FC Barcelona. Jak zniszczyć wielki klub w czterech krokach. Wystawiamy akt oskarżenia prezydentowi Bartomeu

Jak zniszczyć wielki klub w czterech krokach. Wystawiamy akt oskarżenia prezydentowi Barcelony
Christian Bertrand / Shutterstock.com
Nie ma bardziej znienawidzonego człowieka na świecie. Za Barceloną stoją miliony fanów i wszyscy mają jedną odpowiedź na pytanie, kto ponosi winę za obecne wydarzenia z Leo Messim, ale też wcześniejsze, które popchnęły “Dumę Katalonii” na skraj przepaści. To Josep Maria Bartomeu. Źródło całego zła. A oto spis jego występków.
Socio został, gdy skończył 11 lat. Co ciekawe, to nie futbol, a koszykówka uszczęśliwiała go najbardziej. Do FC Barcelony trafił dzięki znajomościom z Sandro Rosellem, swoim poprzednikiem, skazanym za korupcję. Obaj zaangażowali się w życie klubu i wchodzili w skład sztabu Joana Laporty, który ostatecznie wygrał wybory na prezesa Barcy w 2003 roku. Już dwa lata później planowali przewrót. Rosell od początku wiedział, że na jego piersi wyrosła opozycja, ale samego Bartomeu nie traktował poważnie, ot, prowadził sobie sekcję koszykówki i piłki ręcznej nie wadząc nikomu. Obecny prezes urósł dopiero w momencie, gdy jego kumpel wygrał elekcję w 2010 roku. Wszedł wtedy do zarządu i ścisłego kierownictwa, a następnie, gdy Rosell nieoczekiwanie podał się do dymisji, wskoczył za kierownicę klubu z Camp Nou.
Dalsza część tekstu pod wideo
Sprawy potoczyły się bardzo szybko. Były szef, umoczony w sprawę domniemanego sprzeniewierzenia funduszy, dotyczącego sprawy Neymara, musiał zrzec się funkcji, ale pozostawił organizację w “dobrych rękach”. Bartomeu do samego końca bronił przyjaciela, ale jednocześnie miał z tyłu głowy to, że jako tymczasowy prezes musiał potwierdzić mandat podczas wyborów w 2015 roku. Wygrał je w cuglach, głównie ze względów sportowych. Trio Neymar-Suarez-Messi niszczyło konkurentów, zapewniając drugą w historii “Dumy Katalonii” potrójną koronę. W głosowaniu nie miał poważnego rywala. Uzyskał 20% przewagi nad drugim Laportą, który wprawdzie marzył o powrocie na szczyty władzy, ale kampanię prowadził bez haseł i pomysłów. Elektorzy zaufali facetowi z inżynieryjnej rodziny, bez cech przywódczych i prawdopodobnie bez Barcelony w sercu. Po zadomowieniu się w fotelu szefa rozpoczął proces rozbiórki zasłużonego klubu.

Zarzut: brak pomysłu na projekt sportowy. Wyrok: winny

W sześcioletniej kadencji Laporty Barcelona miała tylko jednego dyrektora sportowego. Był nim Txiki Begiristain. Bartomeu rozpoczął swoją prezydenturę od zwolnienia Andoniego Zubizarrety, ostatniego menedżera, któremu można przypisać całkiem niezłe transfery (oprócz Neymara sprowadził m.in. Jordiego Albę, Alexisa Sancheza, Javiera Mascherano czy Cesca Fabregasa). Następnie w gabinecie urządzali się, na krótko, Robert Fernandez, Pep Segura (ci dwaj nawzajem się zwalczali), Eric Abidal, a ostatnio Ramon Planes. Politykę transferową prowadziło zatem pięć osób w ciągu pięć lat.
Nie miał litości również wobec trenerów. Lekką ręką usunął z szatni Gerardo Martino, nie potrafił też na dłużej utrzymać Luisa Enrique, idealnie maskującego wszystkie wewnętrzne brudy w klubie wynikami i trofeami. Zatrudnił Ernesto Valderde, który wprawdzie zostawił w gablotce dwa mistrzostwa Hiszpanii, ale, zwłaszcza pod koniec, oferował kibicom nudny i mdły futbol. Jego pragmatyczne podejście sprawiło, że mecze nie toczyły się takim wzorem, o który tak bardzo zabiegali sympatycy “Blaugrany”. Jedna zła decyzja goniła drugą. Zwolnienie Valverde w środku sezonu spowodowało kwasy wśród zawodników, a przyjście Quique Setiena nie poprawiło, a tylko pogorszyło wyniki drużyny. Ronald Koeman będzie zatem piątym szkoleniowcem Barcelony za Bartomeu, a trzecim w ciągu zaledwie roku. Granda.

