FC Barcelona może brać przykład z monachijskiej familii. Bayern to dziś najlepiej zarządzany klub na świecie

Barcelona może brać przykład z monachijskiej familii. Bayern to dziś najlepiej zarządzany klub na świecie
Rafal Rusek / PressFocus
Liga Mistrzów Ligą Mistrzów, znokautowanie Barcelony ma swoją wymowę, jednak obecnie Bayern Monachium błyszczy na każdym polu. Tu się klei wszystko: polityka kadrowa i transferowa, szkolenie młodzieży, szeroka siatka poszukiwaczy talentów, koncepcja zatrudniania dawnych gwiazd i umiejętne czerpanie z sukcesów. Bawarczycy wyrastają na potęgę, budując futbolowe imperium, z którego inni powinni brać przykład.
Jak to zwykle bywa, sukces rodzi się w bólach. Na remont w Monachium czekano długo, a seryjne triumfy w Bundeslidze nie przysłaniały faktu, że Bayern nie potrafił zrobić dużego kroku w kierunku ścisłej europejskiej czołówki. Dopiero odejście kultowego duetu Ribery-Robben zmusiło zarząd Bayernu do wdrożenia natychmiastowych zmian. Skład się zestarzał, a mistrz potrzebował młodej krwi, aby podtrzymać dominację na krajowym podwórku i wziąć się za bary w decydujących fazach potyczek na Starym Kontynencie.
Dalsza część tekstu pod wideo

Nauka handlowania

W ciągu ostatnich lat Bayern z powodzeniem wykorzystał strategię pożyczkową, pobierając zawodników niechcianych w innych klubach, wydając przy tym znacznie mniejsze pieniądze niż sugerowały ceny rynkowe. Do Bawarii w ten sposób trafili James Rodriguez z Realu, Philippe Coutinho z Barcelony, Ivan Perisić z Interu czy kolejny przedstawiciel “Królewskich” - choć to akurat nie wypaliło - Alvaro Odriozola. Wszyscy przyszli “na próbę” i z zamiarem wypełnienia głębi składu. Na budowaniu nowych filarów, na których chciano oprzeć pion sportowy drużyny, nie można było jednak szczędzić grosza. Wszystko miało polegać na zasadzie: kupujemy, kiedy potrzebujemy, sprzedajemy, kiedy chcemy.
Transferami zajął się Hasan Salihamidzić. Barwną postać byłego piłkarza, a aktualnie dyrektora sportowego klubu, przybliżyliśmy w tym miejscu. W skrócie tylko wspomnimy, że większość kibiców zmieniła o nim zdanie i zaczyna postrzegać go jako wyjątkowo obrotnego specjalistę w swoich fachu. Nawet jeśli nie udało mu się pozyskać Hakima Ziyecha czy Callum Hudson-Odoia, to i tak może się pochwalić udanymi transakcjami.
Weźmy pod uwagę jedenastkę, która zmiotła z planszy FC Barcelonę. Pięciokąt złożony z pomocy i ataku (nie uwzględniając wychowanka Thomasa Muellera), czyli Thiago, Goretzka, Gnabry, Perisić i Lewandowski, kosztował monachijczyków łącznie 38 mln euro. Sam Philippe Coutinho, który ostatecznie jeszcze wbił swojemu głównemu pracodawcy dwie bramki, został zakupiony przez Katalończyków za 145 mln euro. Bayern nie należy do sknerusów, potrafi wydać duże miliony, zwłaszcza na obsadzenie pozycji, na których odczuwa się deficyt na rynku transferowym (vide prawa obrona i zakup Pavarda). Coraz częściej natomiast szuka nowych rozwiązań i nie zafiksowuje się na jednym nazwisku. Między innymi dlatego nie ruszył po Timo Wernera za wszelką cenę. Ani po Kaia Havertza.

