Bez Benzemy Real nie osiągnąłby aż tyle. Praca Francuza na boisku jest nie do przecenienia

Bez Benzemy Real nie osiągnąłby aż tyle. Praca Francuza na boisku jest nie do przecenienia
Ververidis Vasilis / shutterstock.com
Dwanaście bramek w zeszłym sezonie. Mniej niż Sandro Wagner, Glenn Murray, Nicklas Fullkrug, Simone Zaza czy Emiliano Sala. Statystyka przeciętnego napastnika? Nic bardziej mylnego! To dorobek Karima Benzemy, jednej z najlepszych „dziewiątek” na świecie, która stała się obiektem drwin. Moim zdaniem bardzo niesłusznie.
„Napastnik musi strzelać gole!” krzyczą wszyscy krytycy Francuza o algierskich korzeniach. Do tego masowo naśmiewają się z kompilacji jego pudeł, niejednokrotnie zarzucanej mu nieporadności i bezproduktywności. O ile pudła mu się zdarzają, to pozostałe dwa zarzuty są absolutnie nieprawdziwe.
Dalsza część tekstu pod wideo

Paradoks „nieskuteczności” Benzemy

Liczba goli byłego napastnika Lyonu nie oddaje jego pracy na rzecz zespołu. Mówi jednak o nim coś innego. Ten gość ma naprawdę mało okazji do oddania strzału. W ostatnich latach kręcił się w okolicach 2,5 uderzenia na 90 minut. Wyjątkiem był jego najlepszy pod względem cyferek sezon 2015/16, kiedy miał 28 trafień. Wtedy uderzał średnio raz więcej.
Ta pozornie mała dysproporcja poskutkowała dużą poprawą. To tylko pokazuje, że liczba prób strzeleckich ma naprawdę ogromny wpływ na to, ile goli zdobywa napastnik. Niby to taka prosta zależność, ale często się o niej zapomina. To, że Karim uderza rzadziej, wynikało też z tego, obok kogo grał. Pomimo tego, jest najlepszym francuskim strzelcem w historii Ligi Mistrzów!
W ostatnich latach głównym „działem” Realu był Cristiano Ronaldo. I musimy sobie coś od razu powiedzieć. To Benzema był partnerem CR7 w pierwszej linii, nie na odwrót. Pracował na Portugalczyka podobnie jak reszta zespołu. I na tym cierpiały jego statystyki strzeleckie.
Z resztą porównajmy je sobie z innymi czołowymi napastnikami świata. Lewandowski w Bayernie, poza swoim pierwszym sezonem, zawsze oddaje średnio minimum 4 strzały na mecz. Aguero? Również około „czwórki”. Kane? Prawie 4,5. Suarez? Jedno mniej od Anglika. Mówię tu o statystykach ligowych, bo to one są chyba najbardziej wymierne, z uwagi na dużą liczbę spotkań.
Ronaldo w Realu to było już ponad 6 strzałów na mecz! Obecność tego fenomenalnego piłkarza na murawie miała wpływ na grę całego zespołu. Od obrony, po atak. I właśnie chyba na najbardziej wysuniętej formacji pozostawiała największy odcisk.
Większość akcji „Los Blancos” z oczywistych powodów kończyła się właśnie na osobie Cristiano. Czy pełnił rolę skrzydłowego, czy też napastnika grającego u boku Benzemy, żył z pracy Francuza, który niesamowicie potrafił zastawić się, przetrzymać futbolówkę i odegrać ją jemu lub Bale’owi.

