Absurdalne decyzje Mikela Artety. "Te historie długo się będą za nim ciągnąć"

Absurdalne decyzje Mikela Artety. "Te historie długo się będą za nim ciągnąć"
Matt Wilkinson / Press Focus
Letnie okienko transferowe mogło obudzić kolejne obawy dotyczące podejścia Mikela Artety do części młodszych, utalentowanych piłkarzy. A właściwie tego, jak szybko są skreślani, chociaż wcale nie wydają się gorsi od zawodników na co dzień grających w Arsenalu.
Sympatyków “Kanonierów” bez dwóch zdań cieszy fakt, że ważne role w pierwszej drużynie zaczęli odgrywać wychowankowie: Bukayo Saka i Emile Smith Rowe. Ponadto po kontuzji do regularnych występów wraca młody Gabriel Martinelli, a pierwsze szanse od Mikela Artety dostaje również utalentowany Folarin Balogun. Młodzież na Emirates ma się nieźle, lecz poza wygranymi takiej sytuacji, mamy również paru przegranych. A to, co się z nimi dzieje, może stanowić spory kamyk do ogródka menedżera Arsenalu Mikela Artety.
Dalsza część tekstu pod wideo

Niepokojące sygnały

Chociaż wymienieni wcześniej zawodnicy - szczególnie ci najlepsi, czyli Saka i Smith Rowe - cieszą się zaufaniem trenera, prawdopodobnie najbardziej wyczekiwany przez fanów piłkarz młodego pokolenia, William Saliba, został odsunięty na boczny tor. Z kolei Ainsley Maitland-Niles, 24-letni już adept klubowej akademii, znalazł się ostatnio w centrum uwagi przez rozpaczliwy apel dotyczący traktowania go przez “The Gunners”.
W przypadku obu z nich podjęto nielogiczne decyzje, rzucające poważny cień na man-management w zespole “Kanonierów”. Pierwszy, pomimo fatalnej formy defensywy, nie był w ogóle brany pod uwagę jako opcja do gry i znowu został odesłany na wypożyczenie. Drugiemu zablokowano transfer do Evertonu, by następnie… poinformować go, że musi trenować z rezerwami, bo nie ma dla niego miejsca w pierwszym zespole. Biorąc pod uwagę ostatni burzliwy okres na Emirates, mogą urodzić się poważne wątpliwości, czy Arteta na pewno wie, co robi.

Ciekawy przypadek Saliby

Jeśli chodzi o Francuza, hiszpański menedżer od początku kadencji przekonywał, że ma co do niego plan i zamierza powoli wprowadzać go do zespołu. Brak zgłoszenia do zeszłorocznej edycji Ligi Europy tłumaczył tym, że się przeliczył, wierząc w szybki powrót Pablo Mariego do zdrowia. Z kupionym za 30 milionów euro młodzieńcem obchodzono się niczym z jajkiem. Wydawało się, że to przemyślane (choć może zbyt asekuranckie) podejście.
W lutym, podczas wypożyczenia do Nicei, 20-latek wyznał jednak, że menedżer ocenił go po rozegraniu zaledwie dwóch i pół spotkań towarzyskich. I, uwaga, nie jest to wypowiedź gracza po odejściu z zespołu, a chłopaka walczącego o miejsce w drużynie po powrocie do Londynu. Trudno więc dopatrywać się tu uszczypliwości w stronę szkoleniowca, z którym miał dalej współpracować.
Niemniej, ten nie dał mu szansy. Młodzieżowy reprezentant “Trójkolorowych” dalej nie zagrał w pierwszej drużynie Arsenalu ani minuty. Tymczasem zawodnik, który w oczach Artety “nie jest gotowy”, ma za sobą dwa sezony występów (o ile był zdrowy) w Saint-Etienne i pół roku w podstawowej jedenastce Nicei. Teraz zaś wychodzi w pierwszym składzie na kolejnym wypożyczeniu w Marsylii.
Biorąc pod uwagę formę etatowych środkowych obrońców “The Gunners”, czy to, że na tej pozycji występuje nawet wypychany z klubu Sead Kolasinac, należy zastanowić się, czy piłkarz występujący od lat regularnie w solidnych, a nawet mocnych zespołach Ligue 1, naprawdę nie jest gotowy, by wzmocnić skład ósmej drużyny ostatniego sezonu Premier League?
Arteta zdaje się upierać przy kompletnie nielogicznym założeniu, którego nie chce nawet przemyśleć. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że traktuje Salibę niesprawiedliwie. A kibice Arsenalu z pewnością nieraz zastanawiają się, czy nie warto byłoby 20-latka zatrzymać i spróbować dać mu prawdziwą szansę.

