Dzięki temu Legia Warszawa pędzi po mistrzostwo. "To duży plus na konto trenera Michniewicza"

Dzięki temu Legia Warszawa pędzi po mistrzostwo. "To duży plus na konto trenera Michniewicza"
Rafal Oleksiewicz / PressFocus
Tydzień temu Legia Warszawa wygrała czwarty ligowy mecz z rzędu i utrzymała siedem punktów przewagi nad wiceliderem. Mistrzowie Polski strzelili trzy gole Warcie, ale ani razu do siatki nie trafił napastnik, co wiosną powoli staje się normą. To problem "Wojskowych", czy raczej ich atut?
W dziewięciu meczach 2021 r. legioniści zdobyli już 18 bramek, co daje średnią 2,0 na spotkanie. Jednak tylko pięciokrotnie do siatki trafiali napastnicy, przy czym Tomas Pekhart, lider klasyfikacji ligowych strzelców, uczynił to dwukrotnie z rzutów karnych. W Ekstraklasie z akcji strzelił zaś jedynie Kacper Kostorz. To odwrotny trend od jesiennego, gdy Legia była wręcz zależna od swoich napastników, zwłaszcza Pekharta. W tamtym okresie zdobyła 33 bramki, z czego 20 było autorstwa atakujących, w tym aż 14 Czecha.
Dalsza część tekstu pod wideo

Paradoksalny problem?

Zimą wiele mówiło się, że legioniści grali w ofensywie zbyt przewidywalnie - w razie kłopotów z finalizacją akcji posyłali piłkę w kierunku rosłego Pekharta. To często kończyło się golami, ale jednocześnie stanowiło swoiste alibi dla pomocników i bocznych obrońców, którzy czuli się niejako zwolnieni z obowiązku poszukiwania innych rozwiązań w ataku.
Można też było spotkać się z głosami, że to były gracz Las Palmas swoim stylem gry wymusza pewne zachowania na kolegach, co mogło stanowić problem dla zespołu.
Nieco inaczej widzi to Michał Zachodny, analityk reprezentacji U-19, dziennikarz portalu “Łączy Nas Piłka”:
- Pekhart nie był problemem Legii, a jego rozwiązaniem. Tym problemem był brak klasycznej "dziesiątki", zawodnika, który byłby w stanie wziąć na siebie ciężar rozegrania, od którego można oczekiwać kluczowych podań, umiejętnego ustawiania się, stwarzania przewagi. Czesław Michniewicz grał więc tak, by jak najczęściej wygrywać, a kolejne punkty dawały mu właśnie bramki Czecha.
Podobnie tę kwestię ocenia Cezary Kucharski, były reprezentant Polski, dwukrotny mistrz kraju i ćwierćfinalista Ligi Mistrzów z Legią:
- Nie można mówić, że Pekhart negatywnie wpływał na sposób gry zespołu. Skoro strzelał, koledzy pracowali na jego gole i razem wygrywali.

Praca domowa trenera

Szkoleniowiec jednak oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że taka taktyka skuteczna jest jedynie na krótką metę. Dlatego Czesław Michniewicz poświęcił okres przygotowawczy m. in. na dywersyfikację taktyczną w drużynie. Te wysiłki zostały zintensyfikowane po pierwszym w 2021 r., zupełnie nieudanym spotkaniu z Podbeskidziem, a jednocześnie w momencie, gdy szkoleniowiec już wiedział, jakimi piłkarzami będzie dysponował w drugiej części sezonu. Do składu starał się dopasować więc taktykę.
Widać to było w kolejnych wiosennych meczach. Zespół na stałe przeszedł na grę z trójką obrońców, tak by w pełni wykorzystać walory ofensywne Filipa Mladenovicia na lewej i Josipa Juranovicia albo Pawła Wszołka na prawej stronie. Ale nie tylko.
- W tym ustawieniu trener znalazł optymalną pozycję dla Bartosza Kapustki, który w roli ofensywnego pomocnika w pełni może wykorzystywać swoje walory zawodnika, który znakomicie odnajduje się w półprzestrzeniach. Już od pierwszego meczu w tym systemie przeciw Rakowowi widać było, że Kapustka odżył, był najlepszym piłkarzem Legii - podkreśla Zachodny.
Kucharski zaś dodaje: - Kapustka i Luqinhas to bardzo dobrze wyszkoleni zawodnicy. Mają łatwość w dochodzeniu do sytuacji bramkowych i kreowania nich. Grają przy tym niekonwencjonalnie, właściwie nie sposób ich rozczytać. To ogromna siła.
Jednocześnie zmieniły się proporcje w grze "Wojskowych". Drużyna z założenia atakuje nawet pięcioma zawodnikami - dwoma wysoko ustawionymi wahadłowymi, dwójką ofensywnych pomocników i napastnikiem. Ofensywne nastawienie umożliwia asekuracja trójki środkowych obrońców, którzy zwykle ograniczają się do destrukcji i przynajmniej jednego ze środkowych pomocników. Tym samym więcej piłkarzy znajduje się w polu karnym lub w jego obrębie i dochodzi do sytuacji strzeleckich. Zespół przestał być zatem zależny od napastników, a w praktyce od formy strzeleckiej Pekharta
- W czasach, gdy graliśmy w Lidze Mistrzów, bodaj ośmiu kolegów przekroczyło granicę 10 goli w sezonie. Niewątpliwie więc to bardzo dobrze, gdy zespół nie jest uzależniony od jednego, czy dwóch piłkarzy. Drużyna staje się wówczas silniejsza - twierdzi Kucharski. - Legia atakuje teraz dużą liczbą graczy. To duży plus na konto trenera, że potrafił odpowiednio dobrać taktykę do stanu posiadania - zaznacza były piłkarz.

