Dumni jak "Pawie". Zatrzymali FC Barcelonę, ogrywali AC Milan, byli blisko finału Ligi Mistrzów

Dumni jak "Pawie". Zatrzymali Barcelonę, ogrywali Milan, byli blisko finału Ligi Mistrzów
yorkshireeveningpost.co.uk
Jeżeli zaczniemy przeglądać własną pamięć celem poszukiwania drużyn, które zostały sprawcami ogromnych sensacji w rozgrywkach Champions League, wprawnym okiem kibica dostrzeżemy Krzysztofa Warzychę lobującego Edwina van der Sara na etapie półfinałów. Ukaże się nam francuskie Nantes dzielnie stawiające opór Juventusowi Turyn w tej samej edycji, walczące o końcowy triumf zespoły FC Porto i AS Monaco, czy też ubiegłorocznych, pełnych młodzieńczej fantazji, zawodników Ajaksu Amsterdam. Wśród wyżej wymienionych nie może jednak zabraknąć rewelacyjnego Leeds United.
Przykładów na niecodzienne zrywy w dziejach Ligi Mistrzów jest mnóstwo, ale my dzisiaj koncentrujemy się na pięknej historii „Pawi”, które od 1997 roku nie plasowały się niżej niż piąta lokata w tabeli Premiership, zgłaszając swój akces do zdobywania trofeów na arenie międzynarodowej. W kampanii 1999/2000 odpadli dopiero na szczeblu półfinałów Pucharu UEFA z późniejszymi zwycięzcami, Galatasaray Stambuł, lecz to stanowiło zaledwie preludium do tego, czego doświadczyliśmy na własnej skórze w następnej kampanii.
Dalsza część tekstu pod wideo
Patrząc na ówczesny skład, jakim dysponowała drużyna Leeds, zadajemy sobie zasadnicze pytanie: dlaczego oni nie odnieśli sukcesu? Między słupkami bramki stał Nigel Martin, dostępu do pola karnego golkipera strzegli Rio Ferdinand, Jonathan Woodgate czy Ian Harte, linię pomocy tworzyli niezastąpieni Harry Kewell, Lee Bowyer i Olivier Dacourt. Odpowiedzialność za zdobywanie bramek spoczywała na barkach Marka Viduki oraz Robbiego Keane’a, jak również podwieszonego tuż za ich plecami Alana Smitha. Ten eksperyment po prostu musiał wypalić, ale warto zapoznać się z analizą historii od początku.

Transferowa ofensywa

Pierwszy trafiony ruch sterników Leeds United to zatrudnienie na stanowisku głównego szkoleniowca czterdziestoletniego Davida O’Leary’ego, który posiadał perspektywiczną wizję budowania drużyny, utrzymywał bardzo bliskie relacje z piłkarzami i potrafił bazować na fundamentach pozostawionych przez George’a Grahama. Tylko mała garstka ludzi z klubowego środowiska wierzyła w powodzenie misji, której podjął się Irlandczyk. Niemniej, szósty zmysł nowego trenera „The Whites” okazał się niezawodny.
Wraz z odejściem Grahama, zaś potem na przestrzeni kilku lat kluczowych graczy kalibru Jimmy’ego Floyda Hasselbainka, obserwatorzy ligi angielskiej przystąpili do ogólnokrajowej debaty, której materią stała się przyszłość Leeds. Przed kampanią 2000/01 włodarze klubu pozbyli się aż ośmiu zawodników, ale zdołali uzupełnić powstałe luki nazwiskami z listy przedstawionej im przez O’Leary’ego. „Pawie” wzmocnione Dacourtem, Viduką, Ferdinandem, Keanem i Dominkiem Matteo wniosły powiew świeżości, niespotykaną dotychczas jakość, dzięki czemu zamknęli jadaczki tzw. fachowcom.
Futbolowi eksperci wręcz przecierali powieki ze zdumienia, gdy pozbawieni doświadczenia piłkarze „The Whites” robili furorę na boiskach Premier League. Tak naprawdę zespół przegrał batalię o prawo uczestnictwa w Lidze Mistrzów na trzy kolejki przed końcem sezonu, ulegając na wyjeździe Arsenalowi 1:2. W każdym razie, powetowali to sobie w bieżących rozgrywkach o puchar Europy, przechodząc do annałów piłki nożnej.

