Aubameyang - pyszny król Dortmundu właśnie osiągnął swój szczyt

Aubameyang - pyszny król Dortmundu właśnie osiągnął swój szczyt
arsenal.com
Hit zimowego okienka transferowego i ostatni nabytek Arsena Wengera. Pierre-Emerick Aubameyang, piłkarz, który wyżej już nie zajdzie.
Reprezentant Gabonu nie jest zawodnikiem, którego rozwój kariery można określić hasłem "goniąc marzenia". Nie trafił do Dortmundu z zabitej dechami wioski, nie został wyciągnięty z głębokiej prowincji. Natomiast jego wejście do Borussii Dortmund można porównać do filmu "Książę w Nowym Jorku", kiedy to afrykański władca Akeem trafia do amerykańskiej metropolii.
Dalsza część tekstu pod wideo
Z początku nic nie zapowiadało, że Aubameyang okaże się najbardziej ekstrawaganckim piłkarzem w Dortmundzie. Z czasem okazało się jednak, że to nie "chłopek" trafił do królestwa, ale król trafił na prowincję.

Coś za coś

Na wyszczególnienie ekscesów piłkarza w Niemczech może brakować palców u rąk, jednak nie za to pokochano go w Niemczech. Tolerowano jego umiłowanie do przepychu, ponieważ raz za razem udowadniał, że zasłużył na swoją koronę.
Otaczający się blichtrem i błyskotkami Gabończyk, którego wybryki puszczano bokiem, został najskuteczniejszym zagranicznym zawodnikiem w historii klubu z robotniczego miasta. Nie był co prawda tym, którego kibice określali mianem „swojego”. Był jednak tym, czego dortmundzka „żółta ściana” potrzebowała i którego, pomimo wielu wad, kochała.

Niechciany

Niepodważalne jest to, że Aubameyang był liderem i królem Dortmundu. Pozostawał jednak piłkarzem, któremu było mało, a awans sportowy i spełnienie zawodowe trafiało się innym. Z Borussii Dortmund odeszli między innymi Robert Lewandowski (Bayern Monachium), Ilkay Guendogan (Manchester City) czy Henrich Mchitarjan (Manchester United). Gabończyk stał w miejscu.
Sam przyznał, że kontaktował się z nim Real Madryt. Jego ojciec toczył rozmowy z niebieską częścią Manchesteru, a zainteresowanie wyrażało również Paris Saint-Germain. Niestety nic z tego nie wynikało. Aubameyang o transferze do topowej europejskiej marki mógł jedynie marzyć, jak mały chłopiec o podróży na księżyc. Piłkarz powoli tracił cierpliwość. Miał trafić na sportowy szczyt, a nie chciał go nikt.
- Moim zdaniem nie jest to zawodnik na kluby z absolutnie najwyższej półki. Jeśli chodzi o liczby, miał dużą regularność. Ale jeśli chodzi o poziom gry, bywało z tym różnie – ocenia Michał Trela, ekspert Bundesligi i dziennikarz „Przeglądu Sportowego”. - Nawet w tym sezonie u Petera Bosza, nie wywiązywał się zbyt dobrze z zadania rozpoczynania wysokiego pressingu, przez co drużyna na każdym etapie była spóźniona. Na najwyższym poziomie takie detale są bardzo ważne – dodaje.

Persona non grata

Aubameyang swoją postawą coraz głośniej pokazywał, że ma dosyć Dortmundu i swoistego zamrożenia kariery. Stał w miejscu i nie miał gdzie się ruszyć. Rozkapryszone dziecko zapragnęło być dorosłym. Jedną z głośniejszych spraw była afera dyskotekowa.
Pomimo wewnątrzklubowych ustaleń Tuchela, dzień przed meczem ze Sportingiem Lizbona w Lidze Mistrzów, zawodnik postanowił odreagować. Poleciał prywatnym odrzutowcem do modowej stolicy Europy, a co głupsze podzielił się tym w mediach społecznościowych. Został odsunięty od meczu, a trzy dni później w spotkaniu z HSV ustrzelił hat-tricka na przeprosiny. Wszyscy na moment mu wybaczyli. Jednak sam piłkarz w Borussii był coraz mniej chciany.
- Aubameyang sprawiał coraz większe problemy wychowawcze. Łamał klubowe i drużynowe ustalenia. Pod tym względem, coraz trudniej było tolerować jego wybryki, bo drużynie nie podobało się, że piłkarz może liczyć na specjalne względy – komentuje Trela.

Marzenia o odejściu i cios w nos

W wieku 28 lat i podczas najlepszego okresu w swojej karierze było wiadome, że Aubameyang odejdzie. Cztery lata w Borussii nie przyniosły tego, czego sam piłkarz oczekiwał. Niestety, znów nic się nie wydarzyło. Mówiono o kolejnym flircie z Realem Madryt, który jednak nie był zainteresowany sprowadzeniem piłkarza.
Gabończyka chciano wprowadzić na salony Paryża, ale szejkowie za priorytet postawili sprowadzenie Neymara. W swojej desperacji Aubameyang na Instagramie powiedział: "Chcę do Milanu, ale oni śpią ". W międzyczasie na niemieckich boiskach rósł blask Ousmana Dembele.
Młody zawodnik nie tylko świetnie rozumiał się z Gabończykiem na murawie, ale także doskonale zwracał uwagę największych marek. Zaczęła się nim interesować Barcelona i szybko stało się jasne, że wschodząca gwiazda w Dortmundzie na długo nie zostanie. Tak też się stało, a kolejną gorzką lekcję otrzymał Aubameyang.

Bio-hazard i uwolnienie

Coraz bardziej oczywiste było, że cała sytuacja w Dortmundzie zaczynała być nie do zniesienia. Historia rozwinęła się według scenariusza: od ekstrawaganckiego księcia do toksycznego króla. Pod koniec ostatniego zimowego okienka transferowego stało się to, czym było również główne założenie słynnego serialu "Prison Break". Główny bohater znalazł drogę ucieczki.
Po piłkarza zgłosił się Arsene Wenger, który wcześniej sprowadził do Londynu Henrika Mchitarjana, jako część rozliczenia transferu Alexisa Sancheza na Old Trafford. Gabończyk trafił do jednego zespołu z kompanem, z którym rozumiał się bez słów.
Dla "Batmana" z Dortmundu trafienie do Arsenalu jest szczytem jego możliwości, a jedynym prawdopodobnym kierunkiem w przyszłości jest Azja i potoki finansowe, którymi piłkarz będzie kuszony. Jedyną zagadką pozostaje to, jak długo potrwa flirt piłkarza z angielską ziemią. Od samego początku trzeba jednak przyznać jedno: Aubameyang w świat francuskiego szkoleniowca wpisuje się idealnie.
- Myślę, że przejście do Arsenalu było najsensowniejszą opcją, jaką miał. Lepsze kluby raczej go nie chciały, a już na pewno nie w zimie. Zyskał finansowo, trafił do lepszej ligi. W lecie zalecał się do Milanu, który się jednak na niego nie zdecydował i do PSG, które wolało Neymara, więc teraz już nie miał jak specjalnie wybrzydzać. Aubameyang wyżej już nie pójdzie, więc nie ma powodów, by się stamtąd ruszać. Za kilka lat pewnie wyląduje w Chinach – opiniuje Trela.
Paweł Klama

Przeczytaj również