Zbigniew Boniek spotka się z Jerzym Brzęczkiem. Narodowa histeria i potrzebny odpoczynek od kadry

Zbigniew Boniek spotka się z Jerzym Brzęczkiem. Narodowa histeria i potrzebny odpoczynek od kadry
Rafal Rusek / PressFocus
Trzy miesiące intensywnego grania po pandemicznym lockdownie zmęczyło piłkarzy reprezentacji Polski. Zmęczyło także mnie. Był sceptycyzm wobec stylu i wyników kadry, ale też obserwowanie narodowej histerii wokół pozycji Jerzego Brzęczka. Selekcjoner spotyka się wkrótce ze Zbigniewem Bońkiem, aby podsumować kolejny etap swojej pracy.
Jeśli ktoś liczy na dymisję wręczoną Brzęczkowi w gabinecie prezesa PZPN, przeliczy się. Boniek zaprasza na roboczą rozmowę, podczas której przeanalizują występy biało-czerwonych w jesiennych meczach Ligi Narodów. Polska utrzymała się w najwyższej dywizji. Zajęła trzecie miejsce za Włochami i Holandią. Wyprzedziła Bośnię i Hercegowinę, z którą wygrała oba mecze. Do tego bilansu dorzuciła jeszcze remis z ekipą Azzurrich, która wystąpi w przyszłorocznym Final Four.
Dalsza część tekstu pod wideo
Czy Boniek będzie miał uwagi do Brzęczka? Na pewno. Czy zmieni trenera na pół roku przed mistrzostwami Europy? Nie. Styl kadry zaprezentowany w 2020 roku nie mógł się podobać. Natomiast zespół wykonał zadanie przed nim postawione. Został w elicie.

Wróg narodowy nr 1

Wiem, że wielu ta informacja nie satysfakcjonuje. Bo przecież na tle najsilniejszych rywali wyglądaliśmy słabo. To prawda. Nie ma sensu zakłamywać rzeczywistości. Zwłaszcza w Reggio Emilia dostaliśmy srogą lekcję futbolu. W środę na Stadionie Śląskim było już lepiej. Zwłaszcza w ofensywie, gdzie kilka razy, dzięki dobremu wykorzystaniu skrzydłowych, potrafiliśmy napsuć krwi Oranje. Ale to oni prowadzili grę, czego można było spodziewać się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem w Chorzowie.
Natomiast zanim na murawę (co z nią do cholery?) wybiegli piłkarze przez kilka dni wokół reprezentacji trwała narodowa histeria. Skupiona niemal w stu procentach na Brzęczku. Selekcjoner nie ma łatwo od początku swojej pracy. To nawet zrozumiałe, bo trener, który przyszedł z Wisły Płock nie mógł wzbudzać wielkiego zaufania. Jego kredyt był niski na starcie, a dodatkowo podlany złym nastawieniem do reprezentacji po zawalonym mundialu w Rosji.
Ten kredyt tylko momentami minimalnie rósł, ale w ostatnich tygodniach stopniał do zera. Po optymistycznym październiku przyszło ochłodzenie w listopadzie - katastrofalny występ z Włochami, gdzie ZERO po stronie naszych ofensywnych poczynań biło po oczach w pomeczowych statystykach. Apele o dymisję zaostrzyły się. Z czasem przerodziły się w niesmaczne wycie, kpiny i opiniowanie pracy selekcjonera w oparciu o teorie wyssane z palca.
Ostatnie dni nie miały wiele wspólnego z analizą słabych występów kadry. Zamiast skupić się na boisku i taktyce dyskusja skręciła na następujące tematy:
  • Co powiedział i miał na myśli Robert Lewandowski po meczu z Włochami?
  • Dlaczego Krzysztof Piątek odważył się śmiać w rozmowie po przegranym meczu.
  • Czy Lewandowski udaje kontuzję?
  • Dlaczego Brzęczek zmienił kapitana w przerwie spotkania z Holandią? Czy to oznaka konfliktu?
  • Co selekcjoner powiedział napastnikowi podczas meczu i czy ten olał jego komendy.
Nie jest to poważna dyskusja, a tabloidowa retoryka oparta na domysłach, wymysłach, dopowiedzeniach i pomijaniu kontekstu, co składa się na manipulowanie faktami. Nawet do poważnych ludzi - niektórych dziennikarzy i komentatorów - coraz słabiej docierają fakty, jak problemy zdrowotne kapitana, które przecież nie były żadną tajemnicą. Tłumaczenia zainteresowanych o umówionej zmianie w przerwie, aby oszczędzać zdrowie naszego najlepszego zawodnika, zostały odebrane jak ściema i tuszowanie prawdy o wojence. Przepraszam, ale dla mnie to już opary absurdu.
Jerzy Brzęczek stał się wrogiem numer jeden w polskim futbolu i nic tego nie zmieni do EURO. Tylko tam może poprawić swoją sytuację udowadniając, że to co robi ma sens. Jeśli nie wyjdziemy z grupy, odejdzie w niesławie, a spora grupa ochoczo krzyknie: „A nie mówiłem!”.
Nie zamierzam bronić selekcjonera, bo mam mu sporo do wytknięcia, o czym pisałem wielokrotnie. Natomiast męczy mnie retoryka i narracja wokół kadry. Zadawanie pytań na konferencji prasowej w oparciu o teorie z twittera, które Brzęczek słusznie skwitował politowaniem. Dobrze, że mamy teraz cztery miesiące oddechu od reprezentacji. Wszystkich zmęczyła nie tylko gra, ale atmosfera, jaka wytworzyła się wokół tej oblężonej twierdzy.
Przyda sie także Brzęczkowi, który musi popracować nie tylko nad taktyką, ale też nad swoją komunikacją. Od początku uważam, że wyrządza mu wiele szkód. Najpierw wywiady, które ostatecznie porzucił, a teraz już nawet konferencje prasowe. Co dobrego mają przynieść mu komentarze o przebudzeniu Piotra Zielińskiego czy rozkładanie na czynniki pierwsze słów Lewandowskiego? W ten sposób tylko dolewa benzyny do ognia. Mówi się, że PZPN ma mocny PR. Brzęczek powinien skorzystać z ich rad. Wykorzystać je na zewnątrz i wewnątrz swojego otoczenia.

