Brzęczek kozłem ofiarnym. Problemy kadry nie są winą selekcjonera

Brzęczek kozłem ofiarnym. Problemy kadry nie są winą selekcjonera
MediaPictures.pl / Shutterstock.com
W ostatnim czasie przez media niesie się fala krytyki, której obiektem jest Jerzy Brzęczek. Reprezentacja Polski pod jego wodzą nie odniosła jeszcze ani jednego zwycięstwa. Często to właśnie selekcjoner jest przedstawiany jako powód problemów. Czy słabe wyniki to na pewno jego wina?
Dobra postawa naszych ulubieńców podczas Euro 2016 oraz w eliminacjach do tegorocznego mundialu wzbudziła wśród Polaków apetyt na sukces. W Rosji ogromne oczekiwania zostały jednak brutalnie zweryfikowane.
Dalsza część tekstu pod wideo
Z kadrą pożegnał się Adam Nawałka. Na jego następcę wybrano Jerzego Brzęczka. Dzisiaj, zaledwie pięć miesięcy po podjęciu tej decyzji, nasilają się nawoływania do pożegnania byłego szkoleniowca Wisły Płock. Mocno pochopne, gdyż stanął przed niesamowicie trudnym zadaniem.

Brak czasu na eksperymenty

Jednym z częstszych zarzutów pod adresem naszego selekcjonera jest brak pomysłu na zespół. Łatwo zapomnieć o tym, że tak naprawdę nie miał okazji do testowania nowych rozwiązań bez ryzyka.
W 3 z pierwszych 5 spotkań pod batutą nowego dyrygenta nasze „Orły” grały o punkty. I to z naprawdę klasowymi rywalami, czyli Włochami i Portugalią w Lidze Narodów. Krótko mówiąc, takie mecze nie sprzyjają sprawdzaniu nowych koncepcji i wprowadzaniu zmian.
Jasne, Brzęczek objął nową posadę z pewną wizją, która mu przyświecała, ale nie miał nawet okazji na bezstresowe wprowadzenie jej w życie. Od razu był oceniany z uwagi na wyniki.
Adam Nawałka pierwszy raz prowadził naszą reprezentację w meczu o stawkę niemal rok po przejęciu jej sterów. Pierwsze siedem starć to były spotkania towarzyskie, z których trudno było wyciągnąć jakieś wyjątkowe pozytywy.
Porażki ze Słowacją i Szkocją, wymęczone wygrane z Mołdawią i Litwą czy remis z Irlandią zostały trochę osłodzone przez nierozstrzygnięty mecz z Niemcami i pokonanie Norwegii 3:0. Były trener Górnika Zabrze dostał jednak czas na dopracowanie pewnych schematów, które w końcu zaczęły dobrze funkcjonować.
Dały one świetne efekty, które widzieliśmy chociażby dwa lata temu we Francji. Brzęczek szansy na takie działanie nie ma, bo po prostu nie ma takiej możliwości. Nie można odpuścić zmagań w Lidze Narodów, gier towarzyskich jest mniej. Na pewno trudniej w takich warunkach ułożyć „swoją” drużynę.

Kryzys kadrowy

Gdy wchodziliśmy do najlepszej ósemki drużyn w Europie, imponowała nam postawa naszych poszczególnych piłkarzy. Michał Pazdan czy Krzysztof Mączyński byli w życiowej formie. Podobnie Kamil Grosicki i Kamil Glik. Każdy trybik maszyny funkcjonował fenomenalnie.
W Rosji było jednak widać, że coś się zatarło. Pierwsze ostrzeżenie nadeszło już wcześniej. Porażka 0:4 z Danią pokazała, że mamy pewne problemy. Mistrzostwa Świata tylko je bardziej uwydatniły.
Michał Pazdan jest cieniem dawnego siebie. Mączyński wylądował w rezerwach Legii. „Turbogrosik” przez ostatni rok miał duże trudności z regularną grą, głównie z uwagi na chęć zmiany klubu. Taki zespół przejął Brzęczek i musi go poukładać od nowa.
Do tego doszedł oczywiście Łukasz Piszczek, który skończył reprezentacyjną karierę. Glik jest w słabej formie, Grzegorz Krychowiak dopiero się odbudowuje w Lokomotiwie. Kuba Błaszczykowski prawie w ogóle nie gra w klubie.
Nikt chyba nie chce przejmować drużyny, która przechodzi poważny kryzys. Trzeba coś zmienić, ale nawet nie wiadomo, co i jak. Zrezygnować ze stopera Monaco lub Grosickiego? Kogo wrzucić w ich miejsce? Nie mamy odpowiednich alternatyw, więc nie ma pola manewru.

Znaleźć nową koncepcję

Za kadencji Adama Nawałki opieraliśmy naszą grę na szybkich kontratakach, w których główną rolę pełnili skrzydłowi, czyli popularni „Grosik” i „Kuba”. Ich kłopoty sprawiły, że konieczne są zmiany. W końcu trudno polegać na gościach, którzy wydają się być bez formy.
Nawet na Mistrzostwach Świata mieliśmy już do czynienia z eksperymentami w wykonaniu poprzedniego selekcjonera. Testowana jeszcze przed turniejem trójka w obronie, która nie wypaliła, miała być lekarstwem na sytuację naszych piłkarzy.
Brzęczek z kolei spróbował ustawienia 4-3-1-2. Mamy kilku naprawdę dobrych środkowych pomocników, więc próba wyciągnięcia maksimum z ich umiejętności wydawała się nawet logiczna, ale… testem była konfrontacja w Włochami w Lidze Narodów.
W tym systemie spisywaliśmy się słabo i po przerwie został on zmieniony. Wydaje się, że teraz nie wrócimy do niego, bo przez niego spadliśmy do Dywizji B. Szkoda tylko, że nie można było poświęcić jednego zgrupowania na eksperymentowanie z tą formacją, ale tak to jest, gdy gra się o punkty.
Tak naprawdę nie wiadomo, jak rozwiązać problemy naszej reprezentacji i jak poprawić jej grę. Konfrontacje z Portugalczykami i Włochami pokazały nam, gdzie jest nasze miejsce w szeregu, a starcia z Irlandią czy Czechami dały nam jedynie szczątkowe odpowiedzi na stawiane pytania.