Zarzut: marnotrawienie pieniędzy. Wyrok: winny

W 2017 roku bezpowrotnie utracili Neymara, człowieka o tyle trudnego, co przynajmniej wielce utalentowanego piłkarsko. Pozostawił po sobie 222 miliony euro. Wystarczająco, by móc choć w części zrekompensować jego odejście. Później zmarnowano jednak znacznie wyższą kwotę. Od 2015 roku Barcelona wydała prawie miliard euro na 29 nowych zawodników. Z kilkunastu powodów, od braku okazji do sprawdzenia się, po zbyt krótki czas, za małe umiejętności lub brak charakteru, żaden z nich nie odnalazł się w Katalonii odpowiednio dobrze.
Największe na świecie pensje, olbrzymie kwoty transferowe i nowe kontrakty doprowadziły do sytuacji, gdy pod koniec czerwca, kiedy zamykał się rok finansowy, dokonano transakcji wymiany Arthura Melo na Miralema Pjanicia. Podobno dwie oddzielne sprzedaże, ale jasnym stało się, że chodziło jedynie o uchronienie zarządu od odpowiedzialności za niewykonanie budżetu. Jedyną kreatywnością w tym sezonie popisali się nie piłkarze na boisku, a księgowi.
Bartomeu próbuje argumentować, że to koronawirus (a nie tragiczne zarządzanie) jest odpowiedzialny za fatalną sytuację finansową. Tłumaczy, że od marca klub stracił 200 milionów euro. Jednak głosy obawy o stan klubowej kasy słychać było jeszcze w 2017 roku, gdy ex-dyrektor Agusti Benedito grzmiał na zarządzie, że budżet “wymknął się spod kontroli” i ostrzegał przed “poważnym kryzysem instytucjonalnym”. Cóż, trudno koronawirusa obarczyć odpowiedzialnością za zakup Aleixa Vidala, Ardy Turana, Marlona Santosa czy Juniora Firpo. To nie Covid rozdawał lukratywne umowy trzydziestolatkom bez minimalnej szansy na ich odsprzedanie.

Zarzut: zepsute relacje z piłkarzami. Wyrok: winny

Powiedzmy sobie wprost: szatnia go nie szanowała. Zawodnicy traktowali prezesa jak maszynkę do wyciskania pieniędzy. To on, a nie dyrektor sportowy, coraz bardziej angażował się w renegocjacje kontraktów z największymi gwiazdami, które pomijały kolejne szczeble, aby chodzić po prośbie do gabinetu szefa. Ulegał szantażom. Busquetsowi w 2016 roku wystarczyło wspomnieć, że chciałby dołączyć do Guardioli w Manchesterze City i natychmiast podsunięto mu do podpisania papier z sumą 14 mln euro za rok. Widząc, jak łatwo poszło koledze, tym samym śladem podążyła reszta ekipy.
Gdy Iniesta przedłużał umowę, Bartomeu stwierdził, że “Andres zostanie z nami do końca kariery”. Hiszpański pomocnik wyśmiał to zapewnienie i odszedł rok później do klubu z japońskiej ekstraklasy. Kiedy odchodził Dani Alves, prezes stwierdził publicznie, że “to sprawa osobista, o której wiedzą tylko on, zawodnik i jego żona”. Wzburzony obrońca nazwał go kłamcą. Powszechnie znane są też jego chłodne relacje z Rakiticiem. Chorwat twierdził przed ubiegłym sezonem, że miał zapewniony kontrakt, tymczasem, wręcz przeciwnie, został wypchnięty najpierw ze składu, a później z całej drużyny.
Mimo rozdawania lukratywnych kontraktów, piłkarze i tak za nim nie przepadają. Czarę goryczy przelała afera z firmą PR, zatrudnioną do wykorzystania kont w mediach społecznościowych w celu wzmocnienia statusu Bartomeu oraz zarządu Barcy i, co chyba najbardziej skandaliczne, do zaatakowania ich wrogów, w tym Messiego. Również pandemia doprowadziła bezpośrednio do załamania relacji między biurami zarządu a szatnią. Klubowa starszyzna, Messi i Pique, używała Instagrama, aby poinformować opinię publiczną o niezadowoleniu zespołu z tego, jak prezes wymuszał na piłkarzach obniżenie pensji. Tych spięć do dzisiaj nie udało się załagodzić.

Zarzut: zniszczenie La Masii. Wyrok: winny

Barcelona miała najbardziej uznany system młodzieżowy na świecie, zaprojektowany przez Johana Cruyffa i obejmujący takie postacie jak Messi, Xavi i Iniesta. Teraz, po latach wielkich wydatków, mają jeszcze większe kłopoty, które zaczęły objawiać się w trakcie prezydentury Bartomeu. Żeby go trochę usprawiedliwić, wszystko zaczęło się psuć od Rosella, który chcąc “rozruszać” akademię, kupował hurtowo uzdolnionych piłkarzy poniżej 18. roku życia. Złamał tym samym zasady ustanowione przez FIFA, a na klub nałożono 14-miesięczny zakaz dokonywania transferów.
To nie tak, że Barcelona nie ma zdolnej młodzieży, że trafiła na gorsze roczniki. Na odwrót. Bartomeu nie potrafił znaleźć sposobu, by zatrzymać utalentowanych młokosów, którzy ostatecznie wyfrunęli poza Hiszpanię. Adrian Bernabe i Eric Garcia do City, Sergio Gomez do Dortmundu, Pablo Moreno do Juventusu czy Carles Perez do Romy... Prezes tłumaczył się faktem, że konkurenci oferowali im znacznie wyższe gaże, a on miał związane ręce. Real Madryt pokazał jednak, że problem ten można rozwiązać w sposób mądry i systemowy, odsyłając młodzież do ogrania bez zrywania kontaktu.
La Masia potrzebuje nowego początku, rewitalizacji, która pomoże uczynić ponownie z akademii przykład dla świata. Do wyborów nie ma na to szans. Wewnątrz struktur panuje bałagan i konflikt personalny. Symbolem chaosu może być specjalnie odnowiona stołówka dla adeptów szkółek, niespełniająca nawet najniższych norm żywieniowych dla sportowej instytucji. Barcelona nie zapewnia też zawodnikom, którzy ukończyli 18 lat i mają być za chwilę profesjonalistami, zdrowej diety. Ci po prostu jedzą, co chcą.
Wyrok dla Bartomeu może być tylko jeden. Utrata wszystkich funkcji w klubie i zakaz zbliżania się do Barcelony. A najlepiej do futbolu w ogóle.

Przeczytaj również