Legia Warszawa? Lechia Gdańsk? Nie, to Piast Gliwice na finiszu Ekstraklasy ma największe szanse ma tytuł

Waldek King czeka na koronację. Piast Gliwice idzie na mistrza. Ale czy to naprawdę sensacja?
Dziurek/ Shutterstock.com
Sześć kolejnych wygranych meczów. Najlepszy bilans meczów u siebie. Wygrane spotkania – na wyjeździe! - z bezpośrednimi rywalami do tytułu. Punkt przewagi nad drugą drużyną na dwie kolejki przed końcem ligi. Czy to naprawdę możliwe, aby Piast Gliwice utarł wszystkim nosa?
Coś, co w ogóle nie miało się wydarzyć, właśnie się dzieje. Ekstraklasa po raz kolejny udowadnia, że nie ma ligi bardziej absurdalnej, mającej logikę za nic nieznaczące słowo. Kiedy w 27. kolejce Lechia wygrała z Piastem 2:0, wydawało się, że wszystko jest już jasne. Wygrana gliwiczan pozwoliłaby włączyć im się w walkę o tytuł. Jednak porażka była kwitowana jednoznacznie – w wyścigu pozostali wyłącznie gdańszczanie i Legia. Ale to polska liga, nie mogło być tak prosto.
Dalsza część tekstu pod wideo
Po tym meczu mówiło się już o pewnym wicemistrzostwie dla Lechii. Nawet gdyby gdzieś się potknęła, nic nie miało się zmienić w czubie tabeli. A tu proszę. „Biało-zieloni” spuchli, bo w końcu musieli, i cała mistrzowska zabawa zaczęła się od nowa. Wszystko dzięki Piastowi prowadzonemu przez Waldemara Fornalika, który po raz kolejny udowadnia, że do prowadzenia klubów to się akurat nadaje świetnie.
Aż niemożliwe, że faceta nie pogonili, kiedy w ubiegłym sezonie ledwo się utrzymał w najwyższej klasie rozgrywkowej. W Gliwicach jednak wytrzymali ciśnienie – uwierzyli nie tylko w trenera, ale i w jego plan. Piast miał być solidnym ligowcem pod wodzą Fornalika. Jednak nikt się nie spodziewał, że aż tak solidnym.

Panowie, gramy swoje!

Na pewno kluczem do sukcesu Piasta było to, że oni przez większość sezonu nic nie musieli. Grali swoje, nie oglądając się na innych. Ale też inni nie oglądali się na „Piastunki”. Polska tak bardzo zafiksowała się na punkcie walki Lechii z Legią, że kolejne świetne mecze śląskiej drużyny przechodziły bez większego echa. Tu z kimś wygrali, tam z kimś wygrali, mają więc szansę na medal, ale najwyżej brązowy.
News random
alphaspirit / shutterstock
Aż tu nagle coś zażarło bardziej niż do tej pory. Piast zaczął seryjnie wygrywać. Sześć ostatnich spotkań to sześć zwycięstw! Pełna pula i dwie najważniejsze wygrane – 2:0 w Gdańsku oraz 1:0 przy Łazienkowskiej. Najpoważniejsi kandydaci do tytułu na kolanach. Gliwiczanie wygrali w świetnym stylu. Tu nie było mowy o przypadku.
Ten zespół po prostu został świetnie przygotowany do najważniejszej części sezonu. Lechia, która była liderem pół roku, wywaliła się na ostatniej prostej. Mimo solidności, po prostu zabrakło sił, a kontuzje tylko pogorszyły sprawę. Legia? Cóż, Legia jest tragiczna w tym sezonie i po odejściu Sa Pinto wcale nie gra lepiej, tylko szybciej, co pomogło jej odrobić straty do oddychającej rękawami Lechii.
A Piast? Fornalik po prostu świetnie rozegrał ten sezon. Nie do końca wiadomo czy taki miał plan od początku, czy też w pewnym momencie zobaczył, że zawodnicy jak Sedlar, Hateley, Valencia czy Parzyszek złapali życiową formę i przykręcił śrubę w najważniejszym momencie. ESA37 pokazuje, że najwyższą dyspozycję trzeba mieć w ostatnich 8-10 kolejkach. To właśnie wtedy wszystko się rozstrzyga. Piast wykorzystuje to, jak na razie do cna.