Oni są wszędzie

“Inną drogą” jest skauting i szkolenie. To obszar, w którym klub rozwinął się najbardziej w ostatnich latach, budując silną sieć obserwatorów na całym świecie. Dziś z tej strategii czerpie pełnymi garściami. Dzięki kontaktom w Ameryce Północnej ściągnięto z Kanady Alphonso Daviesa, płacąc za transfer klubowi z Vancouver 19 mln euro. To była rekordowa opłata za gracza z MLS. Wiele osób pukało się w głowę i nie dawało wiary temu, że 18-latek z egzotycznego dla futbolu kraju, będzie w stanie rozwinąć się na tyle, by wygryźć z lewej obrony Davida Alabę. Po roku na tę transakcję patrzy się tylko pod kątem świetnie ubitego biznesu.
Dla tych, którzy sądzą, że to tylko ślepy strzał i łut szczęścia, a Bayern na Daviesie skończy inwestować w młodzież, mamy złą wiadomość. To dopiero pierwsze efekty przyjętej przez klub strategii. “Die Roten” wyszukali jeszcze innego gracza z MLS, Chrisa Richardsa, 18-letniego obrońcę, dziś już pilnie obserwowanego m.in. przez Arsenal i Chelsea. Dbałość o szczegóły sprawiła, że monachijscy skauci monitorują kilkadziesiąt lig na całym świecie oraz wszystkie najważniejsze turnieje młodzieżowe (duża obsada pojawiła się na mistrzostwach świata U-20 w Polsce). Do kampusu przy Saebener Strasse zjechały więc talenty o dość nietypowym dla piłki nożnej rodowodzie. Nowozelandczyk Sarpreet Singh już zadebiutował w Bundeslidze, a na swoją szansę czekają jeszcze Jeong Woo-Yeoung z Korei Południowej. W szerokiej kadrze mieści się też reprezentant Polski do lat 20., Marcel Zylla.
W penetrowaniu całego świata nie można zapominać o własnym podwórku. Bayern od dawna ma oko na wszystkie głośne nazwiska grające w rodzimej lidze, co udowadnia niemal w każdym roku. Skupuje lub przechwytuje za darmo zawodników ocierających się o dorosłą lub młodzieżowe kadry. Ostatnie takie nabytki to wspomniany już Leon Goretzka, Niklas Suele czy Alexander Nuebel, mający w niedługim czasie zastąpić Manuela Neuera. Gdy tylko zwiadowcy odkryją obiecujący talent, Salihamidzić natychmiast zostaje o tym poinformowany. Po intensywnych analizach wideo przedstawia wnioski i rekomendacje zarządowi klubu, który następnie daje zielone światło do transferu. Tak wypracowana procedura wykorzystywana jest przy okazji zdobywania każdego nowego zawodnika.

Rodzinny biznes

Bayern może się pochwalić nie tylko świetnymi piłkarzami, siatką skautów i zdrowymi finansami, lecz również sposobem zarządzania ludźmi. Byli zawodnicy “Die Roten” są tu bardzo mile widziani. Tworzy się futbolową familię. Najnowszy przykład to oczywiście sam Hansi Flick, wcześniej długoletni reprezentant Bayernu, również asystent i dyrektor sportowy. Po zakończeniu kariery bez trudu znalazł sobie pracę w nowych strukturach. Nie jest tu wyjątkiem, podobnie jak Salihamidzić.
Asystentem Flicka niedawno został Miroslav Klose. Światowej klasy napastnik i najlepszy strzelec mundiali wcześniej odpowiadał za młodzieżowców Bayernu. Członkiem zarządu obwołano ostatnio legendarnego golkipera Olivera Kahna, którego już namaszczono na przyszłego następcę Karla-Heinza Rummenigge. Całkowitą władzę w jednym z największych klubów świata ma przejąć za dokładnie dwa lata.
Budowanie piramidy hierarchicznej to zresztą ich specjalność. Wydaje się bowiem, że również i schedę po Hansim Flicku monachijczycy mają dość dobrze zabezpieczoną i wcale nie będą musieli szukać wybitnych postaci spoza swoich budynków. Gdyby w którymś momencie obecnemu szkoleniowcowi powinęła się noga i notowałby seryjne niepowodzenia, na ratunek ruszyłaby postać wyjątkowo dobrze obeznana z bawarskimi realiami. Sebastian Hoeness, bratanek byłego prezesa Uliego, w zeszłym sezonie poprowadził rezerwy Bayernu do pierwszego tytułu w trzeciej lidze i wyróżniono go nagrodą menedżera sezonu. I chociaż w lipcu podpisał kontrakt z Hoffenheim, to dobrze tam wiedzą, że jego przeznaczeniem są sukcesy u rekordzisty pod względem tytułów mistrzowskich w Niemczech.
Bawarczycy narzucili tempo, które ciężko będzie wytrzymać. Dawno wyprzedzili konkurentów z własnej ligi, a teraz z uderzającą prędkością odskakują też innym wielkim klubom z Europy. Logistycznie, organizacyjnie i biznesowo są daleko z przodu. W sensie sportowym, przymierzają się do włączenia piątego biegu. Jeszcze niedawno mówiło się, że to tylko kwestia czasu, kiedy poukładane sprawy w biurach zaczną przekładać się na wyniki w europejskich pucharach. Wszystko ku temu zmierza. Pytanie, czy w czasie kryzysu ktoś podejmie rękawice czy też będziemy mieli samotny, niezatapialny okręt na wzburzonym oceanie?

Przeczytaj również