Bayern Monachium zapycha dziury w składzie. Ivan Perisić i Philippe Coutinho mają wzmocnić kulejącą ofensywę

Bayern na ostatnią chwilę zapycha dziury w składzie. Czy Perisić i Coutinho naprawdę wzmocnią zespół?
twitter.com
Porażka z Borussią Dortmund w Superpucharze Niemiec niejako wymusiła na włodarzach Bayernu aktywność na rynku transferowym. Można powiedzieć: wreszcie! Pozyskanie trzech nowych piłkarzy Bawarczycy ogłosili kilka miesięcy temu, a później zapadli w letni sen. O potrzebie kolejnych transferów mówił publicznie Robert Lewandowski. Teraz kulejącą ofensywę mają wzmocnić Ivan Perisić i najprawdopodobniej Philippe Coutinho. Czy tego oczekiwali kibice Bayernu?
Choć do inaugurującego najbliższy sezon Bundesligi spotkania Bayernu z Herthą Berlin pozostało kilkanaście godzin, to kibice mistrza Niemiec pewnie chętnie odłożyliby to wydarzenie w czasie. Osłabiony zespół „Die Roten” potrzebuje wzmocnień, a władze bawarskiego klubu przespały kilka tygodni na rynku transferowym, budząc się z letargu dopiero w ostatnich dniach. Na Allianz Arena nie trafi kontuzjowany Leroy Sane, w zamian za to kontrakt podpisał wypożyczony z Interu Ivan Perisić. W jego ślady być może pójdzie Philippe Coutinho. Chorwacko-brazylijski duet docelowo ma zastąpić Francka Ribery'ego i Arjena Robbena, którzy po wielu latach odeszli z drużyny. Pytanie, czy nowi skrzydłowi faktycznie okażą się wzmocnieniami.
Dalsza część tekstu pod wideo

Późne przebudzenie

Kto mógł przypuszczać, po buńczucznych wypowiedziach Uliego Hoenessa z początku roku, że letnie okienko transferowe sfrustruje kibiców Bayernu? Wszystko zapowiadało się bardzo ciekawie, a fani mieli pełne prawo oczekiwać przemyślanej, rozsądnej rewolucji kadrowej. Wśród potencjalnych, niemal pewnych wzmocnień wymieniano m.in. Timo Wernera.
Dziś sympatycy „Die Roten” złośliwie mówią, że kontrowersyjnemu szefowi klubu być może chodziło o piłkarzy, których zatrudnienie ogłosił jeszcze w trakcie ubiegłego sezonu. Najpierw mistrzowie Niemiec poinformowali opinię publiczną o podpisaniu obowiązującego od lipca kontraktu z Benjaminem Pavardem. Francuski defensor kosztował 35 mln euro. Następnie poszli za ciosem i wykupili z Atletico Lucasa Hernandeza za 80 mln, a do tego za grosze ściągnęli też młodego, obiecującego napastnika Hamburgera SV – Jana-Fiete Arpa.
Wydawało się, że równo z otwarciem okna transferowego, przebudowa zespołu będzie kontynuowana. Odeszli przecież Arjen Robben, Franck Ribery, James Rodriguez, Mats Hummels i Rafinha. I o ile z nawiązką załatano dziurę w obronie, o tyle najwyraźniej Hoeness i spółka uznali, że z nowymi skrzydłowymi nie ma co się spieszyć. Bayern zapadł w kilkutygodniowy letni sen, przerwany zdecydowaną porażką z Borussią w starciu o Superpuchar Niemiec. Różnica klas na korzyść dortmundczyków była bardzo widoczna, a z powodu wąskiej kadry, trener Niko Kovac właściwie nie miał na ławce nikogo, kto mógłby spróbować odwrócić losy meczu. Sygnał ostrzegawczy w postaci zasłużonej przegranej z głównym rywalem do mistrzostwa pobudził uśpionych włodarzy klubu do działania.

Na ratunek Perisić...

