FC Inter. Mauro Icardi nigdy nie będzie wielkim piłkarzem. „Sto goli nie wymaże tego jakim jest g**nem”

Mauro Icardi nigdy nie będzie wielkim piłkarzem. „Sto goli nie wymaże tego jakim jest g**nem”
Paolo Bona / Shutterstock.com
Kiedy śledzimy zmagania piłkarzy, praktycznie zawsze skupiamy się tylko na ich poczynaniach na boisku. Najczęściej nie zajmujemy się romansami, a ewentualne pozaboiskowe ekscesy traktujemy raczej jako ciekawostki. Chociaż mają pewien wpływ na naszą ocenę, to jest on raczej marginalny. Zdarzają się jednak takie postaci, które po prostu kipią skandalem i prowokacją, więc nie sposób oddzielić ich dyspozycji na boisku od tego, co robią poza nim. Tak jest w przypadku Mauro Icardiego.
Argentyński napastnik jest jednym z najlepszych graczy Serie A. Praktycznie co roku łączony jest z przenosinami do najmocniejszych europejskich klubów, nawet do Realu Madryt. Niestety, mniej więcej dwa-trzy razy częściej ląduje na okładkach brukowców z powodu otaczającego go stale zamieszania.
Dalsza część tekstu pod wideo
Podsyca je nie tylko on, ale i jego żona, a zarazem agentka, Wanda Nara, która odegrała główną rolę w pierwszym wielkim skandalu z udziałem swojego męża. Skandalu, stanowiącego jedynie preludium do kariery naznaczonej nie tylko skutecznością napastnika, ale i jego tendencją do wzbudzania ogromnych kontrowersji.

Serce nie sługa, a żona przyjaciela to nie świętość

Mauro Icardi przedstawił się europejskim kibicom, gdy trafił do Sampdorii. Młody napastnik, który nie odnalazł się w Barcelonie, mógł liczyć na wsparcie swojego rodaka Maxiego Lopeza.
Chociaż starszy o niespełna 9 lat piłkarz wylądował w Genui później niż jego rodak, to z miejsca wskoczył do pierwszego składu. Młodzian dopiero zaczynał brylować w zespole Primavery i walczył o miejsce w pierwszej drużynie.
Obaj panowie szybko stali się przyjaciółmi, a były gracz Milanu pomagał koledze w znalezieniu sobie miejsca w szatni „Sampy”. Dobrze go rozumiał, bo sam wcześniej nie zdołał zrobić kariery w stolicy Katalonii.
Wszyscy szybko zrozumieli, jak wielkie są umiejętności Icardiego. Młody chłopak szedł jak po swoje i stale stawał się lepszy. W pewnym momencie postanowił jednak zaczerpnąć inspiracji od Ryana Giggsa. I nie mowa tu o przywiązaniu do barw klubowych, a o... afekcji do małżonki bliskiej sobie osoby.
W odróżnieniu od Walijczyka nie chodziła tu o brata, a o najlepszego przyjaciela. Podczas wspólnych spotkań w domu kolegi uwagę nieopierzonego jeszcze piłkarza zwróciła starsza o 7 lat Wanda Nara.
- (…) Zaprosiła mnie na Wyspy Liparyjskie z przyjaciółmi. Kiedy na łodzi byłem już sam na drugim piętrze i słuchałem reggae leżąc na kanapie, Wanda przyszła i usiadła obok, bez żadnego skrępowania. Wtedy jej związek z Maxi Lopezem był już skończony – pisał w swojej autobiografii gracz z Rosario.
Wiadomo, nad sercem nie zapanujemy. Jesteśmy jednak w stanie kontrolować to, jak rozwiązujemy pewne problemy. Można porozmawiać, spróbować załatwić wszystko polubownie, ale można też zrobić show.
Krótko po wyjściu na jaw związku Mauro z partnerką jego przyjaciela do prasy wyciekłe pewne „delikatne” informacje, takie jak chociażby częstotliwość pożycia Wandy i Maxiego Lopeza. Ba, jej nowy partner postanowił nawet wytatuować sobie na ramieniu twarze dzieci swojego byłego kumpla.
Jawne prowokacje pokazywały, jak „małym” człowiekiem jest mający dziś 25 lat napastnik. Odbicie żony przyjaciela było ogromną rysą na wizerunku piłkarza, ale tego było już za wiele.

