Faworyci w odwrocie. Słaba forma topowych drużyn szansą na niespodziewanego mistrza?

Faworyci w odwrocie. Słaba forma topowych drużyn szansą na niespodziewanego mistrza?
Alizada Studios / shutterestock.com
Przed rozpoczęciem Mundialu bukmacherzy zaliczali do ścisłego grona faworytów sześć reprezentacji. Wszystkie rozegrały już swoje pierwsze mecze i można wreszcie spisać uwagi dotyczące ich wyczynów. Faworyci pozostali na swoich miejscach, ale nie wszystko poszło tak gładko, jak się powszechnie spodziewano.
Wyznawcom tezy, że „pierwsze koty za płoty" wypada przypomnieć, z jakim animuszem rozpoczęły Mundial 2014 drużyny, które później wywalczyły awans do półfinałów. Brazylia po kontrowersyjnych decyzjach arbitra ograła Chorwację 3:1, Argentyna wymęczyła triumf nad Bośnią 2:1, za to Niemcy rozgromiły Portugalię 4:0, a Holandia Hiszpanię 5:1.
Dalsza część tekstu pod wideo
Szczególnie przykład naszych sąsiadów zza Odry pokazuje, że do gry na najwyższym poziomie można i warto być przygotowanym od pierwszego gwizdka sędziego. Tym bardziej, że mistrzostwa globu zawsze przynoszą sensacyjne rozstrzygnięcia już w fazie grupowej turnieju. Na razie mogę stwierdzić, że tegoroczny turniej wydaje się wyjątkowo atrakcyjny pod względem sportowym.

Portugalia i Hiszpania czyli gwiazdozbiór

Przegląd zacznę od Portugalii, jakby nie patrzeć mistrza Europy. Jest to drużyna sprytna w stopniu nieosiągalnym dla żadnej innej reprezentacji. Trenerzy, piłkarze, a nawet ostatnia kibicowska ciura, której spalony myli się z rzutem rożnym wiedzą, że jej siłą napędową i strzelecką gwiazdą jest Ronaldo. Sprawa wydaje się prosta. Aby ograć Portugalczyków wystarczy zneutralizować jednego gracza. W praktyce meczowej wygląda to tak, jakby rywal umyślnie pozwalał temu wielkiemu piłkarzowi bić kolejne rekordy.
Oto Hiszpania. Zespół gwiazd, który ostatnio nie zwykł przegrywać z nikim i nigdzie. W 4 minucie meczu Silva tak niemrawo próbuje powstrzymać rozpędzającego się Ronaldo, że ten wpada w pole karne i Nacho fauluje. W biegowym starciu bark w bark z portugalskim asem, aby uchronić się przed przewinieniem, musiałby zatrzymać się, zasalutować i odejść na bok.
Nim Diego Costa doprowadza do wyrównania mamy jeszcze kontrę Portugalii. Skrzydłem szarżuje niekryty przez nikogo Ronaldo, ale szczęśliwie dla Hiszpanów tym razem kończy się na strachu. Atakują z rozmachem, mnożą sytuacje bramkowe, ale Portugalia strzela gola na 2:1.
Widzimy kuriozalny błąd bramkarza, ale nie powinien umykać nam fakt, że 17 metrów od bramki zawodnikiem zostawionym samopas jest oczywiście Ronaldo. Nikt nawet nie próbuje blokować jego strzału. Alba unosi ręce dając dyskretnie krok w bok.
Potem jest pięknie. Hiszpania prowadzi 3:2. Portugalia zdaje się być pogodzona z losem. Nadchodzi 87 minuta. Czy jest ktoś, kto nie wie, że śmiertelnym zagrożeniem są rzuty wolne w wykonaniu Ronaldo? Pytanie nie jest retoryczne, ponieważ okazuje się, że pojęcia o tym nie mają reprezentanci Hiszpanii. Na dodatek prokurują przewinienie w wymarzonym dla Cristiano miejscu.
Umyślnie pomijam pozytywy pokazane przez obydwie drużyny w ofensywie. Zachwycałem się nimi w trakcie meczu, ale na Boga, to są Mistrzostwa Świata i dyscyplina taktyczna powinna obowiązywać. Nie jest winą rywali, że Hiszpania w dziwacznych okolicznościach straciła trenera. Z taką grą w defensywie powinni uważać w najbliższym meczu na Iran, a niewiele lepsza pod tym względem Portugalia na Maroko, o ile „Lwy Atlasu" odzyskają skuteczność strzelecką.

