Aktor Neymar, Jurgen Klopp jak najgorszy przegrany i zwycięzcy bez klasy. Krajobraz po Lidze Mistrzów

Aktor Neymar, Klopp jak najgorszy przegrany i zwycięzcy bez klasy. Krajobraz po Lidze Mistrzów
Mitch Gunn / Shutterstock.com
Atletico Madryt i Paris Saint-Germain dołączyły do RB Lipsk i Atalanty Bergamo w ćwierćfinałach Champions League. Środowym rewanżom 1/8 finału towarzyszyły niemałe emocje oraz niespodziewani bohaterowie, ale także brak odpowiedzialności i klasy. Może faktycznie piłka nożna poszła za daleko podczas panującej pandemii.
Wyniki nijak się miały do przewidywań bukmacherów, którzy minimalnie większe szanse na awans dawały Borussii Dortmund i Liverpoolowi. O ile jednak niemiecki zespół zagrał fatalny, bezbarwny mecz i zasłużenie odpadł z rozgrywek, o tyle obrońcy tytułu z zeszłego roku dalej mogą być w szoku. Bo takiego scenariusza, jaki napisano na Anfield, nikt się nie spodziewał.
Dalsza część tekstu pod wideo

Bohaterska dusza

Atletico? Od wczoraj to już Heroico (hisz. bohaterskie). “Marca” zachwyca się “bandą Simeone” po niesamowitej dogrywce na Anfield. - Atletico wytrzymuje, odrabia i wykańcza mistrza Europy - czytamy w rozwinięciu na okładce czwartkowego wydania madryckiego dziennika.
Marca 12.03
Marca
Według oficjalnych statystyk UEFA, Liverpool miał w tym meczu 64% posiadania piłki. Oddał 35 strzałów, z czego 12 celnych. Wykonał 16 rzutów rożnych. Atletico aż 54 razy wybijało piłkę z własnego pola karnego i jego okolic.
Nic dziwnego, że “Marca” - również na pierwszej stronie - podkreśla “olbrzymi” występ zespołu Jurgena Kloppa i “gigantyczny” bramkarza Atletico, Jana Oblaka.
Tymczasem menedżer Liverpoolu przyznał po spotkaniu, że brzmiałby jak najgorszy przegrany na świecie, gdyby powiedział, co naprawdę myśli o stylu gry rywala w środowy wieczór. Co nieco się jednak Kloppowi wyrwało...
- Żeby wygrać - odpowiedział trener Atletico, Diego Simeone, zapytany po meczu, o co gra jego drużyna, w nawiązaniu do słów kolegi po fachu. - Całą naszą duszą. O to gramy - podkreślił.

Bohaterowie znikąd

“Duszę” Atleti w rewanżu najlepiej uosabiali najwięksi bohaterowie spotkania. Zdobywca dwóch decydujących bramek i asystent przy trzecim golu, Marcos Llorente rozgrywał dopiero swój trzeci mecz w tym sezonie w Lidze Mistrzów. Żadnego nie rozpoczął w wyjściowym składzie. Mimo że latem ubiegłego roku jego transfer miał kosztować “Los Colchoneros” nawet 40 milionów euro. Wczorajszego wieczoru niemal się zatem zwrócił.
Sposób, w jaki Alvaro Morata celebrował swoje trafienie w ostatniej akcji rewanżu, także doskonale oddaje trwający sezon w wykonaniu hiszpańskiego napastnika. Gest rąk złożonych w kierunku kibiców Atletico można było odczytać jako prośbę o przebaczenie za liczne, nieudane występy w bieżących rozgrywkach. Być może nawet zarówno swoje, jak i kolegów.
Nie należy zapominać też o Joao Felixie. To 20-letni Portugalczyk zanotował asystę przy pierwszej bramce Llorente przypominając, że mimo rozczarowującego, debiutanckiego sezonu w stolicy Hiszpanii, nadal pozostaje jednym z największych piłkarskich talentów w Europie. Przebłyski geniuszu na Anfield mogą również jemu dać kopa na resztę sezonu.
Swoją drogą, kto by jeszcze na początku dogrywki przypuszczał, że pół godziny później najwięcej będzie mówić się nie o Ginim Wijnaldumie czy Roberto Firmino, a Llorente, Moracie i Felixie.
Oraz Adrianie…

