Brak wstydu i mierzenie temperatury, czyli o takich, którym unieważnienie sezonu byłoby na rękę

Brak wstydu i mierzenie temperatury, czyli o takich, którym unieważnienie sezonu byłoby na rękę
Anton_Ivanov/shutterstock.com
To ciągle trudny do wyobrażenia scenariusz. Taki, przed którym ligowi działacze we wszystkich krajach zapewne będą bronić się rękami i nogami. Unieważnienia sezonu 2019/2020 nie można na tę chwilę jednak wykluczyć. Są zresztą tacy, którzy o takie rozwiązanie… wnoszą.
Spróbujmy sobie uzmysłowić, że bieżące rozgrywki ligowe w największych europejskich ligach faktycznie zostaną ostatecznie anulowane. Nikomu nie przyznamy mistrzostwa (chyba, że - z przyzwoitości - Liverpoolowi). Nikt nie spadnie z ligi. Jesienią do rozgrywek europejskich pucharów przystąpią te same kluby, co rok wcześniej.
Dalsza część tekstu pod wideo
Kilka dni temu pisaliśmy o tych, którzy mogliby najwięcej na takich decyzjach stracić. Dzisiaj spoglądamy na tych, którzy najwięcej by… zyskali.

5. West Ham United

- Jedyną sprawiedliwą i rozsądną rzeczą, jaką można zrobić, jest unieważnienie sezonu - napisała w weekend w swojej stałej rubryce na łamach dziennika “The Sun” wiceprezes West Hamu, Karren Brady. - Kto wie, kto spadłby z ligi, a kto awansował, skoro nie wszystkie mecze zostały rozegrane?
Opinia znanej na Wyspach biznesmenki spotkała się z różnymi odczuciami. Z jednej strony, prezenter telewizyjny BT Sport, Des Kelly, określił ją mianem “bezwstydnej”. Z drugiej, nie brakuje też takich, którzy popierają przedstawiony pomysł.
Kontrowersje budzi oczywiście fakt, że to właśnie Brady wyszła z taką inicjatywą. West Ham United mógł w poprzednim sezonie pochwalić się siódmym najwyższym budżetem w Premier League. Spodziewano się zatem, że klub ze wschodniego Londynu powalczy w tych rozgrywkach o “małe mistrzostwo Anglii”, czyli pierwsze miejsce w ligowej tabeli nieobejmującej klubów z tradycyjnej “wielkiej szóstki”. Na dziewięć kolejek przed końcem sezonu “Młoty” plasują się tymczasem na 16. pozycji, a nad strefą spadkową utrzymuje je wyłącznie minimalnie lepsza różnica bramek od Watfordu i Bournemouth (zajmująca 19. lokatę Aston Villa ma z kolei do rozegrania o jedno spotkanie więcej).
I choć wydaje się, że pod wodzą Davida Moyesa West Ham stopniowo wychodził na prostą, nawet w przypadku ostatecznego utrzymania w lidze te rozgrywki w świadomości wszystkich związanych ze wschodniolondyńskim klubem rzeczywiście najlepiej byłoby unieważnić.

4. Olympique Lyon

- Czy on jest poważny? - zapytał sarkastycznie w piątkowy wieczór na Twitterze gwiazdor Olympique’u Marsylia, Dimitri Payet, w odniesieniu do wcześniejszych słów prezesa Olympique’u Lyon, Jeana-Michela Aulasa. Podobnie jak Brady - z tym, że na łamach “Le Monde” - jeden z najbardziej wpływowych działaczy we francuskiej piłce nożnej zastanawiał się nad perspektywą “pustego sezonu”. Bez mistrza, “nowych” kwalifikacji do Ligi Mistrzów i spadku.
#OnPękł #TrzebaSzybkoZmierzyćJegoTemperaturę #JakWyglądaAktualnaTabela? #Po28Kolejkach? #AhNoTakZrozumiałem #DobraPróba #AleDużoŚmiechu - hasztagi wypełniające tweet Payeta nie pozostawiły cienia wątpliwości, jak, nie tylko przez niego, odebrana została propozycja Aulasa.
Nieprzypadkowo. Uczestnik ⅛ finału tegorocznej edycji Ligi Mistrzów, gdzie pokonał w pierwszym meczu u siebie Juventus 1:0, zajmuje na 10 kolejek przed końcem sezonu zaledwie siódme miejsce w tabeli Ligue 1. Do premiowanej startem w kwalifikacjach Champions League trzeciej pozycji traci aż 10 punktów. Tymczasem Marsylia jest w ligowej klasyfikacji na drugiej lokacie, z… 16-punktową przewagą nad Lyonem.
Obiektywnie można zatem rzec: faktycznie, dobry numer.