Chroniczny egocentryzm i tkwienie w micie

Odnoszę wrażenie, że jesteśmy narodem niepohamowanych egocentryków. Spoglądamy na kadrę przez pryzmat jednostek typu Lewandowski, może Wojciech Szczęsny i wydaje nam się, że dysponujemy nieprawdopodobną siłą rażenia pozwalającą nam na bicie się z europejską czołówką. Tymczasem większość naszych zawodników gra w dobrych ligach, ale klasyfikuje się na średniej i niskiej półce. Szkoda miejsca na wymienianie nazwiska po nazwisku. Zapraszam do przejrzenia składu i zderzenia go z Włochami, Holendrami czy Portugalczykami.
Żyjemy wyobrażeniem polskiej drużyny z peaku w 2016 roku, gdzie na przykład Grzegorz Krychowiak i Kamil Glik - wciąż obecni w zespole i będący jej ważnymi ogniwami - byli na fali wznoszącej. Po turnieju we Francji odeszli do topowych francuskich drużyn - AS Monaco i PSG. Zmienili kluby na zdecydowanie lepsze – podobnie jak kilku innych kadrowiczów. Arkadiusz Milik (rekordowe przenosiny do Napoli) czy Maciej Rybus (Olympique Lyon). Dziś to piłkarze o ponad cztery lata starsi. Wciąż wartościowi, ale czy tej samej jakości co wtedy? Nie.
Bardzo mocno tkwimy w micie drużyny Adama Nawałki, która wyciągnęła nas z totalnej zapaści. Reprezentację, po ośmiu latach bez kwalifikacji na duży turniej (pomijam wręczone nam EURO 2012), oglądało się z dużą przyjemnością. Wygrywała i często robiła to efektownie. Czy biła najlepszych w Europie? Nie. To właśnie ten mit, który razi po oczach przez zwycięstwo nad Niemcami. Świeżo koronowanymi mistrzami świata. Zespołem nasyconym, który mógł pozwolić sobie na taką wpadkę. Jak choćby ostatnio Francja z Finlandią, po której nikt nie robił rabanu, bo nie miała ona większego znaczenia.
Prawda jest jednak taka, że tamten piękny wieczór na Stadionie Narodowym, do samego końca trzymał nas w ogromnych nerwach. Niemcy niesamowicie napierali. Bombardowali bramkę Wojciecha Szczęsnego, który ratował z opresji umiejętnościami czy z pomocą poprzeczki. Odczarowaliśmy klątwę odwiecznych rywali, ale gra nie różniła się wiele od tego co prezentujemy teraz przeciwko TOP 10 Starego Kontynentu.