Lot nad europejskim gniazdem

Drużyna Leeds efektownym stylem gry, opierającym się na odrobinie szaleństwa, nutce wirtuozerii i niewiarygodnej sztuce improwizacji, zaskarbiła sympatię fanów futbolu z całego świata. Batalię o awans do fazy grupowej elitarnych rozgrywek zainaugurowali od wyeliminowania w dwumeczu TSV 1860 Monachium. Losowanie grup wcale nie okazało się łaskawe dla zespołu prowadzonego przez Davida O’Leary’ego.
Rywalami „Pawi” na dzień dobry były uznane europejskie firmy, a mianowicie Barcelona, Milan i Besiktas. Bramkowe remisy z „Dumą Katalonii”, zwycięstwo i remis przeciwko „Rossonerim” oraz cztery punkty zgromadzone w meczach z Turkami, pozwoliły Leeds znaleźć się w drugiej rundzie grupowego współzawodnictwa. Na tym poziomie zanotowali raptem dwie porażki z Realem Madryt, dwukrotnie odprawili z kwitkiem Anderlecht, odnieśli cenne wyjazdowe zwycięstwo nad Lazio, wieńcząc ten rozdział wyrównanym spektaklem przed własną publicznością, gdzie zaprezentowali iście mistrzowski charakter.
Faza pucharowa w wykonaniu „The Whites” to kolejny dowód, że nie należy przedwcześnie skreślać szans ekip teoretycznie słabszą, a właśnie za taką - w mniemaniu dygnitarzy Deportivo La Coruna - uchodził zespół Leeds. Potyczka na Elland Road, otwierająca zmagania na szczeblu ćwierćfinałowym, to popis świetnego futbolu ze strony United. Trafienia Harte’a, Smitha i Ferdinanda zgasiły zapał „Branquiazuis”, którzy w rewanżowym pojedynku bezskutecznie starali się odrobić przewagę, aczkolwiek waleczności nie można im odmówić.
Błogi sen „Pawi” został przerwany 8 maja 2001 roku na Estadio Mestalla w Walencji. Gospodarze rozpoczęli mecz od szybkiego uderzenia i po kwadransie wyszli na prowadzenie. W premierowych minutach drugiej odsłony „Nietoperze” zadały dwa nokautujące ciosy, dopełniając dzieła zniszczenia. Jednak David O’Leary do spółki ze swoją świtą ucięli w tamtym sezonie wszelkie spekulacje dotyczące przeciętności Leeds United.

Mitologiczny upadek

Totalna klapa podczas kampanii 2002/03 zakończyła marzenia „The Whites” o wielkiej dynastii. Zespół okupował dolne rejony tabeli Premiership, szefowie klubu rozwiązali kontrakt z O’Learym, po czym urządzili wyprzedaż garażową gwiazd, żeby podreperować budżet. Z Leeds odeszli piłkarze robiący różnicę, a więc: Ferdinand, Keane, Fowler, Bowyer czy Woodgate. Zmiany szkoleniowców w trakcie sezonu stanowiły wołanie o pomoc, ale i to nie uchroniło klubu przed spadkiem do drugiej klasy rozgrywkowej.
Od tamtej pory Leeds United błąka się po boiskach niższych lig, bez rezultatu próbując odzyskać dawny blask, by ponownie na stałe zakotwiczyć w Premier League. Receptą na ikarowy upadek „Pawi” wydaje się być aktualny menedżer drużyny, Marcelo Bielsa, który jest trenerem o nieposzlakowanej reputacji, jak również znanym ze stosowania nieszablonowych metod treningowych. Kibice „The Whites” głęboko ufają zdolnościom przywódczym Argentyńczyka i bez dwóch zdań chcą jeszcze zobaczyć takie obrazki.
Uporządkowane zamierzenia Bielsy zdają egzamin w stu procentach, ponieważ ten sezon jest przełomowy. „Pawie” są na czele tabeli Championship, lecz zawieszenie rozgrywek albo ich odwołanie ze względu na pandemię koronawirusa mogą pokrzyżować plany powrotu Leeds do angielskiej ekstraklasy. Anulowanie kampanii będzie postawi przyszłość piłkarzy, sztabu szkoleniowego oraz zarządu pod gigantycznym znakiem zapytania.
Natomiast jeżeli sezon uda się wznowić, Mateusz Klich wraz z ferajną znowu będą czerpać wiedzę ze wskazówek i niezbędnych rad uważanego za największego wariata wśród trenerów Argentyńczyka. Claudio Olmedo, były rzecznik prasowy chilijskiej federacji piłkarskiej, podsumował kiedyś Marcelo Bielsę następującymi słowami: „Na boisku, w pracy trenerskiej, jest jak Pablo Picasso - prawdziwym artystą, ale poza tym należałoby go zamknąć w psychiatryku”. Życzymy graczom Leeds, żeby otwarto dla nich ten oddział zamknięty.
Mateusz Połuszańczyk
Redakcja meczyki.pl
Mateusz Połuszańczyk , Mateusz Połuszańczyk
02 May 2020 · 17:30
Źródło: własne

Przeczytaj również