FC Bayern. 24 lata, 21 trofeów i kilkadziesiąt kontuzji na koncie. Szalony przypadek Kingsleya Comana

Przez kontuzje myślał o "innym, anonimowym życiu". Teraz jest ważnym ogniwem kosmicznego Bayernu
MDI / Shutterstock.com
Ma zaledwie 24 lata, a ze swoimi drużynami zdobył już 21 trofeów. Jego medale mają też jednak drugą stronę. Notorycznie trapiące go kontuzje, które pod znakiem zapytania postawiły nawet sens dalszego grania w piłkę. Na szczęście ostatnio los jest dla Kingsleya Comana stosunkowo łaskawy. W efekcie Francuz może przeżywać najlepszy okres w swojej karierze.
23 sierpnia 2020 roku. W wielkim finale Ligi Mistrzów spotykają się Bayern i PSG. Dość niespodziewanie szkoleniowiec ekipy z Monachium, Hansi Flick w podstawowym składzie stawia na Kingsleya Comana. Niespodziewanie, bo Francuz w poprzednich kilku spotkaniach wchodził co najwyżej z ławki, a “Die Roten” bez jego wielkiego udziału miażdżyli kolejnych rywali.
Dalsza część tekstu pod wideo
W 59. minucie piłkę w pole karne dorzuca Joshua Kimmich, dochodzi do niej Coman, po czym strzałem głową otwiera wynik meczu. Rezultat nie zmienia się już do końca spotkania. Bohaterem zostaje zawodnik, który jakiś czas wcześniej zastanawiał się, czy piłka nożna na pewno jest dla niego. Wszystko przez notoryczne problemy zdrowotne. Zwycięskim golem doprowadza do płaczu piłkarzy PSG. Swojego pierwszego klubu.

16 lat, osiem miesięcy, cztery dni

Osiem lat wcześniej Coman stawiał pierwsze kroki w poważnej piłce. Od początku widziano w nim ogromny talent. Stąd błyskawiczny debiut w PSG. Gdy podczas meczu z Sochaux zmieniał Marco Verattiego, miał zaledwie 16 lat, osiem miesięcy i cztery dni. Trzy rozegrane minuty dały mu oficjalnie tytuł mistrza Francji. Choć każdy wie, że miał w tym sukcesie taki udział, jak Legia Warszawa w rozwoju kariery Roberta Lewandowskiego.
Sezon później było podobnie. Tym razem Coman zagrał w dwóch meczach Ligue 1 oraz w Superpucharze Francji. Łącznie uzbierał 52 minuty, które dały mu kolejne dwa trofea. Oficjalnie dolicza się mu także wygranie Pucharu Ligi Francuskiej, choć akurat tam nie pojawił się wówczas na murawie. Jedno ze spotkań przesiedział na ławce.

Zaproszenie do Turynu

Dość niespodziewanie zgłosił się po niego wówczas Juventus. Turyńczycy najwidoczniej zobaczyli we Francuzie potencjał, nawet mimo jego nielicznych do tej pory występów w seniorskiej piłce. Wiele nie ryzykowali, bo ściągali go z Paryża za darmo.
We Włoszech Coman spędził jednak tylko sezon. Dużo bardziej wartościowy niż te we Francji, bo okraszony 20 meczami, jednym golem i trzema asystami. A także choćby symbolicznym występem w finale Ligi Mistrzów, który “Stara Dama” przegrała z Barceloną. Nową kampanię też rozpoczął jeszcze w Turynie, ale po rozegraniu dwóch meczów przyszła oferta dwuletniego wypożyczenia do Bayernu. Co jednak ciekawe, miesiące spędzone w stolicy Piemontu kolejny raz wzbogaciły jego gablotę z trofeami.
  • Mistrzostwo Włoch 2014/15 - 14 meczów, zero goli, dwie asysty
  • Puchar Włoch 2014/25 - 4 mecze, jeden gol
  • Superpuchar Włoch 2015/16
  • Mistrzostwo Włoch 2015/16 - 1 mecz
W wieku 20 lat Coman miał więc na koncie 26 rozegranych spotkań i osiem trofeów. Niezła średnia.

