Chorwat zabrał ze sobą do Zagrzebia Emira Dilavera i Mario Situma, niedługo później do jego zespołu dołączył Damian Kądzior, a w ostatnich tygodniach do stolicy Chorwacji przeniósł się jeszcze Sandro Kulenović.
Dużą rolę w jego zespole odgrywa zwłaszcza Dilaver. W poprzednim sezonie to samo można było powiedzieć o Kądziorze, ale w obecnych rozgrywkach Bjelica niestety rzadko stawia na reprezentanta Polski.

Drużyna bez kompleksów

Kto spodziewałby się, że Dinamo Zagrzeb na inaugurację Ligi Mistrzów pokona 4:0 Atalantę? Chyba nikt. To jednak nie sen. Bjelica i spółka faktycznie tego dokonali, a teraz czeka ich spotkanie z Manchesterem City.
Chociaż zdobycie na Etihad Stadium jakichkolwiek punktów graniczy z cudem, to chorwacki zespół wcale nie stoi na straconej pozycji w rywalizacji o drugie miejsce w grupie. Oprócz wspomnianych już City i Atalanty, stawkę uzupełnia Szachtar Donieck.
Niezależnie od tego jak zakończy się europejska przygoda Dinama Zagrzeb, trzeba otwarcie przyznać, że Nenad Bjelica wykonuje niesamowitą pracę.
Do tej pory były szkoleniowiec Lecha prowadził chorwacki zespół w 74 meczach. Wygrał 54 z nich, tylko 8 przegrał. Daje to rewelacyjną średnią 2,35 punktu na mecz. Dla porównania, w Lechu było to 1,85 punktu na spotkanie (co i tak jest niezłym wynikiem).
Jeśli jesteśmy już przy statystykach, warto spojrzeć jak pod tym względem prezentują się następcy Bjelicy przy Bułgarskiej. Ivan Djurdjević może się “pochwalić” średnią 1,36, Adam Nawałka 1,45, a Dariusz Żuraw 1,26. Kurtyna.
Liczby nie zawsze są miarodajne, ale w tym przypadku mówią bardzo wiele. Lech Poznań stracił po prostu bardzo dobrego trenera.
Dominik Budziński

Przeczytaj również