A może jednak 80 mln w błoto? Coraz słabszy Havertz problemem Chelsea. "To frustrujące"

A może jednak 80 mln w błoto? Coraz słabszy Havertz problemem Chelsea. "To frustrujące"
MB Media/Pressfocus
Kilka miesięcy temu był wynoszonym na piedestał bohaterem. W jednej chwili już na zawsze zapisał się w annałach futbolu. Gol w finale Ligi Mistrzów nie stanowi jednak wiecznego immunitetu. To już odległa historia. Podobno jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. W takim razie Kai Havertz od dawna jest po prostu fatalny.
- Pie***lę to, wygraliśmy pier***oną Ligę Mistrzów - odpowiedział Havertz płynną angielszczyzną, gdy po finale Champions League został zapytany o to, jak czuje się z tym, że pozostaje najdroższym transferem w historii Chelsea.
Dalsza część tekstu pod wideo
Reakcję Havertza można w pełni zrozumieć. Wieczór w Porto był jego. To on na Estadio do Dragao pokazał, jak wytresować smoka i samodzielnie przesądzić o zwycięstwie w najbardziej prestiżowych rozgrywkach klubowych. Futbol jednak nie znosi stagnacji i wychwalania przeszłości. Dziś jesteś bogiem, jutro znów musisz zasłużyć na ten status. A Havertz poza bramką w ostatnim finale nie robi nic, by faktycznie poradzić sobie z presją oczekiwań po tym, jak zapłacono za niego 80 mln euro.

Droga do niewypału

Tylko na podstawie ostatniego roku widzimy, że przeskok z Bundesligi do Premier League to wielkie wyzwanie. Można brylować w rozgrywkach naszych zachodnich sąsiadów, aby całkowicie zgasnąć po hitowym transferze na Wyspy. Timo Werner, Kai Havertz czy teraz Jadon Sancho zdają się kompletnie spalać, stawiając pierwsze kroki w angielskiej elicie. Wychowanek Bayeru Leverkusen rok temu nie ukrywał, że potrzebuje czasu, aby się zaaklimatyzować i dojść do odpowiedniej formy.
- Start w Chelsea był dla mnie trochę trudny. Trenowałem z drużyną tylko przez pięć czy sześć dni i od razu zagrałem w pierwszym meczu. To był dla mnie duży krok, także prywatnie. Opuściłem rodzinę, znajome otoczenie. Do tego Premier League jest bardziej intensywna. To zupełnie inna liga, mecze są bardziej wyczerpujące. Nie chcę powiedzieć, że Bundesliga jest gorsza, ale dostrzegam pewne różnice. Tutaj nie ma żadnych przeciętnych graczy - wszyscy są na bardzo wysokim poziomie. Potrzeba czasu, aby wszystko poszło dobrze - mówił Havertz dla “The Guardian” w trakcie poprzedniego sezonu.
O jego debiutanckim półroczu na Stamford Bridge w sumie można zapomnieć. Poza hat-trickiem w starciu pierwszej rundy EFL Cup z Barnsley ofensywny pomocnik niczym się nie wyróżnił. Nadzieją na jego powrót do właściwej dyspozycji miało być przybycie do Londynu Thomasa Tuchela. W niemieckim szkoleniowcu upatrywano człowieka, który wreszcie wydobędzie, co najlepsze z Wernera i Havertza. Tuchel to oczywiście znakomity fachowiec, ale nawet on nie jest cudotwórcą i trenerskim Midasem. Chociaż pod jego wodzą była gwiazda Bayeru zaczęła notować lepsze liczby niż za czasów Franka Lamparda, to raczej nikt nie mógł mówić o nagłym wystrzale formy. Ot, zamiast niczego Kai zaczął robić coś, choć nadal niezbyt wiele. Dość powiedzieć, że od 18 października do 9 kwietnia Havertz nie strzelił w Premier League żadnego gola.
Sądzono, że bramka w finale przeciwko Manchesterowi City będzie pięknym początkiem nowego rozdziału 22-latka w przygodzie na Stamford Bridge. Nie mógł on sobie wymarzyć lepszego momentu, aby na chwilę uciszyć głosy krytyki i zapomnieć o tym, że przez prawie rok sam dostarczał powody do podważania jego talentu. Zaczął się nowy sezon i niestety wrócił stary Kai Havertz.

