Era Nawałki, czyli nowy Lewandowski i nowa reprezentacja Polski

Era Nawałki, czyli nowy Lewandowski i nowa reprezentacja Polski
MediaPictures.pl / Shutterstock.com
Polscy kibice mają się z czego cieszyć. Po wielu chudych latach wreszcie przyszedł dobry okres reprezentacji, w której czołową postacią jest Robert Lewandowski. Ile w tym zasługi Adama Nawałki?
Stary Lewandowski – poirytowany machający rękoma po nieudanych zagraniach kolegów czy uciszający polskich kibiców po golu z Czarnogórą – zniknął w odmętach historii wraz z odejściem Waldemara Fornalika. Do tego momentu gole Lewandowskiego w kadrze to było coś wyjątkowego, na kształt święta, ponieważ padały one niezwykle rzadko. Osiemnaście bramek w pięćdziesięciu ośmiu meczach – powiedzieć, że to mało, to nie powiedzieć nic.
Dalsza część tekstu pod wideo
Teraz Lewandowski w kadrze to potwór. Przed meczami reprezentacji z pewnością na wielu kuponach znajduje się kolejny hat-trick „Lewego” i nie są to płonne nadzieje. Za kadencji Adama Nawałki aktualny kapitan reprezentacji Polski strzelił już trzydzieści dwie bramki w trzydziestu dwóch meczach, co na poziomie reprezentacyjnym jest średnią kosmiczną.
Niektórzy jednak wątpią, czy wystrzał formy Lewandowskiego w kadrze to zasługa między innymi Adama Nawałki. Powodów jest mnóstwo – a bo „Lewy” to po prostu geniusz i wszyscy wozimy się na jego plecach; a to normalne, że strzela w reprezentacji, skoro w Bayernie też trafia regularnie; a to wreszcie, że mamy świetne pokolenie i to żadna zasługa selekcjonera.
To, że Lewandowski, jest piłkarzem genialnym, nie ulega wątpliwości. Jednakże nawet piłkarz genialny musi odnaleźć się w systemie drużyny na boisku. Selekcjoner, który ma do dyspozycji takiego zawodnika, musi ustawić zespół tak, by jak najlepiej móc wykorzystać walory gracza. Przez lata Lewandowski w ataku reprezentacji był osamotniony i zmuszony do walki o górną piłkę z dwoma czy nawet trzema obrońcami. W taktyce „świecy na Roberta”, skrzętnie kultywowanej przez kolejnych selekcjonerów, Lewandowski – zamiast rzeczywiście świecić – gasł, bo gasnąć musiał. Dopiero Nawałka, przejmując kadrę, powiedział, że jego celem jest stworzenie systemu, w którym wykorzysta atuty największej gwiazdy Polski.
Dlatego zaczęliśmy grać systemem 1-4-4-2, w którym obok „Lewego” miejsce w ataku zajął Arkadiusz Milik. Wreszcie w kadrze trafił się ktoś, kto wykorzystywał wolne przestrzenie po zaabsorbowaniu przez Lewandowskiego uwagi kilku defensorów przeciwnika. Przez to rywale zobaczyli, że nie tylko „Lewy” jest zagrożeniem i to nie tylko jego trzeba kryć, co dało mu dużo więcej luzu w ataku.
Ponadto nie można zwyczajnie powiedzieć, że bramki w kadrze to normalna sprawa, bo Lewandowski strzela też w Bayernie. Głosiciele takich tez mają krótką pamięć. Przecież jeszcze kilka lat temu każdy marzył o tym, by „Lewy” grał tak, jak w BVB. W klubie strzelał bramki, w Polsce słyszał gwizdy na stadionie. Piłkarzem wybitnym stał się już w Dortmundzie, gdzie potrafił strzelić cztery bramki Realowi w półfinale Ligi Mistrzów. Miesiąc wcześniej był w kraju wyśmiewany, bo strzelił dwie bramki z karnych w meczu z… San Marino. Przy czym bramkarz był blisko obrony, co przyniosło napastnikowi prześmiewczy przydomek „Ledwy”. Jego sytuacja w kadrze zmieniła się dopiero z przyjściem Adama Nawałki.
Poza tym dyspozycja w reprezentacji nie jest zwyczajnym przełożeniem formy klubowej. Zawodnicy w kadrze oraz w klubie współdziałają w innych systemach, z kolegami o innych charakterystykach i jakości piłkarskiej.
