FC Barcelona ma Dembele, a Manchester United Rashforda. Największe kluby nie boją się grać nawet nastolatkami

Piłkarska młodzież na salonach. Największe kluby nie boją się już grać nawet nastolatkami
Ververidis Vasilis / shutterstock.com
Nie jest niczym przełomowym stwierdzenie, że najlepsze drużyny świata składają się z najlepszych piłkarzy. Warto jednak pochylić się nad tym kto do tego ścisłego topu obecnie należy, ponieważ mimo że wciąż żyjemy w czasach już legendarnych Messiego i Ronaldo, do gry z każdym kolejnym sezonem wkraczają nowe młode gwiazdy.
Takie nazwiska jak Mbappe, Rashford czy Dembele już teraz elektryzują wszystkich sympatyków futbolu, a przecież mówimy o zawodnikach, którzy mają przed sobą jeszcze przynajmniej dekadę gry na najwyższym poziomie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Nie przeszkadza im to w zupełności już teraz być absolutnie czołowymi postaciami w klubach, które przecież należą do światowej elity. W końcu bezpowrotnie minęły czasy, gdy nastolatek musiał czekać sezonami na otrzymanie jakichkolwiek szans, a juniorom ufano wyłącznie w ekipach ze średniej półki, nastawionych na masowy eksport młodych „perełek”.

Emerytura mistrzów

Zmieniający się trend najlepiej widać na przykładzie jednego z najlepszych klubów świata, czyli Barcelony. Trzon zwycięskiej drużyny z Katalonii przez wiele lat pozostawał niemal niezmienny, a roszadom podlegała wyłącznie ławka rezerwowych złożona głównie z nastoletnich adeptów La Masii.
Większość wychowanków wkraczających w świat dorosłego futbolu po 2010 roku nie mogła liczyć na regularną grę i pozostało im jedynie podziwiać z wysokości ławki wyczyny Alvesa, Pique, Puyola, Xaviego czy Iniesty. Spowodowało to odejścia takich zawodników jak Thiago, Bellerin czy też po prostu marnowanie potencjału drzemiącego w Bojanie i Bartrze.
Problem w tym, że fundamenty się starzały, wielu architektów sukcesu odeszło, a Barcelona musiała zmienić swój model działania. Efekty tej metamorfozy „Dumy Katalonii” są oszałamiające, ponieważ Ernesto Valverde ma (lub w przypadku Frenkiego de Jonga będzie miał) do dyspozycji wielu znakomitych zawodników, którzy mimo młodego wieku już są w stanie udźwignąć na barkach ciężar odpowiedzialności za grę drużyny z Camp Nou.
Mieszanka tych zawodników z już doświadczonymi weteranami może okazać się prawdziwą receptą na sukces podopiecznych Ernesto Valverde.
Potwierdzony wczoraj transfer Holendra jest ostatecznym elementem transformacji środka pola Barcelony, którym jeszcze nie tak dawno temu dyrygowali Xavi i Iniesta. O ile odejście „Generała” wzbudziło pewne zamieszanie w szeregach członków zarządu Barcelony, którzy niepotrzebnie kupili takich graczy jak Arda, Denis Suarez i Gomes, tak na pożegnanie „Don Andresa” wszyscy na Camp Nou byli gotowi.
Latem sprowadzono Arthura, który udowadnia, że nie trzeba mieć kilku lat doświadczenia, aby dyrygować niezwykle newralgiczną formacją, czyli środkiem pola Barcelony. Brazylijczyk już teraz wraz z Rakiticem i Busquetsem tworzy tercet pomocników „Dumy Katalonii” w najważniejszych spotkaniach.
W lipcu szeregi Barcelony zasili natomiast Frenkie de Jong. Holender został czwartym najdroższym transferem w historii klubu, ale patrząc na prezentowane przez niego umiejętności i charakterystykę, cena 75 mln nie może nikogo dziwić. Tyle trzeba płacić za przyszłość drugiej linii.

Cena młodości

Co ciekawe, w rankingu największych zakupów „Dumy Katalonii” w historii de Jonga wyprzedzają Dembele, którego kupowano, gdy miał 19 „wiosen” oraz Neymar ściągany w wieku 21 lat. Wszystkie transakcje oczywiście miały miejsce w ostatnich latach, gdy Barcelona zaczęła bacznie przyglądać się rynkowi młodych zawodników.
Zatem gdy ów Neymar zdecydował się na „zdradę” i przejście do PSG, Barcelona od razu zagięła parol na zawodnika, który zapewniłby jakość na skrzydle przez wiele długich lat – Ousmane’a Dembele.
Perypetie związane z Francuzem pokazują, że kupno niedoświadczonych zawodników wiąże się z pewnymi problemami dyscyplinarnymi, ale schodzą one na dalszy plan w momencie rozpoczęcia się meczu.
Cóż z tego, że wychowanek Rennes spóźniał się na treningi, prowadził się niezbyt sportowo i nadużywał życia wirtualnego skoro jego boiskowe wyczyny pozostają w pamięci każdego kibica Barcelony oraz ośmieszonych defensorów.
Z nieodpowiedzialnych wybryków Dembele wyrośnie, a talent i prezentowana na boisku jakość pozostaną. Rezultaty osiągane przez 21-latka chyba dobitnie pokazują, że i tak Barcelona wychodzi na tym na zdecydowany plus.