Do trzech razy sztuka

Swoją przystań odnalazł jednak dopiero w Monachium. Pierwszy rok miał niezwykle udany. Nie był już tylko dodatkiem do drużyny, a jej ważną częścią. Zaczął od sześciu goli i 12 asyst w pierwszym sezonie. Błyszczał w Lidze Mistrzów, gdzie najpierw na etapie fazy grupowej w czterech rozegranych meczach zaliczył gola i cztery asysty, a później, już w 1/8 finału znacząco przyczynił się do wyeliminowania Juventusu. W doliczonym czasie gry jego perfekcyjna asysta do Thomasa Muellera dała “Die Roten” dogrywkę. Później do siatki trafił Thiago Alcantara, a dzieła zniszczenia dopełnił właśnie Coman, pięknym strzałem ustalając wynik na 4:2. W ten sposób pognębił zespół, z którego był wypożyczony.
Wydawało się, że jego kariera zaczyna wskakiwać na odpowiednie tory. Ale już kolejny rok w Monachium był dużo słabszy. Zaczęły się pierwsze poważniejsze problemy zdrowotne, Francuz grał mniej, a rozgrywki 2016/17 zakończył z fatalnym bilansem dwóch goli i jednej asysty w 25 rozegranych meczach.
Bayern miał więc ból głowy. Wykupić go, licząc, że będzie prezentował poziom ze swojego pierwszego sezonu w Bawarii? Czy odpuścić, bojąc się dyspozycji z drugiego roku? Ostatecznie podjęto decyzję.
- Kingsley Coman będzie w przyszłości ważnym ogniwem drużyny, dlatego postanowiliśmy skorzystać z opcji wykupu - poinformował Karl-Heinz Rummenigge.
Na konto Juventusu powędrowało 21 mln euro, a Coman w końcu mógł poczuć względną stabilizację. Nie musiał po raz kolejny pakować walizek. Jego domem stało się Monachium.

Kontuzje, kontuzje, kontuzje

Od tamtego momentu niemal każdy jego sezon na Allianz Arena wyglądał już tak samo. Dobre mecze przeplatane kolejnymi urazami. Czasami mniej, czasami bardziej poważnymi. Wystarczy spojrzeć na jego liczbę ligowych występów:
  • 2015/16 - 23
  • 2016/17 - 19
  • 2017/18 - 21
  • 2018/19 - 21
  • 2019/20 - 24
Nie ma tragedii, bo za każdym razem Coman grał w przynajmniej połowie spotkań. Żaden z urazów nie wyłączył go z gry na długie miesiące, jak bywa to czasami choćby w przypadkach poważnych kontuzji kolana. Ale mimo wszystko Francuz wyjątkowo często lądował w gabinetach lekarskich. Jego “kartoteka” wygląda przerażająco.
Kinsgley Conan
Transfermarkt
Kingsley Coman
Transfermarkt
Po kolejnych problemach ze stawem skokowym Coman zaszokował wszystkich.
- Mam nadzieję, że nie będę musiał ponownie przechodzić tego, co mnie spotkało. Wystarczy. Nie zgodzę się na trzecią operację. To może oznaczać, że moja stopa nie jest stworzona do gry na tym poziomie. Wtedy będę prowadził inne, anonimowe życie - wypalił wówczas zaledwie 22-letni piłkarz.
Później nieco prostował te słowa.
- Chodziło mi o to, że nie mam ochoty znów przechodzić przez kolejną rehabilitację, jeśli ten sam uraz kostki przydarzyłby się w tym samym roku. Nie mówiłem o przyszłości - stwierdził.
Ale i tak widać w nim było niebywałą frustrację. Jeśli chłopak będący wciąż na początku swojej kariery ma w ogóle tego typu myśli, to kontuzje muszą mocno działać nie tylko na jego ciało, ale przede wszystkim psychikę.
Chociaż gablota trofeów Comana jest wyjątkowo obszerna, przez uraz kostki zabrakło tam tego najcenniejszego. Za mistrzostwo świata. Piłkarz Bayernu z radością, ale pewnie i wielką zazdrością musiał patrzeć, jak jego koledzy z kadry sięgają po tytuł w Rosji. Później wrócił do gry, rozegrał niezły sezon 2018/19 notując 10 goli i 7 asyst, dobrze wszedł w kolejne rozgrywki, gdy nagle podczas meczu Ligi Mistrzów z Tottenhamem doszło do sytuacji, która wyglądała po prostu dramatycznie.
Ludzie, którzy znają z autopsji problemy z więzadłami w kolanie, mogli mieć od razu jedno skojarzenie. Jeśli Coman w tej sytuacji zerwałby słynny ACL, wypadłby z gry na długie miesiące. Do regularnie kontuzjowanej kostki dołożyłby chyba jeszcze bardziej podatne na urazy miejsce. Czy wróciłby do odpowiedniej dyspozycji? Czy - przede wszystkim - wytrzymałby to mentalnie? Po jego wcześniejszych słowach można mieć wątpliwości.
Na szczęście sytuacja tylko wyglądała dramatycznie. Skończyło się na strachu. Coman wypadł co prawda z gry na dwa miesiące, ale uniknął najgorszego. Wrócił w lutym, zagrał w trzech spotkaniach, po czym złapał uraz mięśniowy...
***
Kilka miesięcy później strzelił zwycięskiego gola w finale Ligi Mistrzów, a kolejny sezon tych samych rozgrywek rozpoczął od dwóch trafień i asysty w spotkaniu przeciwko Atletico, rozgrywając jeden z lepszych meczów w swojej karierze. Mimo dużej konkurencji na bawarskich skrzydłach, wciąż jest ważnym ogniwem Bayernu.
Statystyka trochę się już zdezaktualizowała. Trzeba doliczyć Superpuchar Niemiec. Gdyby nie kwarantanna, którą niedawno musiał przejść, miałby jeszcze Superpuchar Europy.
W przypadku Comana pozostaje więc chyba napisać - oby było zdrowie, resztę się wygra.

Przeczytaj również