FC Bayern. Rozterki Niko Kovaca. Trudny egzamin przed mistrzem Niemiec

Rozterki Niko Kovaca. Trudny egzamin przed Bayernem
Federico Guerra Moran / shutterstock
Ostatnie tygodnie w wykonaniu Bayernu Monachium są podróżami z nieba do piekła. O ile na arenie międzynarodowej prezentują weltklasse i futbol nie z tej galaktyki, o tyle na rodzimym podwórku męczą się okropnie, jakby brakowało im paliwa, a najbliższa stacja benzynowa była oddalona od nich o lata świetlne. Oglądamy dwie różne drużyny z tą samą jakością, ale nie z tym samym zaangażowaniem. Alternatywne oblicza zespołu, dla których Niko Kovac stara się odnaleźć złoty środek równowagi.
Naciski czołowych postaci bawarskiego zespołu, czyli Roberta Lewandowskiego, Manuela Neuera oraz Thomasa Mullera na władze Bayernu, żeby te podjęły konkretne działania podczas letniego okienka transferowego, wreszcie odniosły pozytywne skutki. Pozyskano zawodników, którzy okazali się brakującymi ogniwami w ekipie Niko Kovaca. Wzmocnienia miały na celu ustabilizowanie sytuacji w bloku obronnym, zwiększenie ofensywnej siły rażenia, umożliwienie szkoleniowcowi swobodnego rotowania składem oraz pewność w batalii o potrójną koronę.
Dalsza część tekstu pod wideo
Rzeczywiście ich gra z przodu wygląda momentami wybornie, aż nie chce się ani na chwilę spuszczać wzroku z ułańskiej fantazji konstruowania akcji, wymiany podań, porozumienia bez słów i bajecznych umiejętności indywidualnych, które przekuwają się na pracę drużyny. Głębia składu, jaką dysponuje Kovac, niemalże całkowicie spełnia pokładane oczekiwania. Występy na poziomie Champions League stanowią papierek lakmusowy tożsamości zespołu, lecz teoretycznie mocne szyki defensywne nie znajdują odzwierciedlenia w praktyce. Martwić mogą również niektóre decyzje chorwackiego szkoleniowca.

Ligowa gehenna

Na temat skuteczności Roberta Lewandowskiego można pisać psalmy pochwalne, Philippe Coutinho niepodzielnie rządzi w środku pola, na skrzydłach szaleją Serge Gnabry, Ivan Perisić, Kingsley Coman. Żyć i umierać. Żyć dla takiego ultra ofensywnego przysposobienia mistrzów Niemiec, umierać nad nim z zachwytów, ale gdzie podziała się obrona? Lato jest piękne tej jesieni, lecz żeby przedwcześnie zapadać w sen zimowy? To zakrawa na czysto piłkarską anomalię.
Na początku naprawdę porządnie wachlarzem swoich zdolności imponowali Lucas Hernandez czy Benjamin Pavard, jednak gdy dochodziło do ich błędów w kryciu – i z asekuracją ruszali Niklas Sule lub wracający Javi Martinez – nawet nie starali się dublować pozycji kolegów. Truchtali, jakby wszystko za chwilę miało rozwiązać się samoistnie, albo nie nadążali za akcjami oponentów. Koncentracja po bronionej stronie boiska także szwankuje. Najlepszym tego świadectwem jest gol słabiutkiego Augsburga już w dwudziestej szóstej sekundzie ostatniej ligowej potyczki.
Stare sportowe porzekadło głosi, że atakiem wygrywa się mecze, defensywą zdobywa tytuły mistrzowskie. Biorąc pod uwagę wyłącznie tę świętą zasadę, Bayern ma nikłe szanse na triumf w Bundeslidze i właściwie tylko fakt, że ich przeciwnicy do sięgnięcia po srebrzyście lśniącą paterę też notorycznie gubią punkty, działa aktualnie na korzyść „Die Roten”.
Warto zauważyć, że monachijski zespół w bieżących rozgrywkach stracił już dziesięć goli w ośmiu kolejkach, natomiast za kadencji legendarnego trenera Juppa Heynckesa pozwolił rywalom na siedemnaście trafień. Różnica polega na tym, że podopieczni Heynckesa stracili tyle bramek przez cały sezon.

Liga Mistrzów po Bawarsku

Monachijczycy zainaugurowali rozgrywki Ligi Mistrzów pokonując na luzie, bez większego zmęczenia Crveną Zvezdę Belgrad. Potraktowali to raczej na zasadzie rozgrzewki przed trudniejszymi starciami, wysyłając futbolowemu światu klarowny sygnał, że w tym sezonie nie będą bezczynnymi obserwatorami i posiadają w swej piłkarskiej zbrojowni potencjał, który umożliwi im włączenie się do walki o Puchar Europy.
Kiedy w Monachium na słynnej Łące Teresy trwało największe święto piwa na świecie, drużyna Bayernu ruszyła do Londynu, aby stanąć w szranki z Tottenhamem Hotspur, czyli ich głównym rywalem do pierwszego miejsca w grupie B. Zawodnicy „Die Roten” urządzili sobie na angielskiej ziemi istny Oktoberfest, serwując fanom piłki nożnej na całym świecie mocną dawkę emocji. Kibice mogli odnieść wrażenie, że uczestniczą w meczu hokeja na lodzie, ponieważ tak należy odebrać zwycięstwo 7:2 podopiecznych Niko Kovaca.
Jak ucztować, to ucztować, ale żeby aż do tego stopnia wytrzeć londyńską murawę finalistami ubiegłorocznej edycji Champions League? Gość w dom, Bóg w dom, więc Tottenham przyjął przyjezdnych z należytym szacunkiem, natomiast zespół Bayernu nie zwykł przybywać na oficjalne przyjęcie z pustymi rękoma i postanowił upitrasić im – czy też raczej z nich – golonkę po Bawarsku. Kochamy podziwiać wyborne spektakle „kulinarne”. Właśnie tego rodzaju potraw oczekujemy od szefów kuchni Ligi Mistrzów.
Wtorkowy pojedynek przeciwko Olympiakosowi w Pireusie nie był już tak efektowny, lecz grunt, że efektywny. Bawarczycy zainkasowali trzy punkty i właściwie ze spokojem mogą patrzeć w kierunku fazy pucharowej rozgrywek, bo chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie wierzy, że w następnej kolejce LM ponownie nie odprawią z kwitkiem greckiej drużyny? We wtorek raz jeszcze błysk geniuszu zaprezentował Robert Lewandowski. Polak znowu oświadczył wszem i wobec, że niemożliwe nie istnieje, a bez niego Bayern Monachium znajdowałby się w poważnych tarapatach.