Kosztowna jakość

Na plus pod względem finansowym i być może sportowym wyszedł również poprzedni pracodawca Francuza – BVB. Dortmundczycy zarobili na Ousmanie prawie 100 milionów w ciągu roku i wiele wskazuje na to, że już niedługo do kasy na Signal Iduna Park wpłynie podobnej wielkości suma. Oczywiście będzie to zapłata za odkrycie tego sezonu – Jadona Sancho.
18-latek jest jedną z wiodących postaci Borussii, która na tę chwilę jest faworytem do zdobycia mistrzostwa Niemiec. Już gdy Anglik opuszczał Manchester City mówiono, że „Obywatele” popełniają ogromny błąd wypuszczając przyszłego gwiazdora i każdym kolejnym występem Sancho udowadnia, że na Etihad rzeczywiście doszło do kardynalnego niedopatrzenia lub niedocenienia.
6 bramek oraz 8 asyst w 18 meczach Bundesligi, a do tego niesamowity „korkociąg” w nodze umożliwiający mijanie wszystkich rywali sprawiają, że Sancho będzie jednym z najbardziej łakomych kąsków na rynku transferowym w trakcie letniego okienka. Skrzydłowego z tak szerokim wachlarzem umiejętności przyjmie każda drużyna.
Biorąc pod uwagę galopującą inflację wiele wskazuje na to, że Jadon nawet zdoła pobić Dembele pod względem kwoty, która zostanie za niego zapłacona. BVB straci zawodnika dysponującego ogromnym talentem, ale znając szefostwo Borussii można być pewnym, że uzyskane z ewentualnej sprzedaży Sancho pieniądze zostaną odpowiednio spożytkowane.
Nikogo nie zdziwi jeśli następcą Anglika zostanie kolejny, jeszcze młodszy junior, którego sprowadzi się na Signal Iduna Park za bezcen, aby obdarować go możliwością podbicia świata dorosłego futbolu.

Futbolowy książę

Trudno będzie jednak Jadonowi Sancho przebić kwotę zapłaconą za zdecydowanie najlepszego piłkarza młodego pokolenia, który co mecz udowadnia, że liczą się umiejętności, a nie doświadczenie. Mowa naturalnie o Kylianie Mbappe.
Francuz jest idealnym przykładem na to, że nastolatek bez żadnych problemów może być liderem drużyny, nawet na największych turniejach. To właśnie Mbappe prowadził Monaco do triumfu w Ligue 1 i półfinału Ligi Mistrzów, walnie przyczynia się do hurtowo zdobywanych przez PSG trofeów krajowych i przede wszystkim przeniósł wszystkich Francuzów do siódmego nieba podczas mundialu w Rosji.
Klasa Mbappe jest niepodważalna i chociaż to Luka Modrić przerwał duopol Messi-Ronaldo, zdobywając Złotą Piłkę, właśnie w 20-letnim Francuzie upatruje się zawodnika, który już niedługo zasiądzie na futbolowym tronie i posiądzie władzę absolutną.
Na razie Kylianowi pozostaje rządzić jeszcze w roli futbolowego księcia i pretendenta do miana najlepszego na świecie, ale z tej roli Francuz również wywiązuje się znakomicie. W tym sezonie jego liczby wyglądają następująco: 23 mecze, 21 goli, 11 asyst. I nie mówimy o wyczynach na konsoli, grając na poziomie „amator”, tylko o realnych dokonaniach wspaniałego 20-latka.

Król „Wysp”