Liga Narodów nas weryfikuje

Dziś wytyka się Brzęczkowi porażki z Portugalią, Włochami czy Holandią, w których na osiem prób nie wygrał ani razu. Trzy mecze zremisował. Nawałka? Wygrał raz. Jego zespół też nie dał rady Holandii, razy uległ Niemcom we Frankfurcie. Poza tym miał niewiele takich konfrontacji. Głównie graliśmy ze średniakami lub klasą wyższą typu Szwajcaria czy Dania. Na pewno świetnie przygotował zespół na ME. Nie chcę mu niczego odbierać, bo tamten team grał po prostu lepiej. Miał swój pomysł. Odebranie piłki i szybkie przejście do ataku. Wykorzystanie skrzydeł, które napędzały Roberta Lewandowskiego. Duet z Kamilem Grosicki straszył wtedy przeciwników. Razem zdobył ponad pięćdziesiąt goli.
Próbuję natomiast pokazać fakty. We Francji wisieliśmy na włosku ze Szwajcarią. Wygraliśmy w karnych, gdzie wcześniej w dogrywce słanialiśmy się na nogach i ratował nas Łukasz Fabiański. W ćwierćfinale z Portugalią też mieliśmy sporo szczęścia. W erze VAR sędzia podyktowałby karnego po faulu Michała Pazdana na Cristiano Ronaldo. Serii jedenastek w ogóle mogło nie być.
Jestem daleki od wkładania nas wtedy na tę samą półkę co największe zachodnie zespoły, choć ranking FIFA dodatkowo nas do tego nastrajał. Ale omijanie potyczek z mocnymi i meczów towarzyskich, które psują współczynnik, podbiło wtedy nasza pozycję.
Uważam, że nie jesteśmy ani tak silni, ani tak słabi jak wielu się wydaje. Teraz konsekwentnie bijemy niemal każdego średniaka. Natomiast odstajemy od najlepszych. Brakuje nam tego zęba i sposobu, który miał i pokazał Nawałka choćby w spotkaniu z Niemcami na Stade de France. Kto wie? Może Brzęczek tez wymyśli coś na Hiszpanów. Liczę na to, choć patrząc, w którą stronę zmierza La Roja raczej się przeliczę...
Na niekorzystny odbiór obecnego selekcjonera działa wprowadzenie Ligi Narodów, która wreszcie regularnie konfrontuje nas z najlepszymi. I w każdym roku mamy papierek lakmusowy, który weryfikuje polski potencjał.

Więcej realizmu

Jeszcze raz przeanalizujcie wyniki Polski za poprzednika. Wczesne męczarnie, szerokie testy pułku piłkarzy, a dopiero potem stabilizację i wspomniany peak na mistrzostwach Europy. Potem było już mniej kolorowo - męczarnie w el. MŚ z Armenią czy wyjazdowe baty od Danii. Następnie totalny zawód na mundialu, a przecież polska grupa miała być spacerkiem. Pamięć niestety bywa krótka.
Dlatego obecna postawa kadry nie wywołuje we mnie tak skrajnych emocji. Wciąż jesteśmy przyzwoici. Możemy się poprawić. Na pewno jest rezerwa. Mam nadzieję, że w końcu to wszystko się zazębi. Brzęczek i piłkarze rozwiążą swoje problemy. Natomiast w konfrontacjach z elitą nie widzę dla nas innego scenariusza niż bicie się o wynik na pełnej intensywności. Dopiero wtedy możemy liczyć, że z dziesięciu takich meczów może uda się wygrać dwa.
Bądźmy realistami. Nie jesteśmy pępkiem świata. Inni też mają dobrych piłkarzy. Lepszych, grających w mocniejszych klubach, mających w nich silniejszą pozycję. Sugeruję mniej histerii, a więcej wyciągania wspólnych, konstruktywnych wniosków. Może do właśnie takich dojdą dziś Brzęczek z Bońkiem.

Przeczytaj również