Udręki Kovaca

Skoro o zmartwieniach mowa, rozsadzający ból głowy nęka Niko Kovaca. Trener mistrzów Niemiec nie dość, że ma spore kłopoty z wdrożeniem prawidłowych schematów defensywnych oraz ze zharmonizowaniem optymalnej czwórki obrońców, to na domiar złego zawodników „Die Roten” dopadają groźne kontuzje. W starciu z Augsburgiem plac gry musiał opuścić Niklas Sule. Pierwotna diagnoza wykazała, że stoper Bayernu zerwał więzadła krzyżowe. Niestety, to nie koniec fatalnych informacji. Seria badań potwierdziła również uszkodzenie łąkotki, co eliminuje go z występów do końca bieżącej kampanii.
Jakby tego było mało, w spotkaniu z Olympiakosem ucierpiał Lucas Hernandez, który doznał urazu kostki i będzie pauzował przez kilka długich tygodni. Jednak absencje obrońców monachijskiej ekipy otwierają drzwi do wyjściowej jedenastki Jerome’owi Boatengowi oraz Davidowi Alabie, którzy z powodzeniem powinni zastąpić wspomnianych defensorów, zmagających się z problemami zdrowotnymi.
Szkoleniowiec Bayernu – chcąc nie chcąc – musi odnaleźć złoty środek taktyczny przy przegrupowaniu zasieków obronnych zespołu i przy okazji modlić się o brak podobnych incydentów z udziałem swoich podopiecznych. Sezon nabiera rozpędu, zatem eksploatowanie sił niektórych zawodników jest niewskazane, lecz z drugiej strony Kovac nie ma już zbyt wielkiego pola manewru. Czas na eksperymenty minął dawno, wraz z meczami sparingowymi, i trzeba liczyć, że posiada w odwodzie sposób na osiągnięcie równowagi.
W ostatnich pięciu meczach „Die Roten” tracili po dwie bramki, ale – co ciekawe – w trakcie trzynastu minionych pojedynków zaaplikowali oponentom aż trzydzieści osiem goli. Póki co, przytoczone statystyki przemawiają na korzyść Niko Kovaca, aczkolwiek przeciętne rezultaty, nawet poniżej oczekiwań, w Bundeslidze nie napawają głębokim optymizmem.

Sztuka pływania

Przed Bayernem Monachium chwila prawdy. Uli Hoeness zapewnia słowami zapożyczonymi z tytułu filmu „Spokojnie, to tylko awaria”, natomiast ja ośmielę się zapytać: „Czy leci z nami pilot?”. Hasan Salihamidzić grzmi na łamach prasy, obwiniając za kiepski stan piłkarzy doktora Muellera-Wolhfartha, atmosfera się zagęszcza, a formacja defensywna człapie po boisku, jakby przed momentem wróciła z obchodów 25-lecia rozwodu Helmuta i Helgi.
Nie ma co się nad tym dłużej rozwodzić, aczkolwiek według niemieckich mediów Kovac siedzi na gorącym krześle i niebawem jego funkcję ma przejąć obecny trener Ajaksu Amsterdam, Erik ten Hag. Sam zainteresowany nie potwierdza spekulacji, ani im nie zaprzecza. Jeśli chorwackiego szkoleniowca otwarcie skrytykował Dietmar Hamann, to coś bez dwóch zdań wisi w powietrzu.
Mydlenie oczu wkrótce może doczekać się koszmarnego finału, choć nie przekreślałbym lekką ręką akcji Niko Kovaca na stanowisku trenera „Die Roten”. Gdy bez zastrzeżeń naoliwi poszczególne tryby monachijskiej maszyny i ta będzie funkcjonować bez zarzutu, wszyscy mu przyklasną, po czym stwierdzą, że super fachowiec. Jeżeli zespół będzie zawodzić i przeżywać męczarnie, sternicy Bayernu podziękują mu za współpracę, zaś eksperci ochrzczą mianem marnego specjalisty. Tak działa ten biznes.
Kolejny sprawdzian bawarskiej drużyny nastąpi w ligowej rywalizacji z Unionem Berlin, a na poważniejsze egzaminy z dziedziny piłki nożnej nadejdzie jeszcze pora. Tytułem puenty, przypomniały mi się słowa wspaniałego Berti Vogtsa: „Nawet gdybym zaczął chodzić po wodzie, moi przeciwnicy powiedzieliby, że to tylko dlatego, iż nie potrafię pływać”.
Mateusz Połuszańczyk
Redakcja meczyki.pl
Mateusz Połuszańczyk , Mateusz Połuszańczyk
25 Oct 2019 · 10:10
Źródło: własne

Przeczytaj również