Francja czyli bez serc, bez ducha

Jeśli wymęczone zwycięstwo z „Kangurami" to wszystko na co stać Francję, trudno wróżyć tej reprezentacji oszałamiające sukcesy na Mundialu. Kolejny piłkarski gwiazdozbiór w starciu z Australią pokazał, że delikatnie rzecz ujmując nie do końca stanowi monolit. Na dodatek niektórzy piłkarze zostawili po sobie przykre wrażenie histerycznych mięczaków.
Australia zajmująca 38. miejsce w rankingu FIFA postawiła faworytom bardzo trudne warunki gry, przypominając, że futbol to gra zespołowa. Jeszcze raz okazało się, że walecznością, szybkością i ciężką pracą w środku pola można zneutralizować przewagę techniczną rywala. Piłkarze z antypodów nie ustrzegli się błędów, które zadecydowały o końcowym wyniku, ale niewątpliwie zyskali szacunek światowej publiczności.
Podstawowe atuty drużyny znad Sekwany to ofensywne walory linii pomocy i błyskotliwy atak. Ich gra w sobotnim meczu była dziwnie opieszała i zachowawcza. Nie przekonywały próby akcji indywidualnych, ani mało precyzyjne i dość czytelne rozegranie ataku pozycyjnego. Pomimo strzelonego gola zawiódł Pogba, a słynni Mbappe czy Dembele straszyli głównie francuskich kibiców.

Argentyna czyli galimatias

Argentyna kojarzy się z tangiem, ale to co zobaczyliśmy w ich meczu z reprezentacją wyspy gejzerów, o ile było tangiem, to zatańczonym w ołowianych butach. Islandia w przeciwieństwie do Australii, poza antyfutbolem nie pokazała niczego interesującego. Waleczność, wybieganie czy zagęszczanie do absurdu szyków obronnych to za mało by przeciwstawić się silnej drużynie.
To, że na Argentynę wystarczyło to aż nadto, wystawia zespołowi z półkuli południowej jak najgorsze świadectwo. Portugalia dzięki sprytowi oraz geniuszowi Ronaldo wybroniła się przed porażką, Argentyna swój dalszy udział w Mundialu zawiesiła na bardzo cienkiej nici. Messi zawiódł, ale przede wszystkim zawiodła drużyna pokładająca tylko w nim wszystkie swoje nadzieje.
Końcówka meczu, gdy prawie wszyscy Islandczycy jakimś cudem mieścili się we własnym polu karnym, podczas gdy Argentyna nieudolnie próbowała domknąć iście hokejowy zamek, była wprost nieznośna. Opowiadanie bajek, że taka gra rywala uniemożliwia wielkim drużynom strzelanie goli jest pozbawione sensu. Gdyby tak było, faworyci z góry stawaliby na przegranej pozycji.
Statystycznie wszystko się zgadza. 27 strzałów na bramkę, ale jakoś nie mogę sobie przypomnieć bomb zza pola karnego. 78% procent posiadania piłki, ale czy było tam coś więcej niż uporczywe klepanie po obwodzie w poszukiwaniu Messiego? I te dośrodkowania do napastników ukrytych za żywą tarczą islandzkich wielkoludów...