Napompowany balonik

Swoje robią też oczekiwania względem naszej kadry. Jeśli portale sportowe lub eksperci tacy jak Tomasz Hajto mówią głośno, że Polska jest faworytem swojej grupy na Mistrzostwach Świata czy w Lidze Narodów, to budują wśród ludzi przekonanie, że tak faktycznie jest.
Spójrzmy jednak prawdzie w oczy. Czy naprawdę zasługiwaliśmy na miejsce w Dywizji A? Czy nasza reprezentacja pogrążona w pomundialowym marazmie naprawdę jest w stanie rywalizować z rywalami ze światowej czołówki?
Odpowiedź jest chyba jasna. Nie ma co oszukiwać się, że to wina Brzęczka, że spadliśmy na niższy poziom. Brutalnie zderzyliśmy się z rzeczywistością. Po prostu tam jest nasze miejsce. Jeśli chcemy wrócić wyżej, to musimy zbudować drużynę tak, jak zrobił to Nawałka. Powoli, konsekwentnie.
Nie zmienią tego sztucznie pompowane ambicje i buńczuczne wygłaszane poglądy o wielkości polskiego futbolu, bo one po prostu nic nie znaczą i tylko zakłamują rzeczywistość. Jasne, szkoda że przegraliśmy z Portugalią i Włochami, ale naprawdę nam do nich brakuje.
Tym bardziej, że jesteśmy w fazie przebudowy. Nie wiem, czy będziemy w stanie zbudować stabilną kadrę na poziomie chociażby ćwierćfinału Euro, po prostu nie mamy takiego potencjału jak inne kraje, a zmienienie tego to kwestia lat.

W czym leży problem?

Słaba gra naszej reprezentacji boli chyba wszystkich. Każdy chciałby widzieć polskich piłkarzy wznoszących ręce w geście triumfu, ale na to się po prostu nie zapowiada. Coś zwyczajnie jest nie tak i niełatwo jednoznacznie określić, o co chodzi.
Czegoś naszej drużynie brakuje. Może to po prostu kwestia tego, jakich mamy graczy. Jest Lewandowski, potem Szczęsny, kolejny wyróżniający się gracz to Zieliński. Dalej mamy „Krychę” i Glika, ale oni wciąż szukają optymalnej dyspozycji. Reszta im po prostu nie dorównuje.
Na środku obrony możemy stale robić zmiany, a i tak będziemy oglądać to samo. Lewa obrona pod nieobecność Macieja Rybusa to jedna wielka dziura. Od pewnego już czasu żaden z piłkarzy nie jest w stanie stworzyć z naszym kapitanem dobrego duetu w ataku i wolę nie myśleć, jak wyglądałaby sytuacja bez „Lewego” na szpicy.
„Zielu” stale znajduje się w ogniu krytyki, bo niby zawodzi. Nieustannie jednak pokazuje swoje dobre umiejętności. Ponadprzeciętna kontrola nad piłką, zmysł do gry kombinacyjnej i świetne przerzuty nic nie dają, bo zwyczajnie koledzy mu nie pomagają.
Wygląda to tak, jakby nie byli w stanie złapać z nim zrozumienia. Tak naprawdę chyba jedynym graczem, który z robi użytek z klasy Zielińskiego jest gwiazda Bayernu. Najlepszy dowód – chociażby bramka w meczu z Włochami.
Wszelkie kłopoty trzeba zidentyfikować i zniwelować lub obejść. A jest ich jeszcze więcej. Zwolnienie Brzęczka nic nie zmieni, bo pojawi się kolejny selekcjoner i będzie miał dokładnie takie samo zadanie.
W piłce, jak w życiu, nic nie jest czarno-białe. Zatrudnienie kogoś nowego to ryzyko. Pozostawienie obecnego trenera również, bo z jego pracy po pięciu meczach nie możemy wyciągnąć zbyt wielu pozytywów.
Nie zapominajmy jednak, że problemy kadry nie są winą obecnego „dyrygenta”, a tak naprawdę zaczęły się już wcześniej. Wielu polskich kibiców tego nie dostrzega, dlatego prowadzenie naszych „Orłów” to naprawdę nieprzyjemna robota. Brak trzeźwej oceny sprawia, że prędzej czy później selekcjoner lub któryś z piłkarzy ląduje na czarnej liście fanów.
Dlatego apeluję o zachowanie spokoju. Niech Jerzy Brzęczek dalej pracuje nad „swoją” reprezentacją Polski. Jest zbyt wcześnie, aby go skreślać. Kadencja Nawałki już pokazała, że słaby początek może prowadzić do późniejszych sukcesów. Najważniejsze jednak, aby nie poniósł nas ani zbytni pesymizm, ani hurraoptymizm.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również