Ewolucja zamiast rewolucji

Co ciekawe, jak zauważa Michał Zachodny, Legia nie dokonała wcale rewolucji w sposobie prowadzenia akcji. Nadal dominują ataki oskrzydlające, wciąż jest dużo wrzutek w "szesnastkę". I to po podaniach z bocznych stref boiska lub pola karnego mistrzowie Polski strzelili niemal wszystkie bramki.
- Zmienił się jednak sposób dystrybucji piłki z bocznych sektorów. Nie są to już zagrania do jednego piłkarza. Dośrodkowujący szukają także kolegów wbiegających w drugie tempo z pomocy, a nawet przeciągają wrzutki do zamykających akcje wahadłowych. To zróżnicowanie sprawia, że mistrzów Polski trudno teraz rozczytać - podsumowuje analityk.
A Kucharski dodaje: - Legię się teraz fajnie ogląda, gra urozmaiconą, szybką piłkę z wymianą pozycji.
Jednocześnie jednak Zachodny zastanawia się: - Nie wiem, czy tak wyraźne postawienie na jeden bardzo dokładnie wyćwiczony, trudny do powstrzymania pomysł w ofensywie, czyli ataki poprzez skrzydła, co jednak zostanie wkrótce rozczytane przez rywali, jest lepsze niż tworzenie drużyny, która umie atakować z każdej strefy, niekoniecznie posiadając do tego odpowiednich zawodników?
Wydaje się, że trener Michniewicz stawia sobie podobne pytanie i nie zamierza się zatrzymywać w szukaniu nowych rozwiązań, dążeniu do dalece posuniętej uniwersalności w grze. Gdy rozmawialiśmy niedawno o taktyce przyznał, że system 3-4-2-1 nie będzie jedynym, jaki chce stosować. Wskazywał też o 3-5-2, którego próbował już w spotkaniu ze Śląskiem, a myśli o testowaniu gry bez skrzydłowych, z zagęszczonym środkiem. Legia Michniewicza ma być gotowa do rywalizacji z różnymi przeciwnikami, umieć się dostosować do ich stylu. Bardzo więc prawdopodobne, że szkoleniowiec chce mieć przećwiczone różne warianty na eliminacje europejskich pucharów.

Kto w ataku?

Można też przyjąć, że nieobecność Pekharta, związana z urazem, którego doznał podczas meczu w Białymstoku, paradoksalnie mogła pomóc Michniewiczowi i drużynie. Trenerowi w tej sytuacji mogło być łatwiej szukać innych rozwiązań, niż gdyby miał nagle posadzić na ławce najlepszego strzelca Ekstraklasy. - Wszyscy zrozumieli, że trzeba rozłożyć odpowiedzialność za strzelanie goli - zauważa Kucharski.
Trudno przy tym oprzeć się wrażeniu, że Legia zaczęła grać bardziej widowiskowo, gdy w podstawowym składzie zaczął wybiegać Rafael Lopes, który choć strzela mało goli, to więcej pracuje na boisku. Na którego z nich powinien obecnie stawiać szkoleniowiec? Eksperci w pełni zgadzają się, że najważniejsze jest to, aby trener miał alternatywę, jak największe pole manewru:
- Wiele zależy od przeciwnika, z którym rywalizują legioniści. Na jednych lepszym rozwiązaniem będzie Pekhart, na innych Lopes - mówi Zachodny - Co oczywiste, nawet w trakcie meczu możesz płynnie zmienić sposób gry, zamieniając jednego na drugiego, a nawet dając im grać obok siebie - dodaje.
- Tomas to bardzo skuteczny napastnik, ważna postać w drużynie. Z nim w składzie trener może w różny sposób zestawiać ofensywę i korzystać z walorów poszczególnych graczy - twierdzi Kucharski. Jednocześnie zaznacza, że Lopes to zupełnie inny typ zawodnika, bardziej techniczny, mobilny, szukający gry bardziej w głębi boiska. Nie jest typową "dziewiątką".

Wszystko pod kontrolą

Powyższe rozważania należy skonkludować następująco: niska efektywność napastników "Wojskowych" na wiosnę nie powinna niepokoić. Jest ona tyleż efektem kontuzji najlepszego strzelca Pekharta, co innym niż jesienią rozłożeniem ciężaru gry ofensywnej przez trenera. To było jednak jego świadome działanie, mające poprawić jakość ataków zespołu i stworzyć drużynę niezależną od formy i zdrowia jednego piłkarza. Taką, której różnorodność staje się ogromnym atutem.
Oczywiście, Legia jako drużyna jest wciąż w fazie przebudowy, ale wydaje się być progresywna. Przy czym trener Michniewicz, jak na razie, bardzo dobrze potrafi wykorzystać materiał ludzki, z jakim przyszło mu pracować. Zobaczymy, jak wyjdzie mu to w Lubinie, ale wydaje się, że co by się nie wydarzyło, to prowadzi go prosto do mistrzostwa.

Przeczytaj również