Cristiano pójdzie śladami Zlatana? Duże wzmocnienie United, ale i duże ryzyko. "Nastąpi wyraźna zmiana w grze"

Cristiano pójdzie śladami Zlatana? Duże wzmocnienie United, ale i duże ryzyko. "Nastąpi wyraźna zmiana w grze"
Xinhua/PressFocus
Transfer Cristiano Ronaldo do Manchesteru United to nie tylko jeden z hitów letniego okienka transferowego, ale i manifest ambicji klubu. Portugalczyk poza ogromnymi umiejętnościami wnosi do szatni również osobowość, która może całkowicie odmienić oblicze zespołu. Przybycie tak wielkiej postaci niesie jednak ze sobą również ryzyko.
Kibice “Czerwonych Diabłów” byli wniebowzięci, gdy okazało się, że Portugalczyk wraca na Old Trafford. I trudno się dziwić. Po 12 latach koszulkę z diabełkiem na piersi ponownie założy pięciokrotny zdobywca Złotej Piłki. Taki transfer to jasny sygnał dla piłkarzy, kibiców, a także rywali: 20-krotni mistrzowie Anglii mierzą w najwyższe cele. Bo tylko takie satysfakcjonują CR7.
Dalsza część tekstu pod wideo
36-latek, pomimo faktu, że dopiero co pojawił się w Manchesterze, zapewne z miejsca stanie się głównym ogniwem ofensywy zespołu Ole Gunnara Solskjaera. Od razu też powinien stać się liderem szatni. Pod tym względem przypomina Zlatana Ibrahimovicia. I chociaż Szwed przyniósł fanom wiele powodów do radości swoimi bramkami, to pokazał również, że tak silna postać w zespole może też powodować pewne problemy. Dlatego też Norweg i cała jego drużyna stoją przed niemałym wyzwaniem.

Wzmocnienia mentalne

Jeśli chodzi o transfery do klubu, to okienko Manchesteru United należy bez wątpienia określić jako bardzo udane. Pomyślne zakończenie wyczerpującej sagi z Jadonem Sancho w roli głównej, pozyskanie światowej klasy stopera Raphaela Varane’a oraz wisienka na torcie - powrót Cristiano Ronaldo. To wszystko pozwala kibicom marzyć o powrocie wielkich “Czerwonych Diabłów”. Do ideału brakowałoby chyba tylko nowego defensywnego pomocnika. Nie jest to jednak powód do rozpaczy - wszak nie od razu Rzym zbudowano, a Ole Gunnar Solskjaer regularnie powtarza, że budowa zespołu to długotrwały proces. I właśnie zakończone niedawno mercato należy uznać za kolejny istotny krok w kierunku celu.
Rozczarowująca przegrana z Chelsea w FA Cup z sezonu 2019/20, gdy “Czerwone Diabły” nie miały żadnej odpowiedzi na dobrze zorganizowanych “The Blues”, czy bolesne odpadnięcie z Ligi Europy po wypuszczeniu prowadzenia w starciu z Sevillą - to właśnie mecze, w których mocne charaktery, liderzy otrzaskani z rywalizacją na najwyższym poziomie, mogliby zrobić różnicę.
Nie można zapomnieć również o dwóch półfinałach Carabao Cup, potknięciu w 1/4 finału Pucharu Anglii z Leicester, gdzie zaważyły indywidualne błędy oraz gdańskim starciu o trofeum Ligi Europy z Villarrealem. Ta drużyna już wiele razy znajdowała się szalenie blisko dorzucenia kolejnego skarbu do klubowej gablotki, lecz w ostatnich latach zawsze musiała obejść się smakiem.
W osobach Varane’a i Cristiano na Old Trafford zawitali jednak dwaj seryjni zwycięzcy. Gracze, których w szatni zespołu z czerwonej części Manchesteru brakowało od lat. W najważniejszych momentach to właśnie oni powinni wziąć na siebie ciężar pociągnięcia zespołu w kluczowych spotkaniach jako piłkarze przyzwyczajeni do radzenia sobie z presją. Obaj to wielokrotni zwycięzcy Ligi Mistrzów i zdobywcy licznych krajowych trofeów, a do sukcesu w futbolu trzeba oczywiście więcej, niż tylko odpowiednich umiejętności - mental to kwestia niemniej ważna.
Takie postaci mogą w końcu pozwolić na przebicie “szklanego sufitu”, jaki prześladuje ekipę Norwega. Manchester United pod jego wodzą regularnie zachodzi daleko w rozgrywkach pucharowych, lecz jeszcze nie sięgnął po żadne z nich. Porażki w półfinałach w pewnym sensie naznaczają dotychczasową kadencję Solskjaera.