Twierdza Gliwice – klucz do mistrzostwa leży na własnym stadionie

Nie od dzisiaj wiadomo, że jak chcesz zdobyć tytuł, musisz wygrywać u siebie. Do pewnego momentu taka twierdza była w Gdańsku. Konkretnie do 31. kolejki. Wtedy właśnie przyjechał Piast, wygrał i już od tamtej pory nie przegrał. Ponadto to właśnie gliwiczanie mają najlepszy bilans meczów u siebie w tym sezonie. Na 18 meczów aż 14 wygrali. Tylko trzy remisy i jedna porażka. Dla porównania: Lechia tylko 11 zwycięstw, Legia 10. Różnica jest bardzo duża.
Zwłaszcza w punktach. Aż 45 punktów ugrali u siebie gliwiczanie. To o 7 więcej od „Biało-zielonych” i 11 więcej od „Wojskowych”. Piast, jeśli sięgnie po mistrzostwo Polski, to właśnie dzięki rewelacyjnemu bilansowi meczów na własnym boisku.
Poza tym dochodzi także czynnik ludzki. To nie jest przypadek. Parę lat temu, w sezonie 15/16, Piast też bił się o mistrza. Ostatecznie skończył na drugim miejscu. Ale porównując skład, wydaje się, że na kluczowych pozycjach są teraz więksi kozacy. Plach w bramce, duet Czerwiński-Sedlar na stoperze, Hateley w środku, Joel Valencia jako kreator i Parzyszek na szpicy, który odpalił we właściwym momencie.
Nie oszukujmy się, szczęście sprzyja lepszym. A Piast jest teraz najlepszy w lidze, bez wątpienia. Dowód? Ostatnia minuta w zakończonej kolejce. Mecz z Jagiellonią. Karny, który może praktycznie pogrzebać szanse na tytuł. W bramce 38-letni Szmatuła, który w tym spotkaniu zastąpił Placha. Do piłki podszedł Jesus Imaz, czyli praktycznie pewny gol. I co? Szmatuła broni kapitalnie, zapewniając nie tylko trzy punkty, ale i lidera oraz ogromne szanse na historyczny wynik.

Piast vs. Lechia i Legia – przewaga nie tylko punktowa

Piast w tej chwili jest na autostradzie do mistrzostwa. Ma punkt przewagi nad Legią i cztery nad Lechią. Jeśli nie zdarzy się jakiś kataklizm, będziemy mieli – patrząc przez pryzmat całego sezonu – sporą niespodziankę. Biorą jednak ekstraklasowe prawidła – wszystko jest możliwe.
Warto jednak przyjrzeć się innym atutom gliwiczan przed ostatnimi dwoma meczami tego sezonu. Jaka jest ich przewaga nad legionistami? Na pewno trener i bardzo stabilna, doskonała forma. Legia tak naprawdę nie wiadomo czy gra tak, bo Vuković okazał się dobrym trenerem, czy dlatego, że piłkarze dostali wolną rękę i mają grać na luzie, czy też dlatego, że może jednak Sa Pinto nie był taki zły, tylko zawodnicy go lubili, bo trzymał ich za łeb.
Tak czy inaczej, to właśnie w doświadczeniu trenera należy upatrywać przewagi Piasta nad zespołem ze stolicy. Fornalik udowodnił zarówno w Gdańsk, jak i w Warszawie, że świetnie potrafi ustawić zespół pod konkretnego rywala, neutralizując jego wszelkie atuty.
A co przemawia za zespołem z Gliwic względem Lechii? Tu odpowiedź jest prosta – ławka rezerwowych. Lechia już ma praktycznie dożynki i brązowy medal. Mając tak mało zmienników i zespół przetrzebiony kontuzjami, nie wydaje się, aby gdańszczanie byli w stanie wygrać dwa kolejne spotkania i jeszcze namieszać w czołówce. Tym bardziej że zostali z jednym napastnikiem, który jest bez formy. Waldemar Fornalik ma natomiast dużo większe pole manewru, praktycznie na każdej pozycji, dzięki czemu może dobrze rozłożyć siły w ostatnich bataliach sezonu 18/19.