Napastnik pracujący

To właśnie była główna funkcja „dziewiątki” w systemie realu. I trzeba powiedzieć, że 30-latek wywiązywał się z niej naprawdę świetnie. Trudno bowiem znaleźć innego piłkarza grającego regularnie na szpicy w czołowym klubie, który miałby podobne statystyki, jeśli chodzi o kreowanie szans kolegom.
Przez ostatnie kilka lat zawodnik „Królewskich” utrzymuje poziom około półtora kluczowego podania na mecz. Jak pod tym względem wyglądają jego konkurenci? „Lewy” ma niecałe jedno takie zagranie na 90 minut, Kane odrobinę więcej od Polaka.
„Kun” od pojawienia się Pepa Guardioli zaczął coraz częściej dogrywać kolegom, ale i tak zaliczył skok do okolic jednego „key passa” na spotkanie. W tym sezonie, póki co, w tej statystyce jego wynik wręcz wystrzelił i ma już 2,4. Zresztą bardzo blisko Argentyńczyka jest w tym roku Lewandowski, który u Niko Kovaca pełni trochę bardziej wszechstronną rolę niż u poprzedników.
Wracając jednak do głównego wątku – jedynie Luis Suarez w ostatnich latach był w stanie dorównać algierskiemu Francuzowi w rozpatrywanej statystyce. Podobnie jest również jeśli chodzi o asysty. A wiemy dobrze, w jakiej drużynie gra i jaki preferuje ona styl. To naprawdę pokazuje, jak Benzema pracował na swoich partnerów z formacji ofensywnej.
Jest jeszcze jeden aspekt jego gry, który go wyróżnia. To, jak głęboko cofa się po piłkę. Jestem w stanie przytoczyć tylko jeden przykład napastnika, który zachowuje się podobnie. To Roberto Firmino.
Ile razy można było zobaczyć szybki wypad Realu z kontrą, kiedy to piłka trafiała właśnie do Karima, który pojawiał się gdzieś w okolicach linii środkowej boiska? Oddawał do kolegi, co przyspieszało akcję kończoną w efekcie przez jednego z jego partnerów. To wręcz „normalka” w grze ekipy z Madrytu. Widać to choćby tu...
… i tu...
Przypominam sobie jedno świetne zagranie 81-krotnego reprezentanta „Trójkolorowych” - to z finału Ligi Mistrzów. Rozrzucił wtedy na prawe skrzydło, bodajże do Carvajala. Takiego czegoś nie powstydziłby się Pogba czy Pirlo, ale u Benzemy mało kto zauważał takie zagrania.

Boiskowa inteligencja

Nawet ruch zawodnika „Los Blancos” kreuje przestrzenie, w które mogą wbiec koledzy. Chociażby w spotkaniu z Romą można znaleźć taką sytuację, którą niestety zaprzepaściło nieudane zagranie. Boiskowe IQ Francuza jest na naprawdę wysokim poziomie.
Takie sytuacje, jak fatalne błędy Lorisa Kariusa czy Svena Ulreicha z poprzedniej edycji Champions League pokazują, że napastnik „Królewskich” myśli na boisku. W końcu to on skorzystał z braku koncentracji lub po prostu pecha rywali.
Większość piłkarzy pewnie odpuściłaby i nie naciskała golkipera drużyny przeciwnej. On postąpił inaczej, atakując, utrudniając spokojne zagranie i wykorzystując błąd. Zrobił dokładnie to, na czym opiera się futbol, a o czym często zapominamy.
Jasne, te trafienia nie były cudowne, nie wymagały od Karima niesamowitych umiejętności i kunsztu, ale były niesamowicie istotne. Te kilkanaście metrów, które zrobił dodatkowo w obu tych przypadkach, miały ogromny wpływ na to, jak skończył się sezon Realu.
Ale o tym nikt nie pamięta. W końcu wiadomo, ostatecznie to niemieccy bramkarze popełnili błędy i to o nich się mówiło. Jednak to przykłady na potwierdzenie pracowitości i sprytu światowej klasy napastnika, który w ostatnich latach jest traktowany gorzej niż średniak.

