Artur Szpilka komentuje sukces Jana Błachowicza. "On jest takim 'rudym samolubem'"

Majowe starcie może być dla "Szpili" kluczowe w kontekście dalszej kariery. Bokser wierzy, że będzie w stanie pokonać rodaka, który do tej pory nie zaznał jeszcze goryczy porażki na zawodowych ringach.

W rozmowie z Antonim Partumem ze "Sport.pl" Szpilka wrócił między innymi do porażki z Adamem Kownackim, której doznał w 2017 roku. Analizował, dlaczego tamto starcie zakończyło się jego przegraną.

- Nie usprawiedliwiam się, ale miałem złamaną lewą rękę, nie mogłem w ogóle nią bić. Od razu po walce przeszedłem operację. Potraktowałem jednak Adasia nie jako Adama Kownackiego, który wychodzi mnie zniszczyć w ringu. Myślę o tym, że może kiedyś uda się doprowadzić w Polsce do naszego rewanżu. Dlaczego nie? - powiedział Szpilka.

- Ja trzymam za niego kciuki. Wiem, że kiedy wszystko się układa, to każdy włazi ci do d**y. Adaś się pewnie o tym przekonał, że po jednej przegranej każdy stawia na tobie krzyżyk i pisze najgorsze wypociny. Takie mamy czasy, taki wybraliśmy sobie zawód - dodał.

Bokser cieszy się z sukcesów Jana Błachowicza, z którym miał okazję w przyszłości trenować. Wskazał, co jego zdaniem było kluczem do tego, że "Cieszyński Książę" dotarł na sam szczyt.

- Jan Błachowicz odniósł sukces, bo w siebie wierzył. Pomimo tego, że miał serię przegranych, ludzie w niego zwątpili, to ma swoją rodzinę, trenera, sztab, a sam jest takim „rudym samolubem”. Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, nie chodzi o to, że się czymś nie podzieli. Dla niego najważniejszy jest trening, to co on robi. To przyniosło mu sukces - podkreślił.

- Mamy wspaniałych zawodników i z tego trzeba się cieszyć. Ja specjalnie zakładałem garnitur i mówiłem, że to wygra. Trudno powiedzieć, czy dołożyłem do tego cegiełkę, ale nasze sparingi na pewno dały mi i jemu jakieś korzyści - zakończył.