Nowy “samiec alfa”

W ostatnim czasie w drużynie 48-letniego menedżera rolę boiskowego lidera odgrywał Bruno Fernandes. Portugalczyk zawsze próbował pociągnąć drużynę, starał się wykreować coś z niczego, biegał, naciskał, walczył o każdą piłkę. Dlatego też kibice natychmiast go pokochali. Momentami mówiono wręcz, że United to “one man team”, a słaby dzień ich ofensywnego pomocnika oznacza, że stają się bezzębni.
I do pewnego stopnia można się z tym zgodzić. Jeśli Fernandes gra na dużej swobodzie, to i cały zespół spisuje się zdecydowanie lepiej. Jeżeli ma problemy ze znalezieniem sobie miejsca na murawie, poczynania ofensywne 20-krotnych mistrzów Anglii przypominają często bicie głową w mur. Wystarczy spojrzeć na obecne rozgrywki. Z Leeds 27-latek rozegrał fenomenalne, ukoronowane hattrickiem zawody, a “Pawie” zostały wręcz rozbite w drobny mak. Z kolei Southampton i Wolverhampton zdołały zniwelować zagrożenie z jego strony i sprawiły “Czerwonym Diabłom” ogromne problemy.
Chociaż Bruno to gracz o świetnej, elitarnej wręcz mentalności, nie jest zawodnikiem gotowym, by regularnie ciągnąć drużynę na najwyższym poziomie przez cały sezon. Tutaj właśnie różnicę może zrobić Ronaldo, który samą obecnością powinien pchać zespół do przodu, zarażać kolegów swym kultem wygrywania.
Mówimy o zawodniku niewymiękającym pod presją, nieznikającym przy okazji kluczowych spotkań. El Clasico? Decydujące fazy Ligi Mistrzów lub pucharów krajowych? Nie ma problemu, on uwielbia takie okoliczności. W Manchesterze zameldował się prawdziwy “big game player”. Takiego na Old Trafford potrzebowali. W szatni pojawia się nowy “samiec alfa”.

Znowu mentalny dominator w szatni

Pozyskanie Ronaldo może do pewnego stopnia przypominać przybycie do Manchesteru Zlatana Ibrahimovicia. Szwed trafił na Wyspy w 2016 roku, gdy zespół objął Jose Mourinho. Obu łączy mania wygrywania, brak przyzwolenia na przeciętność i odpuszczanie oraz sporych rozmiarów ego. Portugalczyk zapewne, podobnie do starszego kolegi, będzie miał taryfę ulgową, jeśli chodzi o wspomaganie kolegów w poczynaniach obronnych. I prawdopodobnie w bardzo zbliżony sposób stanie się naturalnym liderem drużyny.
“Czerwone Diabły” wciąż czekają na ukształtowanie się zwycięskiej mentalności w kontekście całego składu. Tytaniczna etyka pracy nad samym sobą, z jakiej znany jest CR7, może okazać się świetnym wyznacznikiem dla młodszych i mniej doświadczonych na najwyższym poziomie partnerów. Dokładnie tak było z “Ibrą”. Opowiadał o tym Luke Shaw, cytowany przez “Metro”:
- Gdy Ibrahimović był w klubie, to wszystkich napędzał mentalnie i fizycznie na treningu. Sprawiał, że stawałeś się silniejszy i wiele się od niego nauczyłem. Jego sposób bycia, to, jak potrafił być wymagający, jednocześnie naciskając na wszystkich, gdyż chce wygrywać, sprawia, że stajesz się do tego silniejszy mentalnie.
Niezależnie od tego, czy o powrocie do Manchesteru zadecydowały pieniądze, chęć powrotu na stare śmieci, czy ambicje sportowe - Ronaldo również będzie chciał zdobywać trofea. I dzięki temu może pomóc zbudować w zespole odpowiednie nastawienie grupy. Nastawienie, które powinno pomóc przełamać wspomniany już “szklany sufit”. Choć oczywiście istnieje pewne ryzyko.

