Szerzej nieznany obieżyświat przeszedł do historii. Kim jest bohater, który upokorzył Włochów?

Szerzej nieznany obieżyświat przeszedł do historii. Kim jest bohater, który upokorzył Włochów?
Alberto Lingria/Xinhua/PressFocus
Do niedawna Aleksandara Trajkovskiego znali jedynie rodacy, zagorzali fani Serie B i rodzina. Teraz 29-latek jest bohaterem narodowym po tym, jak osobiście wprowadził Macedonię Północną do finału baraży o awans na mistrzostwa świata. Napastnik sprawił już jedną sensację, eliminując Włochów. Teraz będzie miał chrapkę, aby powtórzyć swój wyczyn przeciwko Portugalii.
Prawda jest taka, że Włosi nie mieli prawa przegrać meczu rozgrywanego w Palermo. Podopieczni Roberto Manciniego oddali ponad 30 strzałów, mieli kilkanaście rzutów rożnych i więcej niż multum szans, aby spokojnie przypieczętować spokojny awans. Nikt nie przypuszczał, że w doliczonym czasie gry Macedonia wyjdzie z jednym, ale konkretnym atakiem, który zakończył się tym uderzeniem Aleksandara Trajkovskiego, piłkarza saudyjskiego zespołu Al-Feiha. Włoska robota w macedońskim wydaniu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Odrzucany obieżyświat

Dotychczasowa kariera Trajkovskiego, delikatnie mówiąc, nie wskazywała na to, aby kiedykolwiek mógł on zapisać się w dziejach futbolu. Do niedawna Macedończyk znany był jedynie z tego, że przed laty zahaczył się w akademii Chelsea. Anglicy swego czasu rozpoczęli współpracę z Interem Zapresić, macierzystym klubem Trajkovskiego. W 2010 roku został zaproszony na testy i poleciał na tournee wraz z młodzieżówką londyńczyków. Podczas Copa Amsterdam Trophy udało mu się nawet strzelić gola przeciwko Botafogo. Sęk w tym, że sufit Macedończyka nie równał się podłodze oczekiwań wymaganych w jednym z gigantów Premier League. Prawda jest taka, że nigdy nie miał on większych szans na to, by zadebiutować w seniorskiej ekipie tak wielkiej drużyny, jak “The Blues”.
- Możliwość trenowania w Chelsea była dla mnie spełnieniem marzeń. To było niesamowite doświadczenie. Czułem wtedy wielką dumę. Mój talent nie przeszedł niezauważony, co zaowocowało transferem do Belgii - przyznał Trajkovski na łamach portalu “macedonianfootball.com”.
Jego przygoda w Jupiler League nie układała się jednak idealnie. W Zulte Waregem strzelił 13 goli w 96 spotkaniach, w KV Mechelen zanotował ledwie trzy trafienia na przestrzeni 23 meczów. W Belgii był jedynie głębokim uzupełnieniem składu kosztem bardziej utalentowanych graczy pokroju Thorgana Hazarda czy Juniora Malandy. W końcu trafił do Palermo, jedynego klubu, w którym naprawdę udowodnił, że może być kimś więcej niż po prostu przeciętniakiem. We Włoszech Trajkovski zdobył łącznie 20 bramek, o jedną mniej niż w sześciu pozostałych klubach, które reprezentował w trakcie swojej niezbyt spektakularnej kariery. W Palermo szło mu dobrze, ale bankructwo klubu sprawiło, że musiał on poszukać sobie nowej przystani.
- Jeśli spojrzysz na moją karierę wstecz, nie dostałem zbyt wielu okazji. W Palermo byłem jednym z najmłodszych piłkarzy w składzie, inni byli bardziej doświadczeni. Kiedy nie dostajesz szans na grę, nie wiesz, czy zdołasz złapać odpowiedni rytm, kiedy już zagrasz w jakimś meczu. Kiedy nadejdzie chwila, pokażę jednak swoje umiejętności - zapowiadał Trajkovski na powitalnej konferencji w Mallorce.
Pewnie sam nawet nie przypuszczał, że to nie na słonecznych Balearach, ale w meczu z mistrzami Europy wreszcie udowodni całemu światu, że ma to coś. Z Mallorki został on bowiem oddelegowany na wypożyczenie do Aalborga, gdzie postawiono na niego w zaledwie siedmiu spotkaniach. Sztab był z niego tak niezadowolony, że w pewnym momencie został zesłany do rezerw duńskiego klubu. W końcu w styczniu jako wolny gracz trafił do Al-Feiha FC, średniaka ligi saudyjskiej. Dotychczas strzelił tam jednego gola. Umówmy się, przed półfinałem baraży można było więcej spodziewać się po Lorenzo Insigne, Ciro Immobile, Domenico Berardim czy nawet po kierowcy włoskiego autokaru.

