Gdyby nie fatalna kontuzja i zły transfer, mógłby być najlepszy na świecie. "Tygrys" powoli schodzi ze sceny

Gdyby nie fatalna kontuzja i zły transfer, mógłby być najlepszy na świecie. "Tygrys" powoli schodzi ze sceny
Oleg Bukharev/shutterstock.com
Gdyby nie jedna dość nieoczywista decyzja transferowa oraz późniejsza kontuzja, być może teraz wciąż byłby na szczycie światowego futbolu. Kariera Radamela Falcao powoli zbliża się już jednak ku końcowi. I choć z pewnością wielu liczyło, że Kolumbijczyk osiągnie znacznie więcej, on i tak przejdzie do historii tego sportu. W ojczyźnie zawsze będzie legendą.
Soner Ertek jest absolwentem geografii na Uniwersytecie w Lyonie. To właśnie dlatego w styczniu 2014 roku, gdy już pojawił się na ustach całej Kolumbii, dziennikarze pisali, że na pewno rozumie, jak długo może zająć podróż do Brazylii. Szczególnie, jeśli ma ją odbyć piłkarz, który dopiero co zerwał więzadło krzyżowe.
Dalsza część tekstu pod wideo
Poza zamiłowaniem do map i globusów, 35-letni dziś Ertek, podobnie jak o rok młodszy Falcao, kocha bowiem również futbol. To właśnie Soner, ówczesny obrońca Monts d'Or Azergues, w meczu Pucharu Francji przeciwko Monaco tak niefortunnie sfaulował Radamela, że ten doznał fatalnej kontuzji kolana. Choć uraz ten nie zakończył kariery “El Tigre”, napastnik nigdy nie powrócił już tak naprawdę do formy sprzed tamtego tragicznego styczniowego wieczoru.

Mógł być najlepszy

Falcao do Monaco trafił zaledwie kilka miesięcy wcześniej jako ogromna gwiazda światowej piłki i jedno z najbardziej rozgrzewających kibiców nazwisk. Miał za sobą cztery fenomenalne sezony na Starym Kontynencie - po dwa w Porto i Atletico. Wielu do dzisiaj uważa, że gdyby nie tamten feralny faul Erteka i w konsekwencji kontuzja, mógłby wciąż równać się z najlepszymi.
- Kontuzje mocno go ograniczyły, jego organizm organizm cierpi coraz bardziej na początku każdego kolejnego sezonu. Jego kolana są teraz tak zmarnowane jak, zachowując proporcje, te należące do Ronaldo Nazario - mówi w rozmowie z nami kolumbijski dziennikarz Ivan Colmenares.
- Przed kontuzją kolana Falcao grał na boisku z zimną krwią. Potrafił zdobywać bramki na różne sposoby. Główką, lewą, prawą nogą, z woleja, spoza pola karnego. Cokolwiek byś wtedy powiedział, on by to zrobił. Gdyby nie ta kontuzja, pewnie teraz byłby porównywany do takich graczy jak Robert Lewandowski, Luis Suarez, Edinson Cavani czy Sergio Aguero, czyli czołowych napastników świata. Niestety urazy są częścią tej gry - dodaje zajmujący się tureckim sportem Sergen Kumas.
To właśnie w Turcji najprawdopodobniej zakończy się teraz europejski etap kariery Kolumbijczyka. Zdaniem mediów, napastnik jest bliski opuszczenia Galatasaray, w którym gra od niespełna półtora roku. O jego podpis mają powalczyć kluby z MLS oraz River Plate. Gdyby trafił na Estadio Monumental, byłby to dla niego powrót do zespołu, w którym w drugiej połowie pierwszej dekady XXI wieku wypłynął na szerokie wody. Najpierw jednak Radamel musi wyleczyć kontuzję uda.

“European Dream” i polski wątek

Za czasów gry w Buenos Aires Falcao poznał nie tylko smak pierwszych sukcesów na boisku, ale także spotkał w jednym z tamtejszych kościołów swoją przyszłą żonę, argentyńską modelkę i piosenkarkę, Lorelei Taron. To dzięki niej, a właściwie jej polskiemu pochodzeniu (dziadek Lorelei wyemigrował do Argentyny właśnie z naszego kraju), Kamil Glik już za czasów gry obu panów w Monaco pomógł załatwić dzieciom piłkarza polskie paszporty.
Zanim jednak obaj spotkali się w Księstwie, a później na mundialu w Rosji, Falcao najpierw trafił do Europy i przeżył niesamowity czteroletni sen w Porto i Madrycie. Ze “Smokami” wygrał na krajowym podwórku wszystko, co tylko się dało, natomiast “Rojiblancos” doprowadził do zwycięstwa w Pucharze Króla. Z oboma klubami po razie triumfował w Lidze Europy, w obu przypadkach zostając też jej królem strzelców. Jego 17 goli dla Porto w LE w sezonie 2010/2011 to do dzisiaj rekord w międzynarodowych rozgrywkach klubowych na całym świecie!
- Pamiętam, gdy “Atleti” grali przeciwko Chelsea w Superpucharze Europy w 2013 roku i Falcao kompletnie rozbił wtedy “The Blues”, notując hattricka i doprowadzając Hiszpanów do końcowego zwycięstwa 4:1. W tamtym meczu strzelał, kiedy tylko chciał i londyńczycy nie potrafili go zatrzymać! - wspomina Kumas.