3. Atletico Madryt

W podobnej sytuacji jak Lyon znajduje się inny klub, który również pozostał w grze w ciągle trwającej edycji Ligi Mistrzów. Mało tego, podopieczni Diego Simeone - po sensacyjnym wyeliminowaniu Liverpoolu - są już w ćwierćfinale rozgrywek. Kto wie, czy to nie będzie (byłby?) wreszcie ich naprawdę wielki rok na europejskiej arenie.
Ewentualne anulowanie bieżącego sezonu Champions League mogłoby zatem stanowić dla “Los Colchoneros” potężny cios. Z drugiej strony, potencjalne unieważnienie rozgrywek na krajowym podwórku wiązałoby się z uczuciem ulgi. Atletico zajmuje bowiem aktualnie szóste miejsce w tabeli La Liga i choć do czwartego Realu Sociedad traci zaledwie punkt (a do trzeciej Sevilli - dwa punkty), forma madryckiego zespołu na przestrzeni tego sezonu niekoniecznie wskazuje, by mieli oni zakończyć rozgrywki mocnym akcentem.
Kto wie, czy po dokończonym sezonie 2019/2020 nie nastąpiłyby pierwsze rozgrywki Ligi Mistrzów od ośmiu lat bez udziału Atletico? Co więcej, kto wie, czy ewentualny brak awansu do europejskiej elity nie skutkowałby również - o czym przebąkuje się od kilku miesięcy - końcem ery Diego Simeone w stolicy Hiszpanii?

2. Tottenham Hotspur

Temu to zawsze się upiecze, słusznie lub nie zauważą złośliwi.
Być może nie jest jednak przesadą stwierdzenie, że kibice Tottenhamu naprawdę chcieliby już puścić bieżący sezon w niepamięć. Na początku marca ostatecznie dowiedzieliśmy się, że “Spurs” nie zdobędą w tym sezonie trofeum (przegrali u siebie z Norwich w Pucharze Anglii) ani nie sprawią kolejnych niespodzianek w Lidze Mistrzów (polegli w dwumeczu z RB Lipsk). Ostatni promyk nadziei mogło dać ewentualne zwycięstwo w lidze nad Manchesterem United w minioną niedzielę. Meczu jednak nie rozegrano.
Jose Mourinho mógł tylko w ostatnim czasie z uśmiechem komentować kolejne kontuzje w swoim zespole. Gdyby nie pandemia koronawirusa, aż strach pomyśleć, na którym miejscu w tabeli Premier League Tottenham - bez Kane’a, Sona, Sissoko i innych - mógłby skończyć rozgrywki. Z drugiej strony, jeżeli sezon zostanie dograny w kolejnych miesiącach, niewykluczone, że pozwoli to przynajmniej niektórym spośród rekonwalescentów wrócić na boisko. A jeżeli rozgrywki zostaną anulowane, portugalski trener znowu pojawi się w przyszłym sezonie w swojej ulubionej Lidze Mistrzów. Ku nawet swojemu zaskoczeniu.

1. Werder Brema

Jak wiadomo, największa presja tyczy się jednak nie góry, a dołu ligowej tabeli. Lyon, Atletico czy Tottenham jakoś przebolałyby sezon - a jeśli trzeba, to nawet dwa - bez udziału w Lidze Mistrzów. Niewykluczone, że łatwiej wrócić z powrotem do czołówki, niż stanąć na dwie nogi od razu po spadku z ligi. Zwłaszcza w przypadku “zasłużonych” klubów.
I to właśnie tym klubom upiekłoby się najbardziej. Nie mamy jednak na myśli np. wspomnianego West Hamu, który oczywiście spaść ciągle może, ale nie musi (w końcu znajduje się obecnie poza strefą spadkową). Mowa o tych, którym widmo spadku zajrzało w oczy tak głęboko, że w zasadzie… zdążyli się już z tym faktem pogodzić. A przynajmniej zaczęli z nim oswajać.
Osiadła na dnie tabeli Tuluza (tutaj, wzorem ewentualnego mistrzostwa dla Liverpoolu, warto by się chyba zastanowić nad degradacją nawet w przypadku unieważnienia sezonu) gra w Ligue 1 nieprzerwanie od 2003 roku. Tymczasem ostatni w klasyfikacji hiszpańskiej ekstraklasy Espanyol Barcelona występuje na poziomie La Liga od, bagatela, 26 lat z rzędu!
Bilanse tych dwóch klubów to jednak nadal nic w porównaniu do dorobku przedostatniego w tabeli Bundesligi (z czteropunktową stratą do miejsca barażowego) Werderu Brema. Czterokrotni mistrzowie Niemiec - po raz ostatni w sezonie 2003/04 - spędzili dotychczas zaledwie jeden sezon w całej… historii Bundesligi poza najwyższą klasą rozgrywkową. Było to w rozgrywkach 1980/1981. I kiedy wydawało się, że ta niesamowita seria znajdzie swój kres, z pomocą przyszłyby tak nieoczekiwanie wydarzenia.
Aż trudno byłoby uwierzyć takiemu szczęściu w nieszczęściu.
Wojciech Falenta

Przeczytaj również