Kolejną kwestią jest świetne pokolenie piłkarzy w Polsce. Owszem, Adam Nawałka ma do dyspozycji zawodników, grających w dobrych, zagranicznych klubach, które robią wrażenie. Ale czy to umniejsza jego wkład w wyniki kadry? To raczej powinno dobrze o nim świadczyć, że potrafi ten zespół ustawić tak, by wykorzystać walory dostępnych zawodników. W Madrycie nikt nie mówi, że zespół Zidane’a obronił tytuł w Lidze Mistrzów, bo miał fenomenalną kadrę i każdy by to wygrał, tylko że Francuz świetnie nią zarządzał. Nie ma takiej ekipy jak „samograj”. Nawet doskonała grupa świetnych piłkarzy musi mieć kogoś, kto ją odpowiednio poprowadzi. Przekonali się o tym chociażby Hiszpanie na MŚ 2014 r. Mieli świetną kadrę, a ostatecznie kibice z ich występu na Mundialu zapamiętali tragikomiczny obrazek – zrozpaczonego Casillasa, który na czworakach próbował powstrzymać Robbena przed strzeleniem kolejnej bramki. Z bardziej aktualnych przykładów wystarczy sięgnąć po kazus Argentyny. Wicemistrzowie świata z genialnym Messim i plejadą innych gwiazd być może nie zakwalifikują się na Mundial 2018. Napoleon mawiał, że stado baranów prowadzone przez lwa jest groźniejsze niż stado lwów prowadzone przez barana.
Oczywiście nie wszystko, co w kadrze dobre, jest zasługą Nawałki. Selekcjoner nie nauczył Lewandowskiego strzelać karnych ani wolnych, nie stworzył z Krychowiaka świetnej „szóstki”, ani to nie on odkrył, że Piszczek powinien grać na prawej obronie. Część zawodników rozwija się sama. Jest jednak grupa graczy, którzy są wdzięczni selekcjonerowi za jego przekonanie o ich przydatności. To m.in. Milik, Pazdan, Mączyński czy Grosicki. Chyba każdy miał obawy o formę Pazdana przed Euro 2016. Nawałka wierzył w niego i później byliśmy świadkami „Pazdanomanii”. „Grosik” z kolei sam bardzo często podkreśla, że to Nawałka na niego postawił; że wiele mu zawdzięcza i że jest „człowiekiem Nawałki”. Drogę Grosickiego w kadrze dobrze przedstawia następujący obrazek. W dniu otwarcia Euro 2012 miał urodziny. Franciszek Smuda pod koniec meczu miał wpuścić Grosickiego na boisko, ale ostatecznie „Grosik” przy linii bocznej czekał, czekał i… się nie doczekał. Podobno przez pewien czas w kadrze żartowano, że Grosicki nadal czeka. Teraz Grosicki jest podstawowym zawodnikiem reprezentacji.
Rękę Nawałki widać także po organizacji gry zespołu czy trzymaniu formacji. Wyróżnić należy również stałe fragmenty gry. Chociaż Franciszek Smuda miał wiele czasu, by przygotować zespół, jedyny stały fragment gry, który nam się udał na Euro 2012, to rzut karny obroniony przez Przemysława Tytonia. Za kadencji Waldemara Fornalika graliśmy z Ukrainą w eliminacjach do Mundialu 2014. Dwumecz przegraliśmy 1-4, a Ukraińcy na tle Polaków wyglądali jakby w składzie mieli pięciu Ronaldo, pięciu Messich i jednego Neuera. Nagranie „Polska-Ukraina! Dlaczego tak mało w plecy? 22.03.2013” na Youtube obejrzało już ponad 250 tys. widzów. Tymczasem za kadencji Nawałki Polska na Ukrainę trafiła na ME. Polakom zdarzył się słabszy mecz, ale wygrali go, ponieważ mieli świetnie opracowane wykonanie rzutu rożnego, kiedy to bramkę zdobył Błaszczykowski.
Na koniec warto podkreślić, że same sprawy organizacyjne wokół reprezentacji wyglądają na prowadzone w sposób zdecydowanie bardziej rozsądny i przejrzysty niż kiedyś. Na ME we Francji mieliśmy grać z – co oczywiste – ekipami z Europy. Stąd nie dziwi, że Nawałka, przygotowując kadrę do Euro 2016, chciał sparingów z Islandią, Czechami, Serbią, Finlandią, Holandią i Litwą. Za kadencji Franciszka Smudy reprezentacja także przygotowywała się do ME. Tymczasem w pierwszych piętnastu meczach za Smudy kadra zmierzyła się z tylko siedmioma drużynami z Europy! Inne zespoły to m.in. Tajlandia, Singapur, Kanada, Ekwador, Wybrzeże Kości Słoniowej, USA czy Kamerun. Co miała dać podróż do Stanów Zjednoczonych? Cóż, przynajmniej piłkarze zobaczyli Chicago. Później graliśmy także z Meksykiem czy Koreą Południową. I znów można powiedzieć, że piłkarze przynajmniej zobaczyli Seul. Adam Nawałka o meczach towarzyskich z Meksykiem i Urugwajem postanowił dopiero w kontekście ewentualnego awansu na MŚ. Bo to właśnie na Mundialu reprezentacja może zmierzyć się z kimś spoza Europy.

Przeczytaj również