Mniej niż zero

- Nie chcę już skupiać się na trafieniu w finale Ligi Mistrzów. Zaczynamy nowe rozgrywki, to nowe wyzwanie i myślę, że mamy zawodników na odpowiednim poziomie, aby walczyć o mistrzostwo Premier League - zapowiedział Niemiec w sierpniu na antenie “Sky Sports”.
- Bardzo wierzę w Kaia Havertza. Myślę, że będzie jednym z najlepszych zawodników w Chelsea - stwierdził z kolei Joe Cole, ekspert stacji “BT Sports”.
Za nami dopiero początek sezonu, który jednak mówi wiele o formie, a w tym przypadku raczej jej braku. W ostatnich spotkaniach Havertz nie był jednym z liderów “The Blues”, ale piłkarzem jedynie hamującym ogromny potencjał całego zespołu. Bilans jednej bramki i zerowa liczba asyst w ośmiu spotkaniach Premier League oraz Ligi Mistrzów wygląda groteskowo. Wymówki w stylu konieczności aklimatyzacji i odnalezienia się w nowym środowisku straciły już datę ważności. To drugi rok Havertza w Anglii. Drugi, w którym udowadnia, że płacenie za niego takiej kwoty pieniędzy może nie było najlepszą inwestycją Romana Abramowicza.
- Gol w finale mu pomógł. Na treningach pokazywał inną postawę, stał się bardziej dojrzały. Nie wstydzę się powiedzieć, że spodziewaliśmy się, że zobaczymy więcej z tego w trakcie meczów. Nikt nie jest na niego zły, ale chcemy wyciągnąć z niego wszystko, co najlepsze - stwierdził Tuchel pytany o dramatyczną formę swojego podopiecznego.
Jeden słabszy mecz to niuans, drugi to statystyka, ale trzeci i każdy kolejny jest już powodem do niepokoju. Zwłaszcza, że mówimy o zawodniku, który przecież wielokrotnie demonstrował skalę swojego potencjału. Nikt przez przypadek nie notuje 36 bramek i 25 asyst w Bundeslidze, będąc w dodatku tak młodym. Ale w Londynie Havertz zupełnie nie przypomina tego przebojowego wirtuoza, który czarował w barwach “Aptekarzy”. Oglądając mecz Chelsea, można nawet nie dostrzec, że Niemiec w nim uczestniczy. On nie drybluje, nie oddaje strzałów, nie kreuje gry, a jedyne, w czym się wyróżnia to liczba strat. Z Juventusem w LM zanotował ich jedenaście, a “The Blues” przegrali. Następny mecz ligowy Havertz spędził na ławce rezerwowych.
- Havertz jest niesamowicie uzdolniony technicznie. Ale czasem wygląda tak, jakby był rozleniwiony i zmęczony. To może frustrować. Dziś Havertz był frustrujący - ocenił Peter Crouch po spotkaniu Chelsea z “Juve”.

Gwiazda kadry, w klubie piąte koło u wozu

Owen Hargreaves stwierdził kiedyś, że Havertz gra jak mieszanka Michaela Ballacka i Mesuta Oezila. Ostatnimi czasy 22-latek zaczyna aż za bardzo przypominać tego drugiego i to nie z czasów występów w Realu Madryt, ale raczej schyłkowego okresu w Arsenalu. To wręcz boli, gdy patrzy się na tak utalentowanego zawodnika, który snuje się po boisku, jest pasywny, a jego poziom kreatywności równa się z wizją gry bramkarza.
Krytyka Havertza wynika głównie z tego, że każdy zdaje sobie sprawę z jego potencjału. To piłkarz, którego stać na to, aby błysnąć częściej niż raz na rok, nawet jeśli niedawno udało mu się to w najważniejszym możliwym meczu. Dziwić może jego apatia w Chelsea, kiedy spojrzymy na występy w reprezentacji. Tam Havertz wciąż przypomina samego siebie z czasów, gdy rządził w Leverkusen. Na ostatnim zgrupowaniu zmagał się z koronawirusem, ale podczas mistrzostw Europy strzelił dwa ważne gole, w sumie brał udział przy piętnastu bramkach w dwudziestu występach dla reprezentacji Niemiec.
- Po pierwszym treningu Kaia Havertza w reprezentacji zastanawiałem się, czy ten piłkarz nie pracuje z nami od dwóch lat. To było niesamowite, bardzo rzadko zdarza się, aby zawodnik tak nas zaskoczył. Aby grać na takim poziomie w wieku 19 lat, musisz posiadać coś wyjątkowego - chwalił go Joachim Loew, kiedy prowadził kadrę.
- Myślę, że prawie każdy trener na świecie chciałby mieć Havertza w swoim zespole. To bardzo wszechstronny zawodnik, dobrze porusza się między liniami, kontroluje przestrzeń na boisku, świetnie radzi sobie z piłką. W tak młodym wieku ma też silny instynkt do zdobywania bramek - przyznał Hansi Flick, obecny selekcjoner.
W najbliższych dniach Niemcy zmierzą się z Rumunią i Macedonią Północną. Pewnie nikogo nie zdziwi, jeśli Havertz znów wcieli się w jednego z liderów kadry “Die Mannschaft”. Pytanie brzmi, kiedy zdoła on przełożyć poziom z reprezentacji na poczynania w Chelsea. Warunki do tego są wprost wymarzone, trener-rodak z najwyższej półki, partnerzy na wysokim poziomie, zespół z gigantycznymi aspiracjami. Czy Kai Havertz pewnego dnia obudzi się i coś przestawi mu się w głowie? A może Niemiec jest odwróconym Piotrem Zielińskim, jeśli chodzi o grę w klubie i kadrze.

Przeczytaj również