Ewolucja wielkiego piłkarza w uznanego krawaciarza. „Przebywanie z nim, to jak spacer z Madonną”

Ewolucja wielkiego piłkarza w uznanego krawaciarza. „Przebywanie z nim, to jak spacer z Madonną”
Fabio Diena/shutterstock.com
Odwieszenie butów na kołek należy do najtrudniejszych decyzji w każdej karierze sportowca. A już płynne przejście z pozycji aktywnego piłkarza na skutecznego biznesmena i szanowanego kierownika klubu to rzecz, która udaje się tylko nielicznym. Przykład Edwina van der Sara pokazuje, że w Ajaxie postawili na właściwego konia.
Jest 2014 rok, kwiecień. Ajax za kilka minut w haniebny sposób przegra finał Pucharu Holandii rozgrywany w Rotterdamie. Z PSV? Z Feyenoordem? Nic z tych rzeczy. Przeciwnik z niezbyt wysokiej półki. PEC Zwolle. Wynik oszałamiający, budzący niesmak nawet wśród najstarszych kibiców, którzy widzieli najgorsze blamaże. 1:5. Z loży VIP tę kompromitację ogląda zarząd amsterdamskiego klubu. Na domiar złego skandalicznie zaczęli zachowywać się kibice, rzucając z trybun na boisko dziesiątki rac.
Dalsza część tekstu pod wideo
Historię przypomina ówczesny dyrektor generalny Ajaxu, Michael Kinspergen. - Edwin siedział obok mnie i nagle zniknął - opowiada. - Kilka minut później zobaczyłem go na murawie stojącego z mikrofonem. Krzyczał coś do kibiców. Wydobywała się z niego taka złość, której nie widziałem u nikogo innego i nigdy przedtem. Po raz pierwszy zobaczyłem w nim wielkiego lidera - przyznaje Kinspergen. Rok później to VdS przejął dyrektorską schedę.

Zawsze numer jeden

Edwina-bramkarza pamiętają wszyscy. 300 meczów dla Ajaxu, wygrana w Lidze Mistrzów w tej pięknej drużynie z Frankiem Rijkaardem, Jarim Litmanenem, braćmi De Boer, a później kontynuowanie kariery w Juventusie, trochę gorszy rozdział w Fulham i wielki comeback do Manchesteru United. Wiele wzniesionych pucharów, wiele indywidualnych nagród, mnóstwo pochwał, z rzadka krytyka.
Teksty typu „skończcie pier…ć!”, którymi zwracał się do fanów, musiały zmienić u ludzi postrzeganie byłego golkipera. W klubie uznaje się go za entuzjastycznego i pracowitego, który zawsze pozostawał sobą, niezależnie od tego, jakie wcześniej piastował stanowiska. Po zakończeniu zawodniczej kariery wznowił pracę w Ajaxie jako szef ds. marketingu. Szybko zdano sobie jednak sprawę, że odpowiadanie m.in. za klubowe social media, które, nawiasem mówiąc, za jego czasów stały się najlepsze w Holandii i jedne z lepszych w Europie, to zbyt mała posada jak na jego możliwości.
Van der Sar objął stanowisko dyrektorskie, ale potrzebował czasu na odnalezienie się w organizacji. Wdrożenie się w nowy tryb pracy nie należało do najłatwiejszych, miał wiele stresujących spraw. W tamtym czasie wytworzyło się wiele wewnętrznych sporów o sposób zarządzania klubem. Różni ludzie, różne osobowości i wizje, ale van der Sar był tym, który je rozwiązał. Wybrał model harmonii, unikając otwartych konfliktów. Często jednak spotykał się z krytyką. Jego poprzednik twierdzi, że pomogło mu doświadczenie z lat piłkarskich.
- Uderzyło mnie to, jak jego osobowość bramkarza pomogła mu rozwinąć się w nowej roli. Gdy pojawiała się krytyka, z łatwością brał ją na siebie, tak jak „przytulał” piłkę po silnym strzale na bramkę. A później odrzucał futbolówkę i czekał gotowy na kolejne uderzenie. Zdał sobie sprawę z tego, że każda negatywna ocena powinna być uzasadniona. Popełnianie błędów to również część tej pracy. Gdy nagle z każdej strony następuje bombardowanie, musisz się na to przygotować, zajęło mu to trochę czasu, lecz teraz wychodzi suchą stopą z każdych tarapatów - twierdzi Kinspergen.

