Bielecki: Wyruszenie po Mackiewicza skazałoby Revol na śmierć. Nie dalibyśmy rady go znieść

Bielecki: Wyruszenie po Mackiewicza skazałoby Revol na śmierć. Nie dalibyśmy rady go znieść
Oficjalna strona Adama Bieleckiego na portalu Facebook
Adam Bielecki opowiedział "Gazecie Wyborczej" o akcji ratunkowej na Nanga Parbat. Jego zdaniem nie można było uratować Tomasza Mackiewicza.
Ratownicy pracowali w bardzo trudnych warunkach - Bielecki i Denis Urubko wspinali się w nocy i przy potężnym mrozie.
Dalsza część tekstu pod wideo
– Nie miałem żadnych wątpliwości, że muszę polecieć i zrobić wszystko, co mogę. Zawahałem się sekundę dopiero na Nandze, przy kamieniu, za którym zaczyna się właściwy kuluar Kinshofera. Zrobiłem szybki rachunek sumienia: dwa lata temu prawie zabiłem się tu za dnia, a w dodatku mam zasadę, że nie korzystam ze starych lin poręczowych. A teraz miałem nocą wspinać się po starych poręczówkach. To był moment, kiedy uderzyło mnie, jak niebezpieczne jest to, co robimy. Ale zaraz przyszła myśl: Tomek i Eli potrzebują nas, jeśli nie pójdziemy – zginą - mówi Bielecki w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Ekipa ratunkowa odnalazła Revol na wysokości ok. 6000 m n.p.m. Po kilku godzinach odpoczynku Bielecki i Urubko zaczęli spuszczać Francuzkę na linach do podstawy ściany.
– Nie mogliśmy jej zostawić, nie przeżyłaby nocy. Nie była w stanie schodzić sama, a nie mieliśmy namiotu, śpiwora, niczego – poza maszynką do gotowania – co moglibyśmy jej zostawić. A Eli nie byłaby w stanie obsłużyć kuchenki zamarzniętymi dłońmi. Wyruszenie po Tomka skazałoby Eli na śmierć - podkreśla Bielecki.
Revol poinformowała wspinaczy, że Mackiewicz znajduje się w bardzo złym stanie. Bielecki przyznał, że nawet gdyby udało się do niego dotrzeć w trudnych warunkach pogodowych, to sprowadzenie go z góry byłoby niemożliwe.
- Dochodzimy do Tomka i co dalej? Musielibyśmy go znosić. A dwie osoby bez zasobów nie są w stanie tego zrobić. To fizycznie niewykonalne. Nikt w tych warunkach i okolicznościach nie dałby rady - przyznaje Bielecki.
Himalaiści, którzy wzięli udział w akcji ratunkowej, czyli Bielecki, Urubko i Piotr Tomala, po kilku dniach wrócili do bazy pod K2. Jarosław Botor z powodów osobistych musiał wrócić do Polski.

Przeczytaj również