Czy to ten wymarzony "niemiecki Robert Lewandowski"? Młody rekordzista z duszą artysty

Czy to ten wymarzony "niemiecki Lewandowski"? Młody rekordzista z duszą artysty
Marco Canoniero / Shutterstock.com
Piłkarski kompleks za naszą zachodnią granicą nazywa się Robert Lewandowski. Wszelkie dotychczasowe poszukiwania w pełni ukształtowanej „9” dla niemieckiej kadry jak na razie spełzły na niczym. Do tej pory. Najnowszy „wybraniec ludu” to Kai Havertz, dwudziestolatek z kartoteką, której pozazdrościłby mu niejeden doświadczony napastnik. Bardzo możliwe, że tym razem eksperci trafili w sam środek tarczy.
Pierwszy raz polski kibic usłyszał o nim trzy lata temu. Już wtedy Bayer rozważał wypuszczanie w bój siedemnastolatka, nawet w fazie pucharowej Ligi Mistrzów. Tak się jednak złożyło, że w tamtym czasie 17-latek nie mógł polecieć na rewanżowy mecz do Madrytu na starcie z Atletico z powodu… próbnych egzaminów maturalnych.
Dalsza część tekstu pod wideo
Na klub i zawodnika spadła lawina krytyki, podważano profesjonalizm i ambicję Kaia, poddawano w wątpliwość to, czy z taką postawą będzie mógł w przyszłości rywalizować na najwyższym poziomie. Dziś, z perspektywy trzech lat, te docinki brzmią jak nieśmieszny żart. Teraz to jeden z najbardziej pożądanych piłkarzy na świecie. Ma 20 lat i gęsiego ustawiają się po niego Bayern, Manchester United, Real i Liverpool. Rozważny i powściągliwy, rzadko odwiedza nocne kluby i puby, które w Leverkusen kuszą na każdej ulicy. Mimo to lubi czuć, jak miasto tętni życiem. - Jestem już dorosły - mówi dziennikarzom. - Wreszcie mogę zająć się tym, co lubię najbardziej - dodaje. Z egzaminami koniec, teraz liczy się tylko piłka nożna i… fortepian.

Człowiek wielu talentów

Muzyka pomaga wypełniać czas i oczyścić umysł. - Kiedy grasz w piłkę nożną, potrzebujesz czasem czegoś innego - wyjaśnia. Przez lata jego babcia trzymała w domu stary fortepian. Kiedy ją odwiedzał, siadał przy instrumencie i wybijał nuty. Ma napięty harmonogram. Do lekcji może wracać po kilkutygodniowych przerwach, ale w niczym mu to nie przeszkadza. Gdy zaczyna grać, pewnie uderza w klawisze, dokładnie tak samo, jak kopie na boisku. Wszystko z wiarą we własne, wysokie umiejętności. Bez cienia strachu, bez fałszywego brzmienia. Czysto i dźwięcznie. Pełen artyzm.
Gazety spekulują o tym, dokąd może pójść. Czy jest gotowy na jeden z największych klubów w Europie? Czy wybierze Bayern, tak jak wielu utalentowanych niemieckich graczy przed nim? Czy stanie się to już tego lata, czy poczeka jeszcze pół roku, może rok? Myli się jednak ten, kto sądzi, że los rozwinął przed nim czerwony dywan, po którym majestatycznie przechadza się w glorii sławy.
Do początku obecnego sezonu postęp młodego zawodnika przebiegał bez większych problemów. Szybko stał się wybitnym członkiem drużyn juniorskich, później bez wysiłku wszedł w buty gracza dorosłej kadry. Zadebiutował w wieku 17 lat i 126 dni. Niedługo potem stał się najmłodszym piłkarzem w historii Bundesligi, który rozegrał setny mecz w najwyższej klasie. Szybko, coraz szybciej. Błyskawiczne powołanie i po siedmiu występach w drużynie narodowej został namaszczony na kolejnego playmakera, który przeniesie Mesuta Oezila i Thomasa Muellera do historii.
Po tym, jak pomógł poprowadzić Bayer do Ligi Mistrzów, zajął drugie miejsce w głosowaniu na niemieckiego piłkarza roku, przegrał tylko z Marco Reusem. Za to wyprzedził go w plebiscycie na najlepszego zawodnika ostatniego sezonu w Bundeslidze, a w pokonanym polu zostawił jeszcze m.in. Roberta Lewandowskiego i Jadona Sancho. Nic dziwnego: 20 goli, 7 asyst. Piękne liczby jak na nastolatka, którego nie ustawiano jeszcze dotąd w napadzie. Przez całe lato wszystkie media wysyłały go do różnych klubów za coraz większe sumy, ale on pozostał. W Leverkusen zachęcili go do jeszcze jednej próby wygrania ligi w zespole, który jeszcze nigdy tego nie dokonał. Z Havertzem wydawało się to możliwe.

