Czy Jürgen Klopp poprawi błędy popełnione na Camp Nou? Liverpool FC przed wyzwaniem z gatunku niemożliwych

Barcelona znów górą nad Liverpoolem? Klopp musi poprawić błędy, jeśli jeszcze chce coś ugrać
Christian Bertrand / shutterstock.com
Dziś wieczorem musi zdarzyć się prawdziwy cud, aby Liverpool zdołał odwrócić losy rywalizacji w półfinałowym rewanżu z Barceloną. Podopieczni Jürgena Kloppa są na dodatek osłabieni brakiem Salaha i Firmino, a muszą przecież strzelić aż 4 gole, żeby awansować do finału. Sam szkoleniowiec tydzień temu popełnił kilka błędów, o których nikt głośno nie mówi, a dziś na ich naprawienie może być zwyczajnie za późno.
Jürgen Klopp bez wątpienia należy do najlepszych menedżerów na świecie, mimo że na Anfield Road nie wygrał do tej pory żadnego trofeum. Wiele wskazuje na to, że w bieżącym sezonie również to się nie uda, bowiem w Premier League Manchester City raczej nie wypuści z rąk jednopunktowego prowadzenia w tabeli, a na arenie międzynarodowej w wyeliminowanie Barcy nie wierzą chyba nawet ci najbardziej zagorzali kibice.
Dalsza część tekstu pod wideo
Niemiecki szkoleniowiec przed tygodniem nieco zadziwił fanów niektórymi wyborami personalnymi, a także zmianami w trakcie spotkania. Mimo że styl gry Liverpoolu był chwalony przez obserwatorów, to jednak wynik końcowy bardzo rozczarował, a samo podejście Kloppa już po spotkaniu było dość zastanawiające. Był bowiem dumny ze swoich piłkarzy i twierdził, że zagrali świetne spotkanie...
Faktycznie z tak zdeterminowaną do wygrania Ligi Mistrzów „Blaugraną” gra się niezwykle ciężko, a sam król futbolu Leo Messi dawno nie był tak skoncentrowany i skupiony na meczu. Jednak wydaje się, że trener Liverpoolu mógł zrobić nieco więcej, aby zwiększyć szansę swego zespołu na bardziej korzystny rezultat i przed rewanżem mieć jeszcze jakiekolwiek szanse na awans do wielkiego finału.

Bez Alexandra-Arnolda i Hendersona...

Przede wszystkim zastanawiał brak Alexandra-Arnolda na prawej stronie defensywy. Dwudziestolatek jest w znakomitej formie motorycznej, przez cały sezon jest praktycznie pierwszym wyborem na tej pozycji, zachowując jakże potrzebny rytm meczowy. Na dodatek dysponuje świetnym dośrodkowaniem oraz celnym długim podaniem, gromadząc na swym koncie już 13 asyst w obecnej kampanii.
Jego brak zaskoczył tym bardziej, że podstawową bronią Liverpoolu są przecież ataki ze skrzydeł i dośrodkowania w pole karne, z których „The Reds” zdobyli w tym sezonie mnóstwo bramek. Brak Alexandra-Arnolda spowodował, że „pistolet” po prawej stronie boiska nie miał w sobie ostrych naboi.
Zastępujący go Gomez miał zapewne bardziej zabezpieczyć tyły, ale jako nominalny środkowy obrońca (188 cm wzrostu) nie był w stanie nadążyć za szybkim i przebojowym Jordim Albą. Pierwsza bramka padła właśnie po jego podaniu, z lewej strony, a więc tam, gdzie nieco zdrzemnął się Gomez.
Mówi się też, że gdyby 22-latek wyżej wyskoczył w murze przy rzucie wolnym Messiego, to mógłby piłkę dotknąć i zmienić jej kierunek. Widoczny był u niego brak ogrania i lekki stres spowodowany rangą spotkania, co niektórzy kibice zaobserwowali już podczas odgrywania hymnu Ligi Mistrzów tuż przed meczem. Alexander-Arnold wydawał się wyborem bardziej naturalnym.
Można też dyskutować o braku w wyjściowym składzie Jordana Hendersona, czyli kapitana drużyny i jej „żelaznych płuc”. Na taką bitwę pasował idealnie i choć wszedł z ławki rezerwowych na skutek kontuzji Keity, to jednak co innego, niż zagrać od początku meczu i wejść w jego rytm już od pierwszego gwizdka. Fabinho gra co prawda elegancko, ale brakuje mu twardości w grze, co posiada właśnie Henderson.
Kolejną zaskakującą decyzją Kloppa było wystawienie na „9” Wijnalduma. Pomocnik zupełnie się gubił i nie ma się co temu dziwić, bowiem nie jest najlepszy w grze głową, nie potrafi grać tyłem do bramki i nie posiada silnego strzału. Kibice spodziewali się albo Origiego od pierwszej minuty albo Shaqiriego, który mógłby wejść na skrzydło, a do środka ataku „zepchnąć” Mane.
Ten pierwszy pojawił się na placu gry w końcówce spotkania i zamiast zająć pozycję środkowego napastnika, to przy swoim wzroście (185 cm) bezproduktywnie biegał przy linii bocznej. Szwajcar natomiast nawet nie „powąchał” murawy, a swoją dynamiką i nieprzewidywalnością mógłby przecież sporo dobrego wnieść do gry zespołu. Wydaje się, że Klopp trochę się pogubił.

