Gdyby Juventus FC o nim pomyślał, może nie odpadłby z Ligi Mistrzów. Tak "ruch krokodyla" zawładnął futbolem

Gdyby Juventus o nim pomyślał, może nie odpadłby z Ligi Mistrzów. Tak "ruch krokodyla" zawładnął futbolem
screen youtube
Gdyby piłkarze Juventusu zastosowali wczoraj ten manewr przy rzucie wolnym Sergio Oliveiry, pewnie świętowaliby awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Coraz popularniejszy tzw. “ruch krokodyla”, który przywędrował do Europy z Brazylii i być może uratowałby skórę turyńczykom, budzi gorącą dyskusję. Ale wszyscy, nawet jego przeciwnicy, zgadzają się, że na pewno urozmaicił piłkarski krajobraz.
Był rok 2013. Aby zmierzyć się ze strzałem specjalisty od rzutów wolnych, Alana Kardeka z Palmeiras, Ricardinho, gracz Figueirense, położył się za murem złożonym z kolegów. To pierwszy zarejestrowany w futbolu “ruch krokodyla”. Nie jest łatwo jednak zrekonstruować całą historię tego dziwnego tworu: kto to wymyślił, jak wpadł na ten pomysł, dlaczego akurat w ten sposób?
Dalsza część tekstu pod wideo
Być może to nie przypadek, że akurat Brazylijczyk przywiózł “ruch krokodyla” do Europy w 2017 roku. Philippe Coutinho, bo o nim mowa, poszedł nieco dalej i trochę poprawił pomysł rodaka. Reprezentując barwy Liverpoolu szukał syntezy między wydajnością i wygodą. Postanowił więc nie położyć się, a uklęknąć za murem przy uderzeniu Christiana Eriksena z Tottenhamu. Całkiem praktyczne. Z taką postawą Brazylijczyk stracił nieco przestrzeni, którą mógłby pokryć, ale za to miał lepszy widok na sytuację, a przede wszystkim zyskałby na szybkości wstawania z kolan, gdyby musiał błyskawicznie wziąć udział w grze.
Jak głosi historia, rzuty wolne kopane pod murem to rzadkość, rozwiązanie, którego próbował co najwyżej jakiś pewny siebie i wyjątkowo cyniczny fachowiec. W dodatku wiedząc, że może sobie na to pozwolić, nie narażając się na uszczypliwości ze strony fanów czy szkoleniowca. Tak czasem uderzał Rivaldo, Ronaldinho próbował przynajmniej trzykrotnie, Cristiano Ronaldo i Messi, Andrea Pirlo… To pokazuje, kto się na taki wariant decyduje. Topowi fachowcy.

Jak “wybić” zęby Suarezowi

Punkt zwrotny nastąpił w pierwszym meczu fazy grupowej Ligi Mistrzów w sezonie 2018/19. Inter grał wtedy z Barceloną. Nieobecny był Leo Messi, a to właśnie “Blaugrana” otrzymała szansę na pokonanie Samira Handanovicia ze stałego fragmentu gry. Dosłownie kilka metrów przed polem karnym. Do piłki podszedł Luis Suarez i już chyba wiedział, jak uderzyć. W murze ustawiło się sześciu graczy “Interistich” i jeden “Dumy Katalonii”. Z tego szeregu wyszedł jednak Marcelo Brozović, jakby przewidując, co zamierza za chwilę począć Urugwajczyk. Gdy “El Pistolero” ruszył do egzekucji, chorwacki pomocnik ekspresowo wślizgnął się za mur, tworząc drugą zaporę.
W ułamku sekundy podsumował całą ideę “ruchu krokodyla”. Odsunął zagrożenie, piłka uderzyła w niego i wyleciała poza końcową linię, a jednocześnie przechytrzył Suareza, który przecież mógł zdecydować się na klasyczne uderzenie. Leżenie czy klęczenie za murem zazwyczaj działa odstraszająco. Piłkarze Interu z kolei sprokurowali sytuację, napastnik Barcelony złapał haczyk, a sprytny Brozović zażegnał niebezpieczeństwo. Jeśli pomysłodawca był genialny, to to wykonanie uczyniło tę innowację nieśmiertelną. “Ruch (ślizg) krokodyla” stał się rzecz jasna wiralem w internecie. Co więcej, incydent stał się precedensem, który nigdy później się nie powtórzył.
Skąd Brozović wpadł na taką myśl? Spontan? Czy wcześniej analizował takie możliwości? Prawda, że Messi czasem próbował zaskakiwać przeciwników strzelając pod murem, ale było też wiadome, że nie wystąpi. Urugwajski napastnik natomiast nigdy wcześniej tego robił. Rok później Matteo Politano przyznał, że jego chorwacki przyjaciel wynalazł “ruch krokodyla” dzięki niemu. Gdy napastnik grał jeszcze dla Sassuolo w taki właśnie sposób pokonał Handanovicia. To wydarzyło się jednak pięć miesięcy przed próbą Suareza, toteż związek przyczynowo-skutkowy wydaje się nieco wątpliwy. Wybaczmy mu. Każdy chciał dołożyć cegiełkę do rodzącego się do nowego trendu w futbolu.