Ludzka strona szefa

Van der Sar odbudował mentalność Ajaxu, sprawił, że zespół znowu stał się silny i dumny. Jak w tych fantastycznych latach 90. Przekonał zarząd, że pułap wynagrodzeń dla zawodników powinien wzrosnąć, aby zachować w kadrze najlepszych graczy i sprowadzać do Amsterdamu głośne, duże nazwiska.
To za jego sprawą zmieniono nazwę stadionu z Amsterdam ArenA na imienia Johana Cruijffa. To była inicjatywa niezwykle ważna dla podtrzymania pięknej tradycji. Dobre decyzje nie przysłaniały natomiast tych złych. O ból głowy przyprawiał go wybór odpowiedniego trenera dla swoich piłkarzy, a mianował ich trzech w ciągu pierwszych dwóch lat od rozpoczęcia pracy. Największy kryzys miał jednak dopiero nadejść.
To on bowiem stanął na pierwszej linii frontu przy fatalnej sprawie z Abdelhakiem Nourim. Kiedy podczas meczu towarzyskiego holenderski pomocnik doznał arytmii serca i upadł, co spowodowało u niego trwałe uszkodzenie mózgu, van der Sar przebywał w Austrii. Gdy tylko się dowiedział o wypadku, natychmiast wrócił do kraju. Był głęboko poruszony tym, co się stało. Musiał się też tłumaczyć z powodu nieodpowiedniej pomocy udzielonej młodemu piłkarzowi.
Śledztwo wykazało, że popełniono szereg błędów w ratowaniu Nouriego. Zabrakło odpowiedniego skupienia na pomiarze bicia serca, krążeniu i resuscytacji, nie użyto odpowiednio szybko defibrylatora. Dyrektor znów wziął wszystko na siebie. - Bierzemy pełną odpowiedzialność za sprawę przede wszystkim jako klub, ale również jego przyjaciele. Przepraszamy Nouriego i bliskich. Wyjaśnianie sprawy musiało być strasznie frustrujące. Ubolewam nad faktem, że zajęło nam to tyle czasu - oświadczył van der Sar na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, na której wielokrotnie łamał mu się głos.
W rezultacie wkrótce ujawnił się w nim wewnętrzny podział na aspekty emocjonalne i biznesowe. Opowiadał się za ludzką stroną prowadzenia klubu, nie mógł jednak zapobiec zmianie nastawienia firmy na stronę biznesową. Edwin musiał bronić dobrego imienia Ajaxu, stając się ofiarą zaciekłej krytyki. Łzy, które pojawiły się w jego oczach podczas tamtej konferencji były znaczące.

Człowiek-instytucja

Dramat Nouriego i bolesne następstwa sprawiły, że notowania Edwina bardzo spadły. I z tym musiał sobie poradzić. Z trudem przeszedł ten okres, w którym zmieniał się z legendarnego bramkarza w biznesmena z zawsze nienagannie dobranym garniturem. Chociaż nadal ciągnie go na boisko. Podczas obozów treningowych Ajaxu podciąga dres, zakłada bramkarskie rękawice i aktywnie bierze udział w rozgrzewkach. Ciągle pełen pasji. Andre Onana, pierwszy golkiper zespołu, spogląda na niego pełen uznania. Jak dumny ze swojego ojca syn.
Nie tylko on jest pod wrażeniem wielkiej postaci klubu. Gdziekolwiek VdS jeździ, zawsze zostaje rozpoznany i musi udzielać wywiadów. - To żywa legenda dla wielu fanów piłki nożnej - mówi dyrektor handlowy Menno van Geelen. - Zwłaszcza w Anglii i w Azji. Chodzenie obok niego to jak spacer z Madonną. Każdy chce sobie z nim zrobić zdjęcie - przyznaje.
Byli najlepsi gracze na szczycie klubowych szczebli. Van der Sar to ucieleśnienie wizji Johana Cruijffa. Wielu innych świetnych piłkarzy nie decydowało się na kontynuowanie kariery za biurkiem, często z powodu braku wiedzy lub „miękkich” umiejętności. Dyrektor Edwin rozwijał się pomyślnie, także w dziedzinie PR i przemawianiu do dużych grup. Teraz zajmuje się absolutnie każdym szczegółem w klubie. - Promieniuje od niego pewność i cel bycia zarządzającym najlepszego klubu na świecie - mówi Klinspergen.
Nie inaczej sądzi rada nadzorcza, która uznała zasługi Holendra i postanowiła podpisać z nim nową, tym razem czteroletnią umowę. W Ajaxie ponownie zainwestowali w przyszłość, tak jak to robią z każdym utalentowanym piłkarzem. Van der Sar potrzebował czasu, aby rozwinąć się w nowej roli. Stał się mądrzejszy dzięki metodzie prób i błędów, a teraz osiągnął punkt, w którym jego zarządzanie jest silne i stabilne. Drużyna może znajdować się w dołku sportowym, ale najważniejsze, by trwała na stabilnych filarach dzięki ludziom, którzy oddają jej serce. W Ajaxie mogą być o to spokojni.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również