Czas wyjść z cienia Ronaldo i ukrócić cierpienia Juventusu FC. Paulo Dybala musi odejść i szukać nowych wyzwań

Czas wyjść z cienia Ronaldo i ukrócić cierpienia Juventusu. Paulo Dybala musi odejść i szukać nowych wyzwań
cristiano barni / Shutterstock.com
Wiemy już, że Leo Messi nie wiąże najbliższej przyszłości z Barceloną (przynajmniej w takim kształcie). Ale wcale nie musi być jedynym argentyńskim gwiazdorem, który zaraz zmieni barwy klubowe. Paulo Dybala potrzebuje odetchnąć nowym powietrzem, a jego Juventus z kolei szuka oszczędności. I choć Andrea Pirlo zastrzega, że nie widzi go poza składem, to najprostszy przepis na transferową bombę.
W ciągu ostatnich kilku lat kluby takie jak Barcelona czy Manchester United spotykają się z krytyką za bardzo złe zarządzanie kadrą. Wyrzucanie kasy w błoto, przepłacanie za piłkarzy niepotrafiących dopasować się poziomem do wymagań i pompowanie im portfela. Za błędy wymienieni dawni hegemoni zapłacili utratą supremacji na krajowym podwórku i klęskami w europejskich pucharach. Podobną ścieżką zdaje się teraz podążać Juventus, utknąwszy w bagnie ze zbyt dobrze zarabiającymi gwiazdami. W rezultacie narasta pragnienie, aby “Stara Dama” wreszcie zaczęła porządki.
Dalsza część tekstu pod wideo

Podwyżka kością niezgody

W tym samym momencie jednym z głównych zagadnień dotyczących klubu, dyrektora sportowego Fabio Paraticiego oraz trenera Andrei Pirlo jest sytuacja z Paulo Dybalą, który nie tylko nie chciałby zarabiać mniej, ale pragnie otrzymać solidną podwyżkę. Wszystkie strony wyraziły wolę kontynuowania wspólnej drogi do zwycięstwa w Lidze Mistrzów (to nadal cel nadrzędny “Starej Damy”), ale aby to zrobić, należałoby utrwalić tę relację bogatym i bardzo długim kontraktem. Okazało się jednak, że znalezienie porozumienia to nie jest miły spacer po parku za rączkę.
Jak donosi “Corriere della Sera”, argentyński “crack” do tej pory zarabiał 7,3 miliona euro w sezonie, co czyniło go czwartym najlepiej opłacanym graczem w ekipie “Bianconerich”. Wyższe gaże pobierają, co oczywiste, Cristiano Ronaldo, ale także 32-letni Gonzalo Higuain oraz, co bardziej zaskakujące, 21-letni Matthijs De Ligt. Nic więc dziwnego, że wewnętrzny bunt Dybali zaczyna przeradzać się w coś większego. Piłkarz jawnie domaga się podwyżki przynajmniej do poziomu dwóch cyfr i sześciu zer. Mówi się o 15, a nawet 20 milionach euro netto. Jego otoczenie ma przy tym zastrzegać, że możliwy będzie kompromis w liczbach rzędu 12-13 milionów i umowie co najmniej do 2025 roku.
“Stara Dama” pewnie przystanęłaby na te warunki rok, dwa lata temu. Nikt o zdrowych zmysłach nie oddawałby utalentowanego napastnika, za którym od dawna wodzą oczy kilku europejskich potęg, a najczęściej wśród zainteresowanych usługami “La Joyi” wymieniało się Manchester United i Tottenham. Sytuacja po przejściu pandemii wygląda natomiast zgoła inaczej. Covid zmienił ułożenie kart na stole. Zaburzył równowagę ekonomiczną. Z tego powodu obecne credo Juventusu brzmi: “Nie kupuj, nie podpisuj, dopóki nie sprzedasz, dopóki się nie pozbędziesz”. Chcąc ruszyć z ofensywą zakupową, która wydaje się niezbędna, najpierw trzeba zwolnić pewne środki. Pierwszy do odstrzału był Gonzalo Higuain (Pirlo zapowiedział, że nie ma dla niego miejsca w składzie), następny w kolejce miał być Paulo Dybala.

