Burza we Włoszech po słowach Arkadiusza Milika. Tamtejsi dziennikarze mu nie wierzą. "Uważam, że to nieprawda"
Wywiad z Arkadiuszem Milikiem, który przeprowadził Mateusz Skwierawski z "WP Sportowe Fakty", odbił się już szerokim echem we włoskich mediach. Tamtejsi dziennikarze nie wierzą zbytnio w wersję przedstawioną przez Polaka. Utrzymują, że Napoli chciało go koniecznie sprzedać minionego lata.
Saga transferowa z Arkadiuszem Milikiem w roli głównej ciągnie się już od kilku miesięcy. Napastnik łączony był w tym czasie z wieloma klubami, lecz przynajmniej do zimy pozostanie w Neapolu. W rozmowie z Mateuszem Skwierawskim przedstawił swoją wersję wydarzeń.
- Nie chcę podawać szczegółów i nazw drużyn. Wyjaśnię to inaczej. Żeby transfer doszedł do skutku, do porozumienia muszą dojść zawodnik i oba kluby. Z mojej strony było zielone światło. Nie dogadały się kluby. I zostałem w Neapolu. Do ostatnich godzin okna transferowego ważyły się moje losy - powiedział.
Słowa Milika są szeroko komentowane we włoskich mediach. Słowa napastnika cytowane są we wszystkich największych tamtejszych serwisach. Nie brakuje jednak opinii, że wersja piłkarza nie jest prawdziwa.
- Pojawiły się tam słowa sugerujące, że to SSC Napoli nie chciało rozmawiać z klubami, które go chciały. Uważam, że to nieprawda. Intencje klubu były jasne i chcieli go sprzedać, przecież na pewno chcieli na nim zarobić - twierdzi Manuel Guardasole, dziennikarz serwisu "CalcioNapoli24.it".
- Jeśli ma na myśli akurat Juventus, to może być prawda. Napoli na pewno nie chciało wzmacniać swojego wielkiego rywala. Ale tutaj najważniejszą kwestią była zmiana trenera w Turynie. Chciał go Maurizio Sarri, a nie Andrea Pirlo - dodał.
Guardasole wątpi jednak w to, aby Milik za swoje słowa został ukarany w Neapolu. Jego zdaniem wystarczające są już nałożone do tej pory ograniczenia, czyli nieumieszczenie Polaka na liście piłkarzy zgłoszonych do gry w Lidze Europy oraz Serie A i brak zgody na treningi z resztą zespołu.