Niemcy czyli parowy walec na plaży

Dobrze, że wiedziałem kto gra, bo domyślić się w ubranych na czarno–biało piłkarzach mistrzów świata i lidera rankingu FIFA byłoby nie lada sztuką. Na tle ambitnego, choć nieco chaotycznego w kontrach Meksyku reprezentacja Niemiec wypadła po prostu fatalnie. Gdyby chłopcy trenera Osorio precyzyjniej rozgrywali piłkę w szybkim ataku mogliby całkowicie ośmieszyć jednego z faworytów Mundialu.
O reprezentacji Niemiec można nieco przewrotnie powiedzieć, że grała wolno, ale za to niedokładnie. Przy szybkich meksykańskich graczach Boateng i Hummels wyglądali jak ożywione tuż przed meczem kamienne posągi. Rozumiem specyfikę mistrzostw, ale upieranie się przy tezie, że Niemcy to drużyna turniejowa i jeszcze nas zadziwią zakrawa na żart.
A w ataku? Nie wypada, ale na pytanie odpowiem pytaniem: to był tam jakiś atak? Ofensywny kwartet: Müller, Özil, Draxler i Werner raził nieudolnością. Praktycznie od początku spotkania niemieccy piłkarze wyglądali na zmęczonych, sfrustrowanych i niepewnych swojej wartości. Był to kolejny mecz, który pokazał, że na tym Mundialu naprawdę nie ma się czego bać i na boisku walczyć o swoje, nie zważając na reklamiarską propagandę, czyniącą z niektórych drużyn nieosiągalny ideał.

Brazylia czyli na stojąco po laury

Brazylijczycy w meczu ze Szwajcarią pokazali grę dokładnie taką, jak w poprzedzających Mundial meczach towarzyskich. W swoim niedawnym tekście zwróciłem uwagę na fakt, że „Canarinhos” wydają się grać na 70% możliwości, zadając pytanie, czy aby nie jest to wszystko, co potrafią pokazać. W meczu o stawkę okazało się, że liczenie na więcej może okazać się mrzonką.
Poza pięknym golem Brazylijczycy dopiero tuż przed końcowym gwizdkiem pokazali coś, co przy odrobinie dobrej woli można nazwać determinacją. Narzekanie, że poniewierany był Neymar skwitujmy śmiechem. Ależ niespodzianka! To dopiero przedsmak tego, co w dziedzinie krycia indywidualnego może zaprezentować Serbia.
Wyprostowane jak na paradzie sylwetki graczy, piłka podawana po przysłowiowym sznurku, zwolnienia, przyspieszenia, pokazy techniki indywidualnej... Okazało się, że to nie wystarczy do rozbicia szwajcarskiego banku. Owszem „Helweci” byli tłem, ale to nie byle jaka drużyna. W walce o Mundial przegrali tylko raz i nie sądzę, by wychodząc na mecz z pięciokrotnym mistrzem świata mieli jakieś przesadne kompleksy.
***
Po pierwszych meczach nie mogłem zatytułować tekstu w stylu „Rzeź faworytów" bo do takiej nie doszło. Na pewno okazało się, że kreowane na mistrza drużyny mogą mieć poważne kłopoty z realizacją marzeń swoich kibiców. Patrząc na całość, wbrew moim zastrzeżeniom co do ich gry defensywnej, najlepiej zaprezentowały się zespoły z Półwyspu Iberyjskiego.
Pierwsze mecze nie świadczą o dalszych losach tych wybitnych przecież reprezentacji, ale potwierdza się, że na poziomie MŚ liczą się gra zespołowa i determinacja. W zestawieniu brakuje Belgii, Anglii, Kolumbii i Polski. Drużyny ostatniej ćwiartki to przy wymienionych powyżej tylko nieśmiali pretendenci do mistrzostwa. Można zapytać, czy po tym co zobaczyliśmy dotychczas naprawdę mają się czego bać?
Jacek Jarecki

Przeczytaj również