„Kosa” z kibicami

Włodarze zespołu ze Stadio Luigi Ferraris, chcąc utrzymać porządek wśród swoich piłkarzy, stanęli przed decyzją: ktoś musi odejść. I tak, latem 2013 roku, po zaledwie roku występów w Sampdorii, Mauro Icardi za 13 milionów euro przeniósł się do Interu.
Pierwsza konfrontacja obu drużyn, w której stanęli naprzeciw siebie byli przyjaciele, została określona mianem „derbów Wandy”. Jej symbolem stało się przywitanie zespołów, podczas którego starszy bohater tej historii rodem z telenoweli ostentacyjnie zignorował swojego rywala.
Jedno trzeba przyznać, transfer pod względem sportowym był dobrym wyborem Mauro. Na przywitanie – 9 goli, w kolejnym sezonie – 27, potem 16, 26 i 29, a w obecnych rozgrywkach już 15. Bilans strzelecki napastnika „Nerazzurrich” mówi sam za siebie. Ten gość wie, jak strzelać bramki! Problem w tym, że gwiazda Serie A niespecjalnie umie zadbać o swój wizerunek.
We wspomnianej już wcześniej autobiografii skrytykował ultrasów swojego klubu. Ci po meczu z Sassuolo w 2015 roku złapali i odrzucili z powrotem jego koszulkę i spodenki, które próbował dać młodemu fanowi.
To sprawiło, że na trybunie Curva Nord pojawił się transparent skierowany do Argentyńczyka, który był już wtedy kapitanem drużyny. Przeczytać można było, że „Sto goli nie wymaże tego, jakim jest g**nem”.
Gdy w meczu z Cagliari w październiku 2017 roku Mauro przestrzelił karnego, część trybun San Siro zaczęła… świętować.
Grupa, w którą uderzył Icardi w oficjalnym ogłoszeniu medialnym nawoływała: „Zdejmij opaskę klaunie!” Oczywiste jest, że jeżeli gracz mediolańskiej drużyny pisał prawdę, to miał rację potępiając kibiców. Problemem jest jednak to, jak zareagował na ich „zemstę”.
- Ilu ich jest? Pięćdziesięciu? Stu? Dwustu? Dobra, nagrajcie to i im przekażcie. Wezmę ze sobą stu kryminalistów z Argentyny – odpowiedział prowokacyjnie napastnik. Na reakcję nie trzeba było długo czekać.
Pod domem piłkarza pojawiła się kilkudziesięcioosobowa grupa fanów Interu. Transparent z napisem: „Jesteśmy tutaj. Daj znać, kiedy pojawią się twoi argentyńscy przyjaciele, a może jesteś tchórzem?” dawał jasno do zrozumienia, że Argentyńczyk poszedł na wojnę, której nie może wygrać.
W opozycji do zawodnika stanęły niektóre legendy klubu i... sycylijska mafia. Przedstawiciel tych pierwszych, Sandro Mazzola, który w barwach „Nerazzurrich” wystąpił 417 razy, sugerował, że klub „być może powinien zakończyć współpracę z Icardim”. Ci drudzy oferowali Lopezowi, że jeśli tylko zechce, mogą połamać nogi jego byłemu przyjacielowi.
To się jednak nie stało, a kapitan zespołu musiał poruszać się z eskortą aż do czasu, gdy oficjalnie przeprosił kibiców i zgodził się na karę finansową.

Cisza przed burzą

Przez pewien czas wydawało się, że fani Interu mogą odetchnąć z ulgą i w spokoju cieszyć się z bramek swojego kapitana. Wiadomo, że skandal obyczajowy wciąż przebijał się co jakiś czas w mediach, jak chociażby wtedy, gdy Maxi Lopez pozwał swoją żonę. Sprawy wewnątrzklubowe wydawały się jednak uregulowane.
Oczywiście zawodnik nie mógł dojść do porozumienia z włodarzami w sprawie nowej umowy, ale to nic nadzwyczajnego. Aż tu nagle, 13 lutego, spadła bomba. Mauro Icardi został pozbawiony opaski kapitańskiej.
Prawdopodobnie było to wynikiem braku postępu w rozmowach kontraktowych i domniemanej chęci przeprowadzki do Turynu. To jednak tylko nieoficjalne informacje. Tak, jak te, do których dotarło „Corriere dello Sport”. Zdaniem włoskiej gazety sami piłkarze „Nerazzurrich” uważali, że ich kolega powinien stracić miano kapitana.
Takie doniesienia zdaje się potwierdzać Gianluca Di Marzio. Z jego informacji wynika, że taka decyzja miała głównie dwie przyczyny – to, że Argentyńczyk nie rozmawiał zbytnio z partnerami i nie był istotną postacią w szatni, a także napięte relacje na linii Wanda Nara – klub.
Jak to w przypadku urodzonego w Rosario napastnika bywa, rozpoczęła się lawina wydarzeń, które sportowcowi, a także jego partnerce nie przystoją. Najpierw jego żona postanowiła z oburzeniem publicznie stwierdzić, że „pozbawienie go opaski jest jak odcięcie mu nogi”.
Potem nasz „bohater” postanowił pokazać, jak bardzo zależy mu na opasce, stwierdzając, że... nie zamierza jechać z zespołem do Wiednia na mecz Ligi Europy z Rapidem. No cóż, efektów wszyscy mogą domyślić się sami.
W ostatnią niedzielę Inter mierzył się z Sampdorią i, o ironio, 25-latka zabrakło nie tylko w kadrze meczowej, ale i na trybunach. Tym razem jednak była to decyzja Luciano Spallettiego, a nie kaprys jego podopiecznego, któremu z pewnością przyda się zimny prysznic.
Pomimo całego zamieszania, żona piłkarza w bardzo nietypowy dla siebie sposób unika wzbudzania kontrowersji dotyczących ewentualnego transferu swojego klienta i twierdzi, że jej mąż nie zamierza zmieniać klubu.