Ruch, który spowszedniał

Łatwo było przewidzieć następstwa. W końcu zawodowcy oglądają mecze innych zawodowców. Jednymi z pierwszych, którzy postanowili naśladować gracza Interu, zostali Ciro Immobile przeciwko SPAL (już tydzień po wyczynie Brozovicia!) oraz Joshua Kimmich, gdy podczas spotkania reprezentacji postraszył Holendrów. W tamtych czasach “krokodyl” pojawiał się wszędzie, ale zawsze jako imitacja.
W niemieckiej prasie, komentując tamto wydarzenie, napisano, że Kimmich “musiał śledzić mecze Interu”, a włoskie “Sky” zasugerowało Brozoviciowi, by “zażądał od naśladowców tantiem z tytułu praw autorskich”. Wydawało się wówczas, że to tylko chwilowa moda, jak e-papierosy czy pasjonowanie się walkami Marcina Najmana. Zamiast tego, z biegiem czasu, “ruch krokodyla” stał się integralną częścią gry w piłkę nożną. Nie ma oczywiście statystyk, ale wydaje się, że nawet w poprzednim roku liczba imitatorów znacząco wzrosła, jakby trenerzy celowo zaczęli wprowadzać to do własnych schematów taktycznych.
Z nową modą wiążą się różne, ciekawe przypadki. Przenieśmy się kilka tygodni wstecz. Starcie między Manchesterem City a Liverpoolem. Przed wolnym Ołeksandr Zinczenko zamienia się w gada, ale najwyraźniej robi to nie do końca umiejętnie. Kładzie się w złym miejscu, co sygnalizuje kolegom Ederson. Widzi to Ruben Dias, ale wie, że jego ukraiński nie jest na tyle dobry, by słownie skorygować pozycję kolegi. Co robi? Traktuje Zinczenkę jak wypchanego krokodyla, którym można sterować wedle uznania.
Komentujący stwierdzili, że podobne ruchy mogą odebrać piłkarzom godność. Ciekawa dyskusja rozgorzała m.in. we Włoszech, gdy opinię na temat “nietypowej obrony” wydali byli reprezentanci Włoch. Peppe Bergomi stwierdził na przykład, że nigdy by się na coś takiego nie zgodził, z kolei Alessandro Costacurta przyznał, że w pierwszych latach kariery pewnie by go do tego zmuszono, a później sam wybierałby ofiarę w swoim zespole. Obaj prześmiewczo zgodzili się, że jeśli władze futbolu wprowadzą siedem zmian, to przed ważnymi meczami ekipy będą rekrutować koszykarzy, którzy wejdą na boisko, aby zagrać tylko rolę krokodyla.

Krokodyl nie był pierwszy

Trzeba też zauważyć, że to nie jedyny nowy element, jaki został wprowadzony do gry. Piłkarze i trenerzy cały czas eksperymentują, próbując znaleźć “terra incognita”, ziemię nieznaną we współczesnym futbolu, aby móc zaskoczyć rywala. O wyniku przecież bardzo często przesądzają szczegóły. W derbach Mediolanu podczas Pucharu Włoch Inter (znów Inter!) umieścił kilku zawodników przed murem Milanu, aby w ten sposób uprzykrzyć życie bramkarzowi Ciprianowi Tatarusanu. Christian Eriksen zdobył piękną bramkę, ale nie tak łatwo ustalić, na ile pomogli mu koledzy z drużyny, którzy odskoczyli z prowizorycznego muru przed strzałem, a na ile jego wybitny talent do szukania “okienek” przy rzutach wolnych.
To że mur może być ruchomy, świat piłki wie od zarania dziejów. Sygnał do kombinowania dali chyba jednak dopiero Szwedzi na mundialu w 1994 roku. Ich stałe fragmenty doprowadzały rywali do drżenia łydek, zwłaszcza, że reprezentanci “Trzech Koron” dysponowali: po pierwsze - wysoki piłkarzami, po drugie - kilkoma technikami, którzy z piłką potrafili wszystko. W ćwierćfinale ośmieszyli Rumunów, gdy Tomas Brolin krążył wokół ich muru, chwilę później urwał się, dostał piłkę i fantastycznym strzałem pokonał bramkarza.
Wydawało się, że rewolucja w wykonywaniu i bronieniu rzutów wolnych pójdzie dalej. Na razie dostaliśmy “potworka” w postaci “krokodyla”. Teraz przed każdym strzałem ze stojącej piłki w promieniu ok. 18 metrów od bramki niemal zawsze za murem położy się jakiś zawodnik. Może nie wygląda to estetycznie, bardziej komicznie, ale trudno dziś powiedzieć, że się nie przydaje. Co najwyżej powinniśmy być rozczarowani, bo zabiło to możliwość efektownego strzelania pod murem - no, chyba że ktoś wyprawia takie cuda, jak wczoraj Cristiano Ronaldo z kumplami. Trzeba jednak pamiętać, że każda akcja wywołuje reakcję. A dzikich zwierzątek, które wzięlibyśmy dla nadania nazwy dla nowego manewru w futbolu, jest jeszcze sporo. Na razie nie ma co wylewać łez. Tych krokodylich.

Przeczytaj również