Kto ma lepszy terminarz w ostatnich kolejkach?

Zacznijmy od Lechii, która była najdłużej liderem. Najpierw jedzie do Poznania, a na koniec mierzy się u siebie z Jagiellonią. Jako że Lech ma już tylko iluzoryczne szanse na puchary, może się okazać, że całkowicie odpuści mecz z Lechią i „Biało-zieloni” zainkasują trzy punkty. Gorzej wygląda sprawa ostatniej kolejki dla gdańszczan, gdyż „Jaga” jest pomna rewanżu za finał Pucharu Polski, poza tym będzie zaciekle walczyć z Cracovią o czwarte miejsce. Łatwo gdańszczanom nie będzie, ale ich siła może jeszcze drzemać w tym, że mogą zagrać na luzie, bo i tak wyciągnęli już maksimum z tego sezonu. Z takim składem i tyloma kontuzjami to naprawdę wynik ponad stan.
Terminarz Lechii:

- Lech (wyjazd)

- Jagiellonia (dom)
Legia? Najpierw jedzie do Białegostoku, gdzie czeka ją bardzo ciężka przeprawa, a kończy przy Łazienkowskiej meczem z Zagłębiem Lubin. Oba spotkania nie będą dla podopiecznych Vukovicia spacerkiem, gdyż obaj rywale walczą o przepustkę do Europy. I tak naprawdę w tych meczach wyjdzie czy nowy trener Legii jest faktycznie trenerem, czy jedynie dobiera skład. Jedno najmniejsze potknięcie będzie się najpewniej równać zaprzepaszczeniu szansy na tytuł.
Terminarz Legii:

- Jagiellonia (wyjazd)

- Zagłębie Lubin (dom)
No i Piast. Autostrada. I to taka wielopasmowa. Waldemar Fornalik może już powoli zaczynać chłodzić szampana, a Gliwice przygotowywać się do fety w centrum miasta. Dlaczego? Najpierw „Piastunki” jadą do mającej już wakacje Pogoni Szczecin, a na koniec podejmują u siebie Lecha Poznań. Dwa zespoły, które już o nic nie walczą. Jedynie o dobry wynik w kolejnym meczu, ale nie ma się co spodziewać, że będą umierać na boisku. Piast jest teraz w takim gazie, że sześć kolejnych punktów powinno być dla niego tylko formalnością.
Terminarz Piasta:

- Pogoń (wyjazd)

- Lech (dom)

Waldek King – król polskiej myśli szkoleniowej

Przydomek Waldemara Fornalika nie wziął się znikąd. Potrafił wyciągnąć kiedyś świetne wyniki ze słabym – maksymalnie średnim – kadrowo Ruchem Chorzów. Teraz robi to samo z Piastem. Tyle że mając lepszych wykonawców, może mieć lepszy rezultat. Szkoleniowiec po raz kolejny udowodnił wszystkim zwolennikom zagranicznych cudotwórców, że jednak polskie wcale nie musi być złe.
Trener pokazał, że zna się na swojej robocie. Że na ligowym podwórku jest naprawdę dobrym fachowcem. Jeśli uda mu się zdobyć koronę, przydomek nie będzie już symboliczny. Waldek naprawdę będzie królem. Chociaż nie da się ukryć, że w Gliwicach na pewno już nim został parę kolejek temu.
Paweł Podsiadło

Przeczytaj również