Święto pod stadionem

- Wszyscy razem - głosi nagłówek “L’Equipe” po upragnionym awansie Paris Saint-Germain do ćwierćfinału Champions League. - Zawodnicy na boisku, i tysiące kibiców w okolicach Parc des Princes, pokonali klątwę 1/8 finału. Zamknięte trybuny przekształciły się w wyzwalające święto - czytamy.
L'Equipe 12.03
L'Equipe
W Paryżu piłka nożna okazała się ważniejsza od zagrożenia pandemią. Na łamach swojego czwartkowego wydania “L’Equipe” szczegółowo opisuje, jak duża rzesza fanów PSG przeżywała i… cieszyła się doświadczeniem śledzenia meczu swojej ukochanej drużyny spoza stadionu, bez telebimu pokazującego, co dzieje się na murawie w czasie rzeczywistym.
Na boisku podopieczni Thomasa Tuchela bez większych problemów odrobili jednobramkową stratę z pierwszego meczu, tuż przed przerwą podwyższyli prowadzenie i kontrolowali przebieg spotkania w drugiej połowie. Borussia Dortmund co prawda oddała na Parc des Princes więcej strzałów, ale tylko dwukrotnie sprawdziła umiejętności Keylora Navasa. Erling Haaland został zdominowany przez Marquinhosa. Nawet aktywny Jadon Sancho nie był w stanie przynajmniej doprowadzić do dogrywki.
PSG potrafiło wreszcie przeciwstawić się trudnościom i po raz pierwszy od czterech lat wygrać dwumecz w fazie pucharowej Ligi Mistrzów. Ani puste trybuny, ani zawieszenia kartkowe (Marco Verrattiego i Thomasa Meuniera), ani nawet choroba Kyliana Mbappe, który pojawił się na placu gry dopiero w trakcie drugiej połowy, nie przeszkodziły mistrzom Francji w odniesieniu gładkiej wygranej.
Layvin Kurzawa mógł po meczu świętować z kibicami pod stadionem…

Niesmak sukcesu

Ten dwumecz nie wpisze się pozytywnie w historię rozgrywek Ligi Mistrzów również z innych powodów. Rewanż rozpoczęły brzydkie faule na Neymarze i Sancho, a zakończyła wielka przepychanka pomiędzy zawodnikami obu drużyn. W jej rezultacie czerwoną kartkę obejrzał Emre Can, a żółtą rezerwowy już wówczas Angel Di Maria, który wyeliminował się tym samym z kolejnego spotkania Ligi Mistrzów.
Po spotkaniu dyrektor sportowy Borussii, Michael Zorc, określił Neymara mianem dobrego aktora, podczas gdy jeszcze w trakcie meczu - konkretnie po strzeleniu drugiego gola - Di Maria miał w obraźliwy i wulgarny sposób nawoływać partnerów do upokorzenia rywali.
Niesmak wzmogła pomeczowa “cieszynka” zawodników PSG - na boisku i w szatni - nawiązująca do gestu Haalanda po zdobyciu bramki rozstrzygającej pierwsze spotkanie pomiędzy oboma zespołami w Dortmundzie.
Trudno się dziwić, że z podopiecznych Thomasa Tuchela zeszła towarzysząca im od kilku tygodni ogromna presja. Szkoda jednak, że dali upust emocjom w taki sposób…

Sprawdzona przepowiednia?

Zaledwie kilka dni temu Jonathan Wilson spekulował na łamach “The Guardian”, czy biorąc pod uwagę słabszy sezon - lub przynajmniej ostatnie tygodnie - w wykonaniu największych europejskich zespołów, te rozgrywki mogą przynieść sensacyjnego triumfatora Champions League. Takiego, zastanawiał się angielski dziennikarz, jak np. RB Lipsk (powtórka sukcesu FC Porto z 2004 roku) lub Atletico Madryt (analogia do zwycięstwa Chelsea w 2012 roku).
Zestawienie pierwszych czterech ćwierćfinalistów bieżącej edycji Ligi Mistrzów pokazuje, że ta przepowiednia wcale nie musi okazać się tak absurdalna, jak mogłoby się początkowo wydawać. O ile ten sezon w ogóle będzie kontynuowany…
Wojciech Falenta

Przeczytaj również