Kolejny poszkodowany

Salibę można było uznać za odosobniony przypadek, lecz w samej końcówce okienka transferowego inny z zawodników Arsenalu dał upust emocjom zakrawającym o desperację. Ainsley Maitland-Niles zamieścił na Instagramie wymowny apel: “Chcę tylko trafić tam, gdzie mnie będą chcieli i gdzie będę grał”, oznaczając przy tym klub.
Sytuacja wychowanka “The Gunners” wydawała się po prostu dziwna. Rok temu nie wypuszczono go za dobre pieniądze do Wolves, po czym zesłano na ławkę rezerwowych. Zaś drugą część ostatniego sezonu Niles spędził na wypożyczeniu w West Bromie. Teraz też nie zapowiadało się, że otrzyma od Artety okazję gry. W końcu zainteresowanie wypożyczeniem Anglika wyraził Everton. Z doniesień prasy można było dowiedzieć się, że jego przenosiny zostały “zablokowane” przez Arsenal. A to wszystko tylko po to, by menedżer przekazał mu, że nie widzi dla niego miejsca w zespole i ma trenować z rezerwami.
Postępowanie w stosunku 24-latka wyglądało po prostu dziwacznie. Trzymanie go na siłę na Emirates bez perspektywy gry nie dawało żadnych korzyści. Wysłanie do innego zespołu, poza oszczędnościami na chociażby części wynagrodzenia, stanowiło szansę na podbicie ceny, z myślą o przyszłej sprzedaży. Tymczasem adepta akademii “Kanonierów”, związanego z nimi od 18 lat, potraktowano po prostu bezsensownie. Niesmak pozostał nawet mimo tego, że ostatecznie udało się opanować sytuację. Maitland-Niles odbył ze szkoleniowcem męską rozmowę i finalnie znów wylądował w gronie zawodników pierwszego zespołu. Podejście do niego i Saliby rzuca jednak cień na politykę zarządzania młodszymi piłkarzami w Arsenalu. Anglik to idealny “workhorse”, gracz, którego na Emirates brakuje, a do tego wychowanek. Wypadałoby podejść do niego bardziej “po ludzku” - przekaz w końcu idzie w świat. Już same wyniki projektu sportowego Mikela Artety wzbudzają zwątpienie. Przykłady tak złego man-managementu z pewnością nie pomagają w budowaniu odpowiedniego PR-u.

Wątpliwości pozostaną

Historie Saliby i Maitlanda-Nilesa zapewne będą ciągnąć się za Hiszpanem jeszcze długo. Post Anglika oraz wypowiedź Francuza to rzeczy, które szybko nie wyparują z pamięci kibiców. Zapewne pojawią się przy okazji odejścia z klubu każdego kolejnego młodziana. W tak trudnym dla AFC okresie wszyscy łatwo zapamiętują nawet najmniejsze wpadki.
Zaistniała sytuacja rzuca też trochę inne światło na sprawy z przeszłości. Były asystent Pepa Guardioli zrezygnował z usług Matteo Guendouziego. Francuz w koszulce “Kanonierów” nie zachwycał, a do tego miał bardzo problematyczny charakter, który dał o sobie znać jeszcze za czasów gry w Lorient. I to właśnie on miał stanowić główny powód jego rozstania z londyńskim zespołem.
Szansy na zaistnienie w drużynie po niesamowicie udanym wypożyczeniu do Newcastle nie dostał również Joe Willock. 22-latek został latem sprzedany na St James’ Park, choć opłata w wysokości 25 milionów funtów dosyć mocno broni tego ruchu. Z drugiej strony - sposób wydawania pieniędzy w zakończonym ostatnio okienku był co najmniej “dyskusyjny”, a pozyskane środki finansowe wypadałoby rozdysponować w konstruktywny sposób. Biorąc pod uwagę podejście trenera do Saliby oraz Maitlanda-Nilesa, można zastanowić się, czy i w przypadku środkowego pomocnika nie doszło do podobnych problemów. Pozornie czarno-biała sprawa trochę bardziej się rozmyła i przeszła w delikatne odcienie szarości. Widać, że Arteta chce wprowadzić nowe porządki, lecz nastawienie do części zawodników, których zastał na Emirates, wydaje się zbyt radykalne.
Na tych kilku wygranych zawodników młodego pokolenia w kadrze Arsenalu przypada co najmniej dwóch potraktowanych zupełnie niesprawiedliwie. I właśnie zsyłanie na wypożyczenia Saliby oraz cofnięta ostatecznie decyzja o odsunięciu Nilesa od drużyny, zaledwie chwilę po zablokowaniu jego odejścia, stanowią kolejne dwa punkty na długiej już liście mniejszych i większych zarzutów pod adresem Artety. A przecież takich sytuacji naprawdę mu nie potrzeba.

Przeczytaj również