Pół roku nagonki

Złapał go kryzys, najgorszy w karierze. Zainaugurował nową kampanię zgodnie z oczekiwaniami, z golem przeciwko Paderborn. A później... susza. W całej rundzie jesiennej łącznie zanotował tylko dwa trafienia. Pustki także w rubryce „asysty”. Cierpliwi kibice czekali na przełamanie, ale ono nie następowało. W końcu stracili nerwy w grudniu.
„Jesteś skur***em!”, „Co tu jeszcze robisz?” - usłyszał podczas rozgrzewki przed ligowym meczem z Herthą. Coś nowego w sportowym życiu 20-latka. Obelgi powtarzały się przez całe spotkanie, kolejne rozczarowujące w wykonaniu Kaia. Bayer znajdował się na najlepszej drodze do przegrania trzeciej partii z rzędu, a dla kibiców było oczywiste, gdzie leży wina serii niepowodzeń.
Spotkał się z najsurowszą karą, a zwolennicy teorii spiskowych naturalnie uwierzyli, że jego słabsze występy wynikały z braku z chęci gry w Bayerze i marzeń o pokazaniu się w lepszych klubach. Podejrzewali, że ich „złoty chłopiec” nie przygotowywał się należycie do sezonu, że myśli rozpraszały plotki o wielkim transferze.
Bliscy zaprzeczali tym zarzutom. Wskazywali na jego przyziemną naturę i silny, stabilny wpływ rodziny. Koledzy z drużyny również czuli, że postawa młodego piłkarza nie uległa większym zmianom. Pozostawał zimny, wyrachowany, nie przejawiający żadnych emocji. Inne źródła informowały jednak, że Havertz denerwował się brakiem postępów w drużynie, która wydaje się być nieodpowiednia do rzucenia wyzwania drużynom z samego topu.
W przeciwieństwie do zapewnień dyrektora sportowego Rudiego Voellera, że „kolejny sezon w Bayerze dobrze mu zrobi”, nie potrafił wywiązywać się z nowym obowiązków nałożonych na niego przez sztab trenerski. Na jesieni zdawał się zbyt przeciążony zadaniami kształtowania gry, zwłaszcza, że z drużyny ubył najlepszy kumpel Julian Brandt, a nowi, Kerem Demirbay i Nadiem Amiri, nie potrafili wnieść do zespołu tyle samo, co reprezentant Niemiec. Havertz często wyglądał na zagubionego, grając na jeden kontakt lub przerzucając piłki na skrzydła, ale wszystkie nieudane próby wynikały z braku zrozumienia z nowymi kolegami.

Oczekiwany przełom

Cena na metce spadła minimum o 25 procent, jednak w klubie nikt, mimo obniżki formy, nie martwił się o dalsze perspektywy 20-latka. Powtarzano utarte sformułowania, że „z każdej nieprzyjemnej sytuacji można wynieść naukę”, aby „wrócić silniejszym”. Z drugiej strony, czy nie lepiej kryzys przechodzić w klubie środka niż w nieznanym i niewybaczającym błędy otoczeniu za granicą?
Tak czy siak, na pięknych słówkach się nie skończyło. Peter Bosz poszedł po rozum do głowy i widząc męki na pozycji numer „10” skierował Kaia na inny odcinek. Do przodu. Na szpicę. Tak wykorzystał nieobecność Kevina Vollanda. Nowy rok rozpoczął z przytupem, a później można było się tylko usadowić na fotelu i oglądać koncert za koncertem. Od stycznia strzelił 13 goli w Bundeslidze i Lidze Europy i zupełnie nie przeszkodziła mu pandemiczna przerwa. Został pierwszym piłkarzem w historii niemieckiej ekstraklasy, który zdobył 35 bramek przed ukończeniem 21 lat.
Znowu jest sobą. I nie chce się nigdzie ruszać. Wielu podchwyciło pomysł Bosza i widzi w nim wyśnionego i wyczekiwanego od wielu lat „Lewandowskiego znad Renu”. Czy to materiał na taki produkt? Polacy uśmiechają się powątpiewając, Niemcom z kolei błyszczą oczy. A Havertz? Powtarza sekwencje i uczy się nowych ról. Tak jak w grze na fortepianie. Nie chce iść dalej, dopóki nie zagra bezbłędnie całego utworu. A do tego potrzebuje czasu.
Tobiasz Kubocz
***
Śledź na naszej stronie relację na żywo z dzisiejszego znakomicie zapowiadającego się szlagieru Bundesligi, w którym Kai Havertz i jego Bayer zagra z Bayernem Monachium. Startujemy o 15:00, pół godziny przed pierwszym gwizdkiem... i czekamy na gole. Kto strzeli więcej - Havertz czy "Lewy"? Zapraszamy do wspólnego przeżywania wspaniałych piłkarskich emocji razem z Meczykami.

Przeczytaj również