Zbyt luźne podejście trenera

Można też oczywiście powiedzieć, że Liverpool nie miał szczęścia, bo gdyby przy stanie 1:0 dla Barcy Mane trafił do siatki w sytuacji sam na sam, to mecz mógłby się potoczyć inaczej. Gdyby Salah nie trafił w słupek w końcówce spotkania, to dzisiejszy mecz rewanżowy zapowiadałby się o wiele bardziej ekscytująco, a gospodarze mieliby o wiele większe szanse na odwrócenie losów tej rywalizacji.
„Pogdybać” można zawsze. Świeżo upieczony najlepszy zawodnik Premier League – Virgil Van Dijk zagrał bodajże najgorsze spotkanie w sezonie. Przy pierwszej bramce nie dopilnował Suáreza, a przy drugiej jego bierność przy dobitce Messiego była do niego zupełnie niepodobna. Przez całe spotkanie był jakiś wyciszony i nie dyrygował kolegami tak zdecydowanie, jak nas do tego przyzwyczaił.
Przed batalią na Camp Now Liverpool w całym sezonie tylko sześć razy nie zdołał pokonać bramkarza rywali, w pozostałych pojedynkach trafiając do siatki z ogromną regularnością. Trudno zatem cieszyć się z porażki 0:3, gdy nie wykorzystało się dwóch stuprocentowych sytuacji, a kilku piłkarzy zagrało poniżej swojego poziomu.
Jednak Jürgen Klopp po meczu był dość zrelaksowany i jakby... pogodzony z odpadnięciem z półfinału. Chwalił swoich piłkarzy, a także przeciwnika. A gdzie niedosyt i wściekłość, że do Anglii można było wrócić z lepszym wynikiem? Niedawno wyznał, że nawet jeśli jego podopieczni nie zdobędą w tym sezonie żadnego trofeum, to i tak będzie to kampania bardzo udana.
Nie sposób odmówić mu racji, kiedy dociera się do najlepszej czwórki w Europie, prawdopodobnie z 97-punktową zdobyczą w Premier League, jednak fani nie chcą zakładania pesymistycznych wersji jeszcze przed zakończeniem rozgrywek. Oczekują wiary do końca, a na podsumowania będzie czas po ostatnim meczu ligowym.
Uwielbiam Jürgena Kloppa za jego zdolności interpersonalne, świetne poczucie humoru i dystans. Za takie zdrowe podejście do futbolu, za charyzmę i wiedzę taktyczną oraz za umiejętność zjednywania sobie piłkarzy. Jednak w pierwszym spotkaniu w Hiszpanii, a także po jego zakończeniu, popełnił kilka ewidentnych błędów, więc dziś ma doskonałą okazję do zrehabilitowania się.

Rzym na Anfield?

Zadanie wydaje się niewykonalne, tym bardziej, kiedy zabraknie dwóch galaktycznych piłkarzy ofensywnych. „The Reds” musieliby „zabiegać” rywala i odciąć Leo Messiego od podań, bo strata jednego gola zamknie temat ewentualnego awansu już na dwa spusty. Wymienność pozycji powinna wejść na taki poziom, jakiego Liverpool jeszcze do tej pory nie pokazał, a na jaki go z pewnością stać.
Nie można skupić się jedynie na defensywie, bo dziś trzeba strzelać bramki. Potrzebny jest ofensywnie usposobiony Robertson, a także Alexander-Arnold (miejmy nadzieję) oraz szybki Shaqiri. W ataku brać udział powinni pomocnicy, a stoperzy szukać uderzeń głową ze stałych fragmentów gry. Jednym słowem gospodarze muszą zagrać mecz idealny, a to i tak może nie wystarczyć na fantastyczną Barcelonę.
Jednak stare futbolowe porzekadło mówi, że dopóki piłka w grze, to wszystko może się wydarzyć i dzisiaj z pewnością nie można stawiać „The Reds” na straconej pozycji. Przecież to jedna z najlepiej poukładanych drużyn w Europie, która nawet bez Salaha i Firmino jest w stanie sprawić sensację. Liga Mistrzów już wiele razy pokazywała, że niemożliwe staje się możliwe.
Kto by pomyślał, że przed rokiem AS Roma zdoła wygrać 3:0 z Barceloną i wyeliminować ją z Champions League? To jedna z największych niespodzianek w historii tych rozgrywek, a jednak wówczas Messi i spółka byli tak nieporadni, że nie potrafili znaleźć sposobu na przeciwnika. Może warto wziąć przykład z rzymian i zagrać w podobny sposób?
Przed dwoma miesiącami Manchester United osłabiony brakiem kilku kluczowych graczy sensacyjnie pokonał w Paryżu PSG 3:1 i „wyautował” jednego z głównych faworytów do zdobycia pucharu. Podobnych przykładów można przytoczyć wiele, co jedynie pokazuje, że ci, którzy i tak nie wierzą dziś w powodzenie Liverpoolu, mimo wszystko nie powinni przełączać kanału na inny.
Klopp ma szansę teraz przyznać się do swoich zeszłotygodniowych gaf i to niekoniecznie słownie, ale przez wystawienie najbardziej optymalnego składu oraz poprzez zdecydowaną wiarę w zwycięstwo swojej drużyny. Każdą obronę można przecież złamać i każdego zawodnika można zatrzymać, a jeśli ktokolwiek ma to zrobić, to nie kto inny jak właśnie on i jego Liverpool.
Paweł Chudy

Przeczytaj również