Do pewnego momentu wszystko wskazywało na to, że Bayern dokona głośnego transferu z Premier League. Na celowniku „Die Roten” znalazł się Leroy Sane, były zawodnik Schalke, który nie ma pewnego miejsca u Pepa Guardioli w Manchesterze City. Media informowały, że kluby właściwie osiągnęły porozumienie, a do potwierdzenia transakcji brakuje najdrobniejszych szczegółów.
Zakup reprezentanta Niemiec na papierze zapowiadał się świetnie. Sane mógłby odgrywać w Monachium pierwszoplanową rolę i w pełni rozwinąć skrzydła. Finalizację transferu przerwała kontuzja skrzydłowego, której doznał w meczu o Tarczę Wspólnoty z Liverpoolem. 23-latek dość niespodziewanie wybiegł w pierwszym składzie i już przed upływem kwadransa opuścił murawę. Diagnoza – uszkodzone więzadła, kilka miesięcy pauzy – pokrzyżowała plany Bayernu.
Do Roberta Lewandowskiego i kolegów miał dołączyć były skrzydłowy Schalke, a ostatecznie przyszedł eks-zawodnik Borussii Dortmund i Wolfsburga. Po informacji o poważnej kontuzji Sane, Bawarczycy skupili uwagę na Ivanie Perisiciu z Interu Mediolan. Kluby szybko się dogadały, Chorwat przyleciał na testy medyczne, przeszedł je i został zaprezentowany jako nowy piłkarz mistrza Niemiec. Bayern wypożyczył go na rok za 5 mln euro z możliwością wykupu za cztery razy większą kwotę. Na bezrybiu i rak ryba?
Pozyskanie w awaryjnym trybie Perisicia wygląda mało efektownie w porównaniu do Sane, Wernera czy Garetha Bale'a, bo i o ściągnięciu Walijczyka do Monachium mówiono. Plusem wychowanka Hajduka Split jest na pewno to, że zna Bundesligę jak własną kieszeń, bo grał w niej przez kilka lat. W ubiegłym sezonie był zaś podstawowym zawodnikiem Interu, zdobywając 9 goli i notując 8 asyst.
Chorwacki skrzydłowy to solidny, ograny, sprawdzony piłkarz. W optymalnej formie na pewno będzie wzmocnieniem nielicznej ofensywy „Die Roten”. Klub niewiele ryzykuje, bo zapłacił małe pieniądze za jego wypożyczenie. Przemyślanej strategii w tym ruchu jednak nie widać, a Perisicia ewidentnie pozyskano na ratunek, rzutem na taśmę. Pechowa kontuzja Leroya Sane nie powinna być usprawiedliwieniem. Trudno chwalić władze klubu za kilkutygodniową bezczynność i nagłe gaszenie pożaru, który sami wywołali. Mało ma to wspólnego z szumnie zapowiadaną przemyślaną, rozsądną rewolucją kadrową.

...i Coutinho?

Jeśli wierzyć głośnym doniesieniom medialnym, nie skończy się na wypożyczeniu Perisicia. Identyczną drogą, na podobnych warunkach, ma podążyć Philippe Coutinho. Filigranowy Brazylijczyk w Barcelonie nie spełnia pokładanych w nim nadziei, a dodatkowo szeregi „Dumy Katalonii” zasilił Antoine Griezmann. Jeśli były zawodnik Liverpoolu chce regularnie grać, powinien zmienić barwy klubowe.
Do momentu zamknięcia okna transferowego w Anglii, wydawało się, że piłkarz trafi właśnie na Wyspy Brytyjskie. Pisano najpierw o Arsenalu, później o Tottenhamie, ale finalnie nic z tego nie wyszło. Pojawiają się też plotki o włączeniu Coutinho w operację powrotu Neymara na Camp Nou. Bayern jest jednak podobno bardzo zdeterminowany, by zawrzeć umowę rocznego wypożyczenia zawodnika z opcją wykupu. Niektóre źródła podają, że brakuje tylko porozumienia z przedstawicielami brazylijskiego skrzydłowego.
Coutinho rozegrał dla „Barcy” w zeszłym sezonie 54 spotkania, w których zdobył 11 goli i zaliczył 5 asyst. Na pierwszy rzut oka te statystyki nie wyglądają najgorzej, ale po Brazylijczyku spodziewano się dużo, dużo więcej. Stąd władze klubu z Katalonii nie oponują przed wypożyczeniem, a może w przyszłości i sprzedażą zawodnika. W teorii na tej transakcji zyskają wszyscy. Barcelona zdejmie „Cou” z listy płac, Bayern pozyska klasowego skrzydłowego, a sam piłkarz będzie mógł grać pierwsze skrzypce w zespole, w którym nie ma Messiego, Suareza, Griezmanna ani Neymara.
Philippe Coutinho ma wszystko w swoich rękach. W Bayernie może wrócić na właściwe tory, znów cieszyć się grą i czarować na boisku. Jeśli Bawarczykom uda się wypożyczyć 27-latka, dokonają sporego wzmocnienia. Dopóki jednak nic nie zostało podpisane, kibice „Die Roten” muszą niecierpliwie czekać na dobre wieści i liczyć, że trener Kovac oszczędzi im widoku męczącego się na skrzydle Thomasa Müllera.
Mateusz Hawrot

Przeczytaj również