Bohaterem Legii Warszawa nie tylko Michniewicz. "Nasz obrońca prawie zemdlał jak go gonił"

Bohaterem Legii nie tylko Michniewicz. "Nasz obrońca prawie zemdlał jak go gonił"
Rafal Oleksiewicz / PressFocus
Legia Warszawa wygrała ze Spartakiem 1:0 po golu Lirima Kastratiego w doliczonym czasie gry i zarazem udowodniła, że ta jesień nie musi być w jej przypadku taka oczywista. Środa w Warszawie faktycznie może okazać się małym piątkiem. W końcu mistrzowie Polski ograli poważną, rosyjską markę.
Takie wieczory w Europie mogą odbywać się nawet o 16:30! Dzięki temu jest więcej czasu na świętowanie w Warszawie i przede wszystkim na wyjeździe, jeśli chodzi o tych szczęśliwców, którzy za Legią polecieli do Rosji. Było trochę szczęścia, był nawet fart, ale ten wynik Legia sobie przede wszystkim wypracowała. I rozpoczęła przygodę w Lidze Europy od pięknego akcentu.
Dalsza część tekstu pod wideo
Reakcje kibiców w social mediach przez cały mecz były dość zaskakujące, bo bardzo optymistyczne. A Legia straszliwie się męczyła, zwłaszcza od 46. do 70. minuty spotkania. Wtedy gra Legii z przodu wołała o pomstę do nieba, bo praktycznie nie istniała. W pierwszej połowie z dystansu próbował choćby Luquinhas, ale też nie było żadnej klarownej sytuacji polskiego zespołu. W przeciwieństwie do Rosjan.
Śmierdziało bramką dla Spartaka, Artur Boruc kilkukrotnie był zmuszany do interwencji, przede wszystkim przez wszędobylskiego Quincy Promesa. Ale powstawał jeszcze większy smród, gdy piłkarze rosyjskiego zespołu nie wykorzystywali kolejnych sytuacji. Dominowali, konstruowali akcje, a nic z nich nie wychodziło. Czas leciał na korzyść Legii.
Czesław Michniewicz nauczył już swoich piłkarzy pragmatycznego futbolu, gdzie zadbanie o tyły jest kluczowe, ale wielkie brawa za to, że działa to nawet na tak wysokim poziomie. To pierwszy tak poważny rywal Legii w meczu o stawkę od lat. A czy to Artur Jędrzejczyk czy Mateusz Wieteska czy przede wszystkim Maik Nawrocki zaprezentowali się świetnie.
Szczególnie ten ostatni, który wyrasta na lidera warszawskiej defensywy. Oby Legia szybko dopięła kwestię wykupienia go z Werderu Brema. Oczywiście był on jedynie piłkarzem rezerw niemieckiego klubu, ale jego wartość wzrasta z meczu na mecz. A klauzula wynosi półtora miliona euro. Nie ma co się zastanawiać, tylko trzeba go brać na stałe. W dzisiejszym meczu był znakomity.
Wahadłowych świetnie zabezpieczali środkowi pomocnicy, tutaj gratulacje należy złożyć na ręce Bartosza Slisza. Chłopak dziesięć dni temu debiutował w reprezentacji Polski, po tak ważnym emocjonalnie meczu spłynęła na niego fala krytyki, a on wychodzi na Spartak Moskwa bez Andre Martinsa u boku i gra profesorsko. Dziś pokazał, że ma potencjał na większe granie niż wielu mu prognozuje.
Bywało już naprawdę gorąco, najgroźniejszą sytuację rywale mieli wtedy, gdy Artur Jędrzejczyk dopuścił do dośrodkowania z prawej strony. Georgiy Dzhikiya wrzucił piłkę idealnie na Samuela Gigota, a ten uderzył piłką w poprzeczkę. Ta zadrżała dokładnie tak jak serca kibiców Legii. Ale była bodźcem do ogarnięcia się i pozostawienia po sobie lepszego wrażenia.
Dużo zmieniła zmiana Lirima Kastratiego. Były piłkarz Dinama Zagrzeb przed rozpoczęciem rywalizacji w Lidze Europy musiał nie tylko trenować, ale i latać zagranicę, by załatwić sobie wizę do Rosji. Całe szczęście się udało, bo zagrał świetnie. Już można go nazwać dużą wartością w składzie Legii. Trener Michniewicz przyznał w wywiadzie pomeczowym dla "Viaplay", że zwrócił uwagę na tego zawodnika po meczu z Dinamem Zagrzeb. Skomentował to w swoim stylu:
- Jak w meczu z Dinamem Maik Nawrocki gonił Kastratiego to prawie zemdlał, cieszę się że teraz my mamy tego zawodnika.
W drugiej połowie Legia stworzyła dwie groźne sytuacje, jedna to strzał Luquinhasa, który niestety wysłał piłkę wysoko ponad bramkę Aleksandra Maksimenko. Druga, to już akcja Kastratiego, który poczarował z boku pola karnego i dośrodkował piłkę do Mahira Emreliego, a ten trafił w słupek.
Ewidentnie na 20 minut przed końcem coś się rozruszało. Gra stała się tak intensywna, że nie rezerwowi musieli długo czekać przy linii bocznej, by piłka w końcu nie była w ruchu…
I w końcu przyszedł ten moment… Doliczony czas gry i Moskwa to dla Legii świetny układ zdarzeń. Wszyscy pamiętamy euforię po golu Janusza Gola na 3:2 dającym awans do fazy grupowej Ligi Europy za kadencji Macieja Skorży. Teraz podobną radość dał właśnie Kastrati przesądzając o zwycięstwie 1:0.
Ale Ernest Muci, oh! Ma zaledwie 20 lat, a tę akcję zagrał jak stary wyga. Jeszcze na własnej połowie wciągnął w pressing rywala, który zaraz musiał mierzyć się z Albańczykiem w pojedynku biegowym, a w nim kompletnie nie miał szans.
Warto też napisać, że dziś inną twarz pokazał Josue. Do niedawna ofensywny pomocnik Legii był najbardziej irytującym piłkarzem tej drużyny, a to dlatego, że ważył ponad miarę, grał na stojąco i machał rękami do kolegów. Gdy zaczęła się przerwa reprezentacyjna i piłkarze dostali trochę czasu na szybki urlop, Czesław Michniewicz zdecydował, że niektórzy piłkarze muszą nadrobić zaległości treningowe i zostawił ich na treningach w Warszawie.
Na czele tej grupy był właśnie Portugalczyk. Dziś został ustawiony wyżej, tuż przy Emrelim, choć zachowywał się jakby miał pełnić rolę wolnego elektronu. Był aktywny i widoczny na całej szerokości boiska. W pressingu wręcz wzorowy, co w jego przypadku naprawdę jest zadziwiające. Jednak jeśli chodzi o jego wybory w ofensywie, mogło być zdecydowanie lepiej.
Ile Legia może ugrać w Lidze Europy? Trudno powiedzieć, bo Leicester i Napoli są bardzo wymagający, a trzeba też naprawić sytuację w tabeli Ekstraklasy. Ale czy po wylosowaniu grupy śmierci przez "Wojskowych" nie mówiliśmy, że także Spartak nie da im szans?

Przeczytaj również