Niecodzienną regularnością, chociaż bez wątpienia w nieco mniejszym stopniu niż w przypadku Mbappe, popisuje się również wielka nadzieja Manchesteru United oraz angielskiej piłki – Marcus Rashford.
Wychowanek „Czerwonych Diabłów” jest kolejnym młodym piłkarzem, który w tym sezonie udowadnia, że pokładane w nim nadzieje pod żadnym pozorem nie były płonne, lecz miały odzwierciedlenie w rzeczywistości.
W Rashfordzie upatrywano zbawiciela już po owocnym debiucie w Premier League, gdzie popisał się dubletem przeciwko Arsenalowi. Co najważniejsze, mimo, że od tamtego meczu minęły prawie 3 lata, napastnik Manchesteru nadal prezentuje poziom godny mianowania go jednym z najbardziej utalentowanych zawodników na świecie.
O klasie Rashforda najlepiej świadczy fakt, iż nawet pod wodzą Jose Mourinho, który chyba wręcz nałogowo wysysał talent ze swoich podopiecznych, Anglik notował solidne występy. Na tle marazmu w jaki popadło United na początku sezonu Marcus wyróżniał się zaangażowaniem, nie zastanawiając się czy ewentualny słabszy występ przybliżyłby „Mou” do wylotu.
Taka postawa zasługuje na uznanie tak, jak ostatnie występy Rashforda, który pod wodzą Solskjaera błyszczy jeszcze mocniejszym światłem. Przybycie Norwega pozwoliło napastnikowi na jeszcze większą swobodę w akcjach ofensywnych, która owocuje w niemal każdym spotkaniu.
I chociaż Lukaku jest drugim najdroższym transferem dokonanym przez Manchester United w historii, a Alexis inkasuje jedną z najwyższych tygodniówek w Europie, to właśnie 21-letni Rashford jest aktualnym liderem „Czerwonych Diabłów”, które powoli będą wracać do elity.

Nie samym atakiem żyje człowiek

Młode perełki, które nieoczekiwanie podbijają świat piłki mogą nam się kojarzyć wyłącznie z zawodnikami o inklinacjach ofensywnych, aczkolwiek w obronie też znajdzie się kilku graczy, którzy mogą dzielić i rządzić przez najbliższych kilkanaście lat.
Ot, choćby jeden z ważniejszych elementów najlepszej defensywy w Anglii i być może ogólnie na świecie, czyli Trent Alexander-Arnold. Anglik, gdy jest zdrowy, gra właściwie wszystkie spotkania od deski do deski i zdecydowanie przyczynia się do niemal perfekcyjnej postawy Liverpoolu w obronie, dorzucając również smaczki w akcjach ofensywnych.
Trent wskoczył do pierwszego składu „The Reds” w ubiegłym sezonie i nie oddał miejsca do dziś, będąc kluczowym elementem układanki Kloppa, która zaprowadziła klub z Anfield do finału Ligi Mistrzów, a w przyszłości być może tytułu mistrzowskiego.
O ile sukces w europejskich pucharach był głównie zasługą huraganowych ataków ofensywnego tercetu, tak rezultaty Liverpoolu z tego sezonu są już w gigantycznej części zasługą defensorów, w tym Trenta.
Postawę młodych obrońców zaczynają także doceniać eksperci, ponieważ dwa najwyższe miejsca w zestawieniu nagrody Golden Boy zostały w ubiegłym roku zarezerwowane właśnie dla defensorów: Trenta Alexandra-Arnolda oraz największego odkrycia ostatnich miesięcy, Matthijsa de Ligta.
Mogłoby się wydawać, że obrońca musi posiadać pewien bagaż doświadczeń, aby poznać wszystkie tajniki powstrzymywania napastników, ale kapitan Ajaksu pokazuje, że nie trzeba spędzać wielu lat w futbolu profesjonalnym, aby stać się jednym z najlepszych.
Już teraz o de Ligta zabiegają właściwie wszystkie topowe kluby z Barceloną, Juventusem i Manchesterem United na czele. Któż by nie chciał mieć w swoich szeregach zawodnika, który będąc nastolatkiem staje się kluczowym elementem odradzających się drużyn Ajaksu i „Oranje”?

Galaktyczna przyszłość

Wszyscy wymienieni powyżej zawodnicy stanowią już fundamenty największych klubów, a przecież przykłady można by mnożyć. Niespodziewanym liderem ofensywy Realu Madryt jest chociażby 18-letni Vinicius Junior, który w tym sezonie zanotował już 6 bramek oraz 8 asyst.
Przed sezonem w ciemno można było stawiać, że pierwsze skrzypce w atakach „Królewskich” będą odgrywać Bale z Benzemą lub Asensio, ale to właśnie sprowadzony za ponad 60 mln Brazylijczyk błyszczy na Bernabeu.
I taka cena nie może już nikogo dziwić, ponieważ coraz częściej kluby z czołówki będą wydawać podobnego rzędu sumy na nastolatków z potencjałem. W końcu przykłady właśnie Viniciusa, Mbappe lub Dembele pokazują, że ryzyko związane z przeznaczeniem ogromnej sumy na niedoświadczonego zawodnika może się zdecydowanie opłacić.
A przecież nie można zrobić lepszego biznesu niż ściągnięcie gracza, który będzie mógł stanowić o sile danej drużyny przez co najmniej najbliższą dekadę. Nie wiemy czy nadchodzące 10 lat upłynie pod znakiem gwiazd rodem z Francji, Brazylii czy Anglii, ale jedno jest pewne – na piedestale będą stać zawodnicy, którzy mimo młodego wieku już teraz dumnie kroczą po futbolowym czerwonym dywanie.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również