Ten jeden transfer

Rok później Falcao już jednak w stolicy Hiszpanii nie było. Latem 2013 roku podjął decyzję, która zaraz obok kontuzji stawiana jest jako jedna z głównych przyczyn, dla której jego kariera w pewnym momencie znacznie wyhamowała. Za kilkadziesiąt (kwoty podawane w mediach wahają się między 40 i 60) milionów euro przeszedł do AS Monaco, mającego wtedy mocarstwowe plany... beniaminka Ligue 1.
- Przejście do Monaco w połączeniu z kontuzją okazały się kluczowym momentem w jego karierze. Potem były mało udane wypożyczenia do Manchesteru United i Chelsea, gdzie tak po prawdzie przyszło jedynie nazwisko, a nie napastnik gwarantujący worek bramek. Co prawda, powracając do Monaco, potrafił przypomnieć o swojej skuteczności, być tym liderem, gdy taka była potrzeba - ale to już nie był ten efekt zaskoczenia jak dawniej - przyznaje Michał Borowy, autor podcastu o południowoamerykańskim futbolu.
Falcao z zespołem ze Stade Louis II zdołał oczywiście również “co nieco” osiągnąć. W sezonie 2016/2017 utarł podwójnie nosa PSG, doprowadzając Monaco do mistrzostwa Francji i półfinału Ligi Mistrzów. Potem jeszcze dwukrotnie strzelał dla klubu z Księstwa dwucyfrową liczbę goli w lidze francuskiej, ale to był jednak tak naprawdę zmierzch jego wielkiej kariery.
- Opuszczenie Atletico na rzecz Monaco w 2013 roku okazało się błędem. Klub z Księstwa nie był wtedy wielkim zespołem. Dopiero z czasem dołączyli do niego tacy gracze jak Kylian Mbappe, Bernardo Silva, Tiemoue Bakayoko czy Fabinho. Nie zapominajmy jednak, że kiedy Kolumbijczyk przechodził do Monaco, największe znaczenie miały pieniądze - podkreśla Sergen Kumas.

Żywa legenda Kolumbii

Bez względu jednak na to, jak radził sobie w klubach, Falcao w reprezentacji Kolumbii przez całą swoją karierę dawał z siebie sto procent. Z 35 golami na koncie jest najlepszym strzelcem w historii “La Tricolor”. Aż żal, gdy pomyśli się, że nie było mu dane wystąpić na historycznym mundialu w 2014 roku, gdy Kolumbia dotarła aż do ćwierćfinału z Brazylią. Z Falcao sprzed kontuzji “Los Cafeteros” mogliby w ćwierćfinale odprawić z kwitkiem gospodarzy tamtych mistrzostw.
- Falcao jest dla Kolumbijczyków wielkim graczem i na pewno jednym z tych, który skutecznie nawiązywał jakością do pokolenia Valderramy czy Asprilli. Myślę, że trochę brakowało u niego bramek na ważnych turniejach. Dwie na Copa America czy jedna mundialowa przeciwko Polsce to trochę za mało, szczególnie na rozbudzony kibicowski apetyt na wzgląd przez grę w Porto czy Atletico. Karierę ma jednak nad wyraz udaną i choć po drodze trochę ten poziom się obniżał, to i tak trudno było sobie wyobrazić jego brak, przynajmniej w reprezentacji. To wciąż była wysoka jakość, potwierdzona umiejętnościami - uważa Michał Borowy.
W narodowych barwach jego największym sukcesem pozostaje młodzieżowe mistrzostwo Ameryki Południowej z 2005 roku. Gdy 11 lat później dorosła reprezentacja zdobyła brązowy medal w Copa America Centenario, jego w kadrze zabrakło. Był wtedy po słabym sezonie w Chelsea, dla której w Premier League zagrał w zaledwie 10 meczach. Jego status żywej legendy w Kolumbii jest jednak niepodważalny.
- Falcao jest dla Kolumbii kimś więcej niż tylko piłkarzem. To symbol pasji, wytrwałości, uczciwości i człowieczeństwa. W Kolumbii mieliśmy wielu wybitnych zawodników. Valderrama, Rincon, Asprilla, a także James. Falcao to jednak postać niezwykła, unikalna. To prawdziwy lider i gdyby nie kontuzja, mógłby być obecnie jeszcze ważniejszą postacią w świecie futbolu, niż jest - podsumowuje Ivan Colmenares.

Przeczytaj również