Mógłby być wielkim piłkarzem

Wielu z Was mógł zdziwić fakt, że Mauro Icardi liczy sobie zaledwie 25 wiosen, a już dwa lata temu wydał autobiografię. To tylko dowodzi tego, jak „interesujące” i pełne kontrowersji jest jego życie. Szkoda tylko, że jego ciągła obecność w mediach nie zawsze pokrywa się z postawą na murawie.
Niestety, ale można odnieść wrażenie, że ważniejszy jest dla niego status „showmana”. Wszelkie skandale obyczajowe czy spory z kibicami mają negatywny wpływ na jego sportową sytuację.
Najbardziej oczywistym dowodem tego, że nie było warto robić tyle szumu, jest jego sytuacja w reprezentacji. Człowiek, który zagrał dla Interu 210 razy i strzelił 119 goli praktycznie nie dostaje szans w drużynie narodowej!
I nie chodzi tutaj o kłopot bogactwa w ataku, z którym muszą zmagać się kolejni selekcjonerzy „Albiceleste” - w końcu mają do wyboru jeszcze Messiego, Higuaina czy Aguero. Problemem jest to, że napastnik Interu po prostu nie jest w szatni mile widziany.
Zacznijmy od tego, że Maxi Lopez dobrze zna się z kapitanem drużyny narodowej. Jeśli Leo jest negatywnie nastawiony, to w szatni raczej nie będzie dla niego miejsca.
Reszta piłkarskiego środowiska Argentyny też ma wyrobione zdanie na temat Icardiego. Diego Maradona, mówiąc o nim, nazywał go „zdrajcą”, „porażką”, a także nawiązywał do tego, że „z łatwością znajduje drogę do domu kolegów”.
Wcześniejsze decyzje wciąż ciągną się za napastnikiem, chociaż pewnie ich nie żałuje. Wszędzie go pełno. Jego autobiografia wywołała niemałe kontrowersje, ale sprzedała się bardzo dobrze.
Jego życie prywatne ciągle jest obiektem zainteresowania mediów. Tak naprawdę to celebryta, podobnie jak jego żona. Przy okazji jest też naprawdę dobrym piłkarzem i praktycznie co roku liczy się w walce o miano „capocannoniere”.
Człowiekiem jest jednak mizernym. Ot, cwaniaczkiem, który stale stara się być w centrum uwagi. Może to kwestia jego samego, może element „polityki zawodowej” jego i jego żony. Nie mnie w to wnikać.
Niemniej, jest gościem, któremu trudno zaufać. Czy ktokolwiek wierzy w jego przywiązanie do czarno-granatowych barw? Czy wiedząc, jak grał na nosie swojego byłego przyjaciela po rozbiciu jego małżeństwa, można do niego podchodzić jak do godnego zaufania kolegi?
Arogancja i pewność siebie Icardiego sprawiają, że jest jak bomba zegarowa. Wiadomo, że kwestie etyczne dotyczące jego zachowania nie podobają się wielu osobom. Nikt nie wie, kiedy wpadnie na kolejny prowokacyjny pomysł, który odbije się nie tylko na nim, ale i na drużynie.
W mediach pojawiły się najnowsze „pudelkowe” informacje dotyczące małżeństwa Icardich. Podobno Wanda miała zdradzać Mauro z jego kolegą z drużyny, Marcelo Brozoviciem, który grozi wytoczeniem procesu osobom odpowiedzialnym za taką informację. Pytanie, czy to tylko wymysły inspirowane przeszłością argentyńskiej celebrytki? A może los brutalnie zakpił z 25-latka i historia zatoczyła koło?
Ciągłe kontrowersje i szum medialny wokół osoby napastnika „Nerazzurrich” jakby odciągały go od futbolu. Prawdopodobnie nigdy nie osiągnie tego, na co mogłyby mu pozwolić jego ogromne umiejętności. Przynajmniej do momentu, w którym nie skupi się w końcu na piłce.
Przeszłości nie zmieni, ale zarówno on, jak i jego żona, mogliby powstrzymać się od niektórych zagrywek i nie napędzać dalej medialnej karuzeli. To właśnie one sprawiają, że stał się człowiekiem niegodnym zaufania i statusu idola młodych kibiców.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również