Lojalność w cenie

Usunięcie obu Argentyńczyków z listy płac złagodziłoby rosnące obawy o wydatki Juventusu, który zanotował stratę 40 milionów euro w zeszłym roku. Odpadnięcie z Ligi Mistrzów to oczywisty cios finansowy, tylko spotęgowany późniejszą decyzją o zwolnieniu Sarriego, co będzie kosztować klub ok. 20 mln euro. Wszystko dlatego, że 61-letni szkoleniowiec miał prowadzić “Starą Damę” jeszcze przez dwa lata. Puzzle układają się idealnie - to pomogło w wyjaśnieniu, dlaczego prezydent Andrea Agnelli wybrał niskobudżetową opcję przy zatrudnianiu nowego trenera. Dodało to również argumentów do twierdzeń, że “Juve” będzie otwarte na sprzedaż Cristiano Ronaldo, który kosztuje klub co roku prawie 90 mln euro. A jednak to Dybala, a nie portugalski gwiazdor, do tej pory był bardziej zagrożony odejściem.
Zeszłego lata działacze Juventusu postrzegali go jako pionka, kogoś, kto mógłby obniżyć czapkę płac oraz zdobyć trochę pieniędzy, aby sprowadzić kogoś takiego jak Mauro Icardi. Można się dziś śmiać, ale takie snuto plany. W przeciwieństwie do tego, czego chciał klub, Dybala zawsze nalegał na pozostanie. Dostał duże poparcie od Maurizio Sarriego, świetnie odnalazł się w jego ustawieniu, odżył i zakończył sezon jako najlepszy zawodnik w Serie A. Wybór jak najbardziej zasłużony.
Liczbowo należał do najbardziej kreatywnych piłkarzy po całkowicie szalonym duecie Atalanty: Josipie Iliciciu i Papu Gomezie. To pokazuje, jak Ronaldo mógł w ogóle nie być blisko dorobku strzeleckiego Ciro Immobile, gdyby nie twórcze zdolności Argentyńczyka i pracy, jaką dla niego wykonał. To już historia. Nowe przywództwo Pirlo to okazja dla Bianconerich na wyrzucenie taktycznych niuansów za okno i rozwiązanie stagnacji finansowej w zespole. Wywrócenie całego stolika.

Oczekiwania kontra rzeczywistość

Szykuje się rewolucja, w której “Klejnot”, według tego, co mówi Andrei Pirlo, miałby być jednym z kluczowych aktorów. Kolejna rewolucja, nowa koncepcja, ponowne lepienie czegoś nowego z tej samej gliny. Ile razy to słyszeliśmy, a ile razy faktycznie “fantastyczne” wizje wielkiego Juventusu się spełniły? Projekt 2020/21 również nie zapowiada się na przełomowy. Odszedł Miralem Pjanić, owszem, kompletnie wyeksploatowany, ale przychodzi Arthur, o którym mówi się, że ma problemy mentalne, odstaje fizycznie i “jest do odbudowy”. Dołącza Dejan Kulusevski, utalentowany gracz, lecz nikt nie wie, jak będzie on sobie radził na najwyższym poziomie.
Kibiców o ból głowy przyprawiają jeszcze dwa aspekty: kadra “Starej Damy” staje się naprawdę coraz starsza. A piłkarze z kolei zarabiają więcej niż wskazywałaby ich wartość. Douglas Costa, Sami Khedira, Juan Cuadrado - czy da się jeszcze z nich coś wskrzesić? W Turynie chętnie pozbyli się pierwszej dwójki, ale to nie musi być takie proste. Całą grajdą zarządzać ma trener bez doświadczenia. Nie czuć tu wyzwania walki o Ligę Mistrzów, prawda? Raczej swąd utraty mistrzostwa, po raz pierwszy od 10 lat.
Ostatnia sprawa to Cristiano Ronaldo. Atrakcyjność rynkowa, jaką oferuje, była jednym z głównych powodów, dla których Juve zapukało do drzwi Jorge Mendesa latem 2018 roku. Pragnienie, by stać się superklubem. Jego podpisanie miało na celu poprawę poziomu sportowego i zwiększenie przychodów “Bianconerich” z biletów i sprzedaży koszulek. O ile pierwszy punkt możemy oznaczyć czerwonym kolorem, to z powodu merchandisingu Cristiano stał się pomnikiem nie do ruszenia. Dybala jeszcze dwa lata, bo tyle zostało do końca umowy z CR7, byłby aktorem numer dwa tego widowiska. Nigdy nie sprzeda tylu koszulek i, choć jest bardzo lubiany przez trybuny, nie porwie tłumów, a klub nie zdyskontuje jego popularności. Dwa lata w cieniu. Czy warto tyle czekać?
Jeśli zatem żądania płacowe Argentyńczyka są poza limitami Juventusu, okres negocjacji przypadł w najgorszym możliwym czasie, a kadrze daleko od mistrzowskich aspiracji, Dybala powinien uprzedzić ruch klubu i sam zaproponować odejście, nawet jeśli działacze z Turynu chwilowo zmienili nastawienie wobec niego. W zeszłym roku tak pogodził się z myślą odejścia, że nagrał nawet pożegnalne wideo dla kibiców. Ostatecznie odrzucił szansę na dołączenie do United i Tottenhamu, woląc zamiast tego udowodnić swoją wartość na boiskach Serie A. Udowodnił, nadszedł jednak moment, by zrobić odważny krok do przodu.

Przeczytaj również