Wielkie wzmocnienie, ale i wyzwanie

United bez dwóch zdań potrzebowało jakościowego napastnika w stylu “dziewiątki”. Anthony Martial od dłuższego czasu frustruje, Edinson Cavani nie zagwarantuje kilkudziesięciu występów na przestrzeni sezonu, a dodatkowo sprawę komplikują jego wyjazdy na zgrupowania reprezentacji Urugwaju. Ściągnięcie na szpicę takiego zawodnika jak Portugalczyk stanowi fenomenalny ruch, jeśli chodzi o wzmocnienie składu. Pozostaje jeszcze pytanie o jego wpływ na obraz gry.
Gdy koszulkę z diabełkiem na piersi zakładał Ibrahimović, można było odnieść wrażenie, że całkowicie zdominował wspomniany obraz ofensywy zespołu. Każda akcja musiała przechodzić przez niego, praktycznie każde zagranie w szesnastkę miało jednego adresata. Mimika i ekspresja Szweda po każdym zakończonym niepowodzeniem ataku, gdy nie dostał piłki od partnerów, nie pozostawiała złudzeń - on wręcz chciał ukatrupić kolegę, który nie poszukał dogrania.
W rezultacie, zwłaszcza, gdy United miewali problemy ze złamaniem rywala, oglądaliśmy często schematyczny obrazek. Bombardowanie bramki rywali przez doświadczonego napastnika, łaknącego więcej i więcej, dominującego partnerów z zespołu i nie dającego im dojść do głosu. A sympatycy “Czerwonych Diabłów” zapewne pamiętają ówczesne ofensywne bolączki ekipy Mourinho, widoczne w pamiętnych spotkaniach ze Stoke czy Burnley, kiedy szalony ostrzał nie przynosił żadnych efektów.
Czegoś takiego można obawiać się po przybyciu Ronaldo. Oczywiście, to zawodnik absolutnie światowej klasy, topowy profesjonalista i urodzony lider. Wszystko to jednak można było powiedzieć również o Ibrahimoviciu, a tego, że CR7 będzie chciał brać wszystko na siebie, raczej spodziewa się każdy. Od rzutów wolnych i karnych, które zapewne, podobnie jak w kadrze, odda mu Bruno Fernandes, przez naturalną skłonność do przekazywania piłki największej gwieździe w ofensywie. Nastąpi wyraźna, widoczna zmiana w poczynaniach zespołu w ataku.
A jednym z największych atutów 20-krotnych mistrzów Anglii stanowił fakt, że trudno było przewidzieć, skąd nadejdzie zagrożenie, gdy ruszą na bramkę rywala. Mason Greenwood, Marcus Rashford, Edinson Cavani, Fernandes, Martial (jeszcze przed dołkiem formy) - wszyscy z nich dzielili się trafieniami. Raz jeden zaliczył dublet, innym razem trzech z nich strzeliło po golu. Zidentyfikowanie głównego źródła zagrożenia stanowiło nie lada trudność dla obrońców i trenera rywali.
Pojawienie się niepodważalnego “samca alfa” grającego na pozycji napastnika spowoduje zmianę takiego stanu rzeczy. I chociaż Cristiano Ronaldo bez dwóch zdań wygra United niejedno spotkanie, jego przybycie może zakłócić ofensywne feng shui. Przed Solskjaerem nie lada wyzwanie ułożenia wszystkich klocków tak, by wycisnąć z nich maksa i stracić jak najmniej z dotychczasowej nieprzewidywalności. Zwłaszcza że pozyskanie Portugalczyka, w przeciwieństwie do wcześniejszych ruchów transferowych klubu za kadencji Norwega, raczej nie było ruchem planowanym od dłuższego czasu.
Niemniej, z perspektywy kibica “Czerwonych Diabłów” trudno nie ekscytować się przybyciem gracza topowego formatu. A na pytanie o powód wystarczy rzucić najprostszy argument: “Przecież to Ronaldo!” Tak wielka postać w szatni może okazać się kluczowa w kwestii budowy zwycięskiego zespołu - nawet nie na teraz, a na najbliższe lata. I choć oczywiście wejdzie do budowanego od dłuższego czasu zespołu z futryną i wymusi zmiany, to raczej warto podjąć to ryzyko. Dlaczego, spytacie? Odpowiedzi możecie się domyślić.

Przeczytaj również