Coraz więcej krytycznych opinii wokół składu Legii. "Powtarzane są zastrzeżenia, które zgłaszał Michniewicz"

Coraz więcej krytycznych opinii wokół składu Legii. "Powtarzane są zastrzeżenia, które zgłaszał Michniewicz"
Jordan Krzeminski/Legionisci.com/PressFocus
W Warszawie sytuacja stała się krytyczna. Legia poniosła dziewięć porażek w ostatnich dziesięciu meczach, a w całym sezonie jej bilans to 12-3-14. Do tego ostatnie miejsce w grupie Ligi Europy i strefa spadkowa w Ekstraklasie. Kolejna szansa na przełamanie - mecz z Jagiellonią. Gdzie szukać podstaw do optymizmu?
Spirala, w jaką wpadli legioniści, wydaje się nie mieć końca. Jednocześnie musi ona mieć ogromny wpływ na psychikę zawodników, z których właściwie żaden nigdy czegoś podobnego nie przeżył. Kolejne dwie porażki w ciągu pięciu ostatnich dni tylko ten problem pogłębiły. Zwłaszcza ta z Górnikiem Zabrze, szczególnie jej okoliczności.
Dalsza część tekstu pod wideo

Z piekła do nieba. I z powrotem

Jest 96. minuta meczu w Zabrzu i trwa ostatnia akcja. Na tablicy wyników remis 2:2. Wcześniej piłkarze Legii w parę minut odrobili dwubramkową stratę sprzed przerwy. Byli na fali. Wyszli nawet na prowadzenie, ale sędziowie słusznie dopatrzyli się spalonego. Wydawało się jednak, że trzeci gol jest tylko kwestią czasu, a tym samym uda się przerwać passę sześciu porażek z rzędu. Tymczasem to gospodarze zdobywają bramkę i to oni triumfują. Warszawianie załamani padają na murawę. Siódma ligowa porażka z rzędu ich dobiła. I zirytowała trenera. W Książenicach mówi się, ze Marek Gołębiewski miał duże zastrzeżenia do swoich piłkarzy za utratę tego gola.
- Marek złościł się, bo parę minut wcześniej górnicy zrobili niemal bliźniaczą akcję i też strzelili, ale szczęśliwie był minimalny spalony. To było poważne ostrzeżenie. Chłopaki tymczasem nie wyciągnęli wniosków - usłyszeliśmy.

W Anglii bez przełamania

Wynik meczu w Anglii z Leicester nie był zaskoczeniem, również w klubie, bo liczono się z porażką. Niektórzy nawet twierdzą, że poszło lepiej niż się spodziewano. Legia straciła gole dość pechowo i po indywidualnych błędach. Tyle, że te błędy są zmorą legionistów, a ich limit został wyczerpany już dawno temu. Przełamanie ma przyjść w meczu z Jagiellonią i to jest głównym celem.
- Skupiamy się na kolejnych meczach, nie patrzymy co dalej. Jak kiedyś Adam Małysz koncentrował się na najbliższym skoku, tak my postaramy się po prostu przełamać się już w niedzielę - mówią w Książenicach.
Mając jednak na uwadze to, jak zachowują się murawie poszczególni zawodnicy, można mieć jednak poważne wątpliwości, czy rzeczywiście stać ich na uniknięcie zawstydzających pomyłek.

Odpowiedzialność

W sztabie mają tego świadomość. Panuje tam przekonanie, że to już ostatni dzwonek, by piłkarze wzięli w końcu na siebie odpowiedzialność za grę i wyniki. By przestali kalkulować i skupili się po prostu na najbliższym meczu.
- Nie można zastanawiać się co dalej. Czy będzie czwarta kartka w sezonie, czy uraz, czy kibice będą gwizdać. Jak nie idzie, to trzeba po prostu zapier….. - mówi nasz rozmówca z obozu Legii.
Tego na razie po zespole nie widać. Widać za to strach w oczach, brak pewności, co oczywiście wynika z fatalnych wyników i serii przegranych. Szkoleniowcy chcą jednak, by w takim momencie pokazali się najsilniejsi mentalnie piłkarze. Pomóc ma w tym powrót Artura Boruca, który po długiej rehabilitacji doszedł do siebie, trenuje z zespołem i najprawdopodobniej zagra przeciwko Jagiellonii. W drużynie bardzo wierzą, że jego charyzma będzie na boisku na wagę złota. Warto przypomnieć: ostatnie ligowe spotkanie "Wojskowi" wygrali jeszcze przed urazem doświadczonego bramkarza.

Niższa jakość?