Internet robi swoje

Wspominałem już o kompilacjach pudeł Benzemy. Jak łatwo się domyślać, większość z nich wypłynęła w trakcie poprzedniej kampanii, która była dla niego bardzo trudna. W końcu miał niesamowite problemy ze znalezieniem drogi do siatki, a w lidze udało mu się to zaledwie pięciokrotnie.
Łatwo więc było wyłapać kliki, podczepiając się poniekąd pod nurt naśmiewania się z napastnika Realu. Zresztą to normalne zjawisko. Lukaku spudłował na pustą bramkę w meczu z Tottenhamem i przez tydzień cały Facebook był pełen memów na jego temat.
Problem jest jednak taki, że te kilkuminutowe filmiki z urodzonym w Lyonie zawodnikiem z reguły zawierają jego pudła z całego jego pobytu na Santiago Bernabeu, czyli… 9 lat. No, odejmijmy rok, bo rozmawiamy o zeszłym sezonie.
Do startu rozgrywek 2017/18 napastnik koszulkę Realu przywdziewał 365 razy. Coś musiało mu się nie udać w tym czasie. Takie montaże można zrobić o każdym, nawet o Ronaldo i nie należy do nich przykładać zbytniej uwagi.
Działa to też w drugą stronę. Jeśli mamy filmik, który pokazuje udane zagrania jakiegoś zawodnika, to nie ma co popadać w hurraoptymizm. To jedynie wycinki całości, które mogą nas oszukać. Przekonali się o tym bodajże w Wiśle Kraków, kiedy zaprosili Rumuna Sorina Oproiescu na testy po obejrzeniu kompilacji na YouTube. Oczywiście, szybko z niego zrezygnowano.

Idealny nie jest

Nie mówię, że pudła Benzemy nie są nieraz kuriozalne i śmieszne. Problemy z wykończeniem są. Zdarzają mu się też fatalne spotkania, za które powinien zebrać burę. Ale tak jest z każdym piłkarzem. Zwłaszcza w czołowym klubie, który ma fanów na całym świecie. No i konkurentów, którzy są równie popularni i których fani nie przegapią okazji do docinek.
Start obecnej kampanii zapewne wlał w serca fanów Realu nadzieję, że ich „dziewiątka” powróci do dawnej dyspozycji strzeleckiej. 4 gole po 4 kolejkach LaLiga sprawiają, że Francuz jest już o krok od wyrównania swojego dorobku z poprzednich rozgrywek ligowych.
Odejście Cristiano Ronaldo nie jest tu bez znaczenia. Ciężar gry, który spoczywał na jego barkach został teraz rozłożony na kilku zawodników, więc pewnie nie będziemy już mieli aż tak dużej dysproporcji w tabeli najskuteczniejszych piłkarzy „Królewskich”.
Czy jednak to Benzema będzie teraz kluczową postacią? Wątpię. Jego styl gry temu nie sprzyja. Na pewno będzie miał liczby lepsze niż rok temu, a pewnie i dwa lata temu. Zapewne marzy o powtórzeniu życiowego sezonu 2015/16. To byłoby prawdziwe zamknięcie ust hejterom.
Nie chcę jednak niczego zakładać. Chociaż jestem wielkim fanem talentu francuskiego napastnika, to nie zamierzam tutaj sugerować, że włączy się do walki o Europejskiego Złotego Buta. Dla mnie jednak jest jedną z najlepszych „dziewiątek” na świecie.
Nie zmienia tego jego skromny dorobek bramkowy. Jasne, głównym zadaniem piłkarza formacji ataku jest zdobywanie goli, ale czasami po prostu trafia się taki okres, kiedy wybitnie nie idzie. Chyba wszyscy czołowi strzelcy taki mieli, ale granicę 20 trafień jednak wypada przełamać.
Niewielu jest takich napastników na najwyższym światowym poziomie, jak 30-letni gracz Realu Madryt. Gości, którzy zamiast samemu pokusić się o gola, cofają się i zwalniają pole skrzydłowym i napastnikom, którym dogrywają piłki. To jednak też rodzaj pracy, która pomaga drużynie.
A jeśli taki koncept działa, to chyba nie ma co przesadnie narzekać. W końcu puchar za wygranie Ligi Mistrzów trzy razy z rzędu pojechał do białej części Madrytu. Takiego czegoś nie da się zrobić z drewnianym kołkiem wbitym na szpicy. Spójrzmy więc prawdzie w oczy – nie taki zły ten Benzema, jak go malują. A dla mnie, nawet bardzo dobry.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również