Postrach Włoch

Trajkovski od kilku lat mógł uchodzić za zawodnika w typie Garetha Bale’a z ostatnich kilkunastu miesięcy. Macedończyk, podobnie jak Walijczyk, nie radził sobie zbyt dobrze w piłce klubowej, ale jednocześnie zmieniał się w prawdziwą bestię w momencie przerwy reprezentacyjnej. Dość powiedzieć, że Trajkovski w 72 meczach dla macedońskiej kadry zanotowało 20 bramek i 10 asyst. To prawie połowa jego dorobku z ponad dziesięcioletniej kariery klubowej.
Szokujący może być fakt, że Włosi jeszcze przed czwartkowym spotkaniem wiedzieli, jak niebezpiecznym graczem jest Trajkovski. Przypomnijmy bowiem, że nie po raz pierwszy przyczynił się on do prawdziwej klęski Italii. W 2017 roku “Azzurri” nie zdołali wywalczyć bezpośredniego awansu na mistrzostwa świata rozgrywane w Rosji. Ekipie z Półwyspu Apenińskiego zabrakło dwóch punktów, które stracili w domowym meczu z Macedonią Północną. Wtedy to Trajkovski zjawił się na murawie w drugiej połowie i już po dziesięciu minutach pewnym strzałem pokonał Gianluigiego Buffona. Remis sprawił, że Włosi musieli zagrać w barażach, gdzie odpadli ze Szwecją i nie pojechali na mundial. Losy czwartkowego spotkania pokazują, że prędzej historia lubi się powtarzać niż nic dwa razy się nie zdarza.
- Jestem niezmiernie szczęśliwy, że strzeliłem gola Buffonowi, który jest najlepszym bramkarzem świata. Remis z Włochami to bardzo prestiżowy wynik dla mojego narodu - przyznał w 2017 roku uradowany Trajkovski przed kamerami stacji “Rai Sport”. Pięć lat później Macedończycy za jego sprawą już nie musieli cieszyć się z remisu.
To wręcz niewyobrażalne, ale jeden człowiek sprawił, że czterokrotni mistrzowie świata po raz drugi z rzędu nie pojadą na najważniejszą imprezę reprezentacyjną. Po raz pierwszy w historii “Azzurrich” czeka tak długa przerwa od tego turnieju. Ostatni raz rywalizowali na mundialu przy okazji starcia z Urugwajem, kiedy Luis Suarez zasłynął ugryzieniem Giorgio Chielliniego. Gdyby ktoś powiedział wtedy Włochom, że przynajmniej do 2026 roku nie zjawią się na mundialu za sprawą Aleksandara Trajkovskiego, zapewne zostałby w trybie natychmiastowym odesłany do egzorcysty.

Aleksandar Wielki

Z perspektywy czasu Włosi mogą żałować, że mecz, który ostatecznie zaważył o ich porażce, miał miejsce w Palermo. Teoretycznie to “Azzurri” rozgrywali mecz domowy. W praktyce Aleksandar Trajkovski wrócił do miejsca, gdzie notował najlepsze występy w swojej karierze.
- Uwierz w swoje marzenia, a staną się faktem - tymi słowami Trajkovski podsumował mecz z Włochami. Jedną rzecz trzeba powiedzieć o Macedończyku - jest to zawodnik, który mimo swoich niedoskonałości, mimo wielu przeszkód na własnej drodze, nigdy nie zwątpił w samego siebie. Już w 2013 roku wykonał na swojej ręce tatuaż z wymownym hasłem “Nic nie jest niemożliwe”. Nie ma lepszego dowodu na słuszność tych słów niż gol na wagę wyeliminowania mistrzów Europy strzelony przez niezbyt wyróżniającego się piłkarza ligi saudyjskiej.
- Szczerze, chcę, aby inni nas nie doceniali. Bo wtedy możemy im pokazać, że się mylą. Macedonia też ma dobrych graczy, którzy grają w dobrych zespołach. Mam nadzieję, że we Włoszech pokażemy naszą wartość - zapowiadał Trajkovski w macedońskiej telewizji przed meczem w Palermo.
Teraz przed napastnikiem Al-Feihy kolejne wyzwanie z kategorii niemożliwych, czyli rywalizacja z Portugalią. Cristiano Ronaldo i spółka będą murowanymi faworytami, ale wiemy już, że nikomu nie można przedwcześnie przypisywać awansu. Portugalczycy z pewnością będą we wtorek drużyną dominującą, oddającą więcej strzałów, kreującą więcej zagrożenia. Ale czy to wystarczy, aby skruszyć macedoński mur? Jeśli nie, to z tyłu głowy wszyscy podopieczni Fernando Santosa muszą mieć myśl, że wystarczy jeden ofensywny wypad Trajkovskiego, aby marzenia o mundialu poszły w piach.
- Już samo dążenie do wielkiego celu jest przejawem wielkiego męstwa - mawiał Aleksander Wielki. Aleksandar Trajkovski dąży do celu największego z możliwych, jakim jest wprowadzenie Macedonii Północnej na mistrzostwa świata. I nie można wykluczyć, że uda mu się to osiągnąć.

Przeczytaj również