W LTC można coraz częściej usłyszeć opinie krytyczne względem konstrukcji drużyny. Po cichu, przynajmniej na razie, powtarzane są zastrzeżenia, które zgłaszał Czesław Michniewicz - brakuje wahadłowych, ruchliwych środkowych pomocników, a letnie transfery nie doprowadziły do oczekiwanej poprawy sportowej jakości drużyny. Pojawiają się nawet głosy, że w ubiegłym sezonie kadra była silniejsza.
- Mattias Johansson nie jest wahadłowym, ani środkowym obrońcą. Może grać tylko jako boczny obrońca i ciężko zmienić jego nawyki. W Zabrzu w trójce środkowych obrońców zagrał z konieczności i zawalił nam gole.
Podobnie jak grający na prawym wahadle lewonożny Yuri Ribeiro. - Co jednak dobrego można powiedzieć o występie Portugalczyka, skoro po przerwie zastąpił go Skibicki, wciąż uczący się gry na tej pozycji i popełniający błędy, a i tak wypadł znacznie lepiej? - zastanawiają się w sztabie.
Swojej szansy nie wykorzystał Tomas Pekhart, król strzelców Ekstraklasy poprzedniego sezonu. Przeciwko Górnikowi grał apatycznie, przegrywał pojedynki, nie dochodził do sytuacji. Wygrał zaledwie dwa pojedynki z siedmiu, w tym jeden w powietrzu. Został najgorzej ocenionym legionistą według indeksu Instat (176) i po przerwie nie wybiegł już na boisko.
- Marek chciał dać mu szansę na odblokowanie się. Od dawna przecież nie strzelił gola (od 3 października, gol z karnego, z gry jeszcze w sierpniu - przyp. red.), a wydawało się, że jest w stanie sobie poradzić z siłowo grającymi rywalami. Tymczasem nie pokazał zupełnie nic - rozkładają ręce w Książenicach.
Emreli zaś mocno zirytował swoją postawą w Leicester i nie chodzi tylko o zmarnowanego karnego, ale przede wszystkim o nonszalancję w grze, co było widać szczególnie wyraźnie przy pierwszej akcji bramkowej gospodarzy, gdy Azer stracił piłkę, odwrócił się od akcji i rozłożył ręce. Można by zresztą wymienić jeszcze kilka nazwisk, które zawodzą, i to z niezrozumiałych powodów.

Przestawienie wajchy

Jednocześnie słyszymy, że Marek Gołębiewski ma pretensje do samego siebie za zestawienie składu, jak i dobór taktyki na Górnik. Żałuje też, że można było inaczej rozegrać końcówkę meczu.
- Wyciągnęliśmy wynik na 2:2, atakowaliśmy, ale gdzieś od 70 minuty przestało iść. Nie stwarzaliśmy sobie już okazji. Można było więc uszanować te.n remis, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę okoliczności meczu, to. że potrafiliśmy się podnieść. Punkt też mógłby stać się dla nas punktem zwrotnym. Z drugiej strony czuliśmy, że Górnik jest do ogrania… - mówią w Legii.
Członkowie sztabu widzą, jak trudnego zadania się podjęli. I wcale nie bije z nich pewność siebie, że wiedzą, co zrobić, by drużyna zaczęła wygrywać. Robią jednak wszystko, co w ich mocy, by do tego doszło. W sztabie mają przy tym świadomość, że punkty z Jagiellonią będą szalenie ważne. Droga do ich zdobycia prowadzić ma poprzez walkę i zabezpieczenie tyłów. - Kto powiedział, że to zawsze Legia musi prowadzić grę? - usłyszeliśmy. Po meczu z Jagiellonią możemy zatem spodziewać się przede wszystkim walki, walki i jeszcze raz walki. Przynajmniej taki jest plan. Wszystko jednak w nogach i głowach piłkarzy. Trenerzy za nich nie zagrają.

Gaszenie pożaru benzyną

Jakby tego było mało, prezes Dariusz Mioduski jeszcze przed meczem w Leicester udzielił wywiadu oficjalnej stronie klubowej, w którym m. in. otwarcie podważył kompetencje Marka Gołębiowskiego i przyznał, wbrew wcześniejszym zapewnieniom, że Gołębiewski jest jedynie trenerem tymczasowym. Wszystko to nie pomaga w pracy obecnemu sztabowi. Zresztą, jak TUTAJ pisał nasz dziennikarz Tomasz Włodarczyk, Mioduski myśli o zmianie szkoleniowca i zatrudnieniu doświadczonego następcy. W każdym razie, właściciel nie pomaga swoimi wypowiedziami i, jak to powiedział Wojciech Kowalewski, ekspert Viaplay, a w przeszłości m. in. bramkarz i trener w Legii, gasi pożar benzyną.
Przypuszczalny skład Legii na mecz z Jagiellonią:
Boruc - Johansson, Jędrzejczyk, Wieteska, Ribeiro - Skibicki, Slisz, Josue, Luquinhas, Mladenović - Emreli

Przeczytaj również