Gdzie jest Timo? Napastnik Chelsea powoli staje się pośmiewiskiem. "The Blues" wyrzucili miliony w błoto?

Gdzie jest Timo? Napastnik Chelsea powoli staje się pośmiewiskiem. "The Blues" wyrzucili miliony w błoto?
Vlad1988/shutterstock.com
Przychodził do Chelsea jako jeden z najbardziej obiecujących napastników młodego pokolenia. Ten, który w Bundeslidze przynajmniej próbował rzucić wyzwanie Robertowi Lewandowskiemu. Transfer do Premier League miał być kolejnym krokiem naprzód w karierze Timo Wernera. Na razie jednak Niemiec stąpa po równi pochyłej. I staje się obiektem żartów, zamiast westchnień.
11 spotkań z rzędu bez gola. Ostatni raz tak słabą formę Niemiec zanotował w sezonie 2015/16, gdy występował jeszcze w barwach Stuttgartu. Posucha trwa od wielu tygodni, a widmo nagłego przełamania staje się coraz mniej realne. Kibice “The Blues” oczekiwali spektaklu po transferze zawodnika z RB Lipsk. W zamian dostali tragikomedię bez happy endu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Rozregulowany celownik

Co poszło nie tak przy zakupie, który teoretycznie nie miał prawa się nie udać? Patrząc na dokonania Wernera w Bundeslidze, można było się spodziewać, że w szybkim tempie zyska uznanie także na Wyspach. Jego profil idealnie pasował do potrzeb Franka Lamparda. W poprzednich sezonach 24-latek udowadniał, że jest napastnikiem szybkim, skutecznym, dynamicznym, na wskroś uniwersalnym. Nie przez przypadek ubiegłe rozgrywki zakończył z okazałym bilansem 34 trafień i 13 asyst. Nic nie zapowiadało nadchodzącej katastrofy.
W ostatnich tygodniach Werner przypomina zagubione dziecko we mgle. Nie wykorzystuje prostych sytuacji, pudłuje na potęgę, a przecież nie tego oczekuje się od napastnika sprowadzonego za kilkadziesiąt milionów euro. Fani mogą się pocieszać tym, że regularnie dochodzi do sytuacji, piłka go szuka w polu karnym, więc to przełamanie musi w końcu nastąpić. Ale w feralnych 11 spotkaniach Niemiec aż 8 razy dochodził do tzw. “big chances”, czyli po prostu okazji, które należy zamienić na bramkę. Nie wykorzystał żadnej. Nawet Frank Lampard powoli przestaje wierzyć w nowy nabytek.
- Timo nie dał nam dziś wystarczająco dużo, dlatego należało dokonać zmian w składzie. Musimy dać mu czas na odnalezienie się w nowej lidze, ale muszę też patrzeć na całą drużynę - stwierdził trener po dotkliwej porażce z Arsenalem. Na Emirates Werner zanotował jeden z najgorszych występów w karierze. Po 45 minutach zasłużenie wylądował na ławce.

Co gryzie Timo Wernera?

Można teraz zastanawiać się, co tak naprawdę hamuje go przed grą na optymalnym poziomie. Krucha psychika, nieodpowiednia pozycja, albo po prostu nieprzystosowanie do tempa Premier League? Wbrew pozorom, źródło fatalnej dyspozycji może tkwić w głowie, a nie nogach. Pamiętamy sytuację sprzed kilku lat, gdy napastnik przedwcześnie zszedł w wyjazdowym meczu z Besiktasem z powodu… hałasu na stadionie. Później RB Lipsk wydał komunikat o problemach neurologicznych swojego snajpera. Dziś trybuny oczywiście świecą pustkami, jednak możliwe, że to w głowie Wernera kołatają się różne myśli, a presja zjada go od środka. Ewidentnie widać, że zmarnowane sytuacje nie dają mu spokoju. Na boisku jest osowiały, przygnębiony. Zniknął uśmiech, którym częstował kibiców po hat-trickach w barwach RB Lipsk.
- Premier League różni się od Bundesligi. Jest ciężej niż sądziłem. Spodziewałem się, że rywale będą tutaj twardsi, ale nie aż tak - przyznał 24-latek cytowany przez “ESPN”.
Niektórzy próbują tłumaczyć regres tym, że Werner nie jest ustawiany na nominalnej pozycji. Lampard rzadko korzysta z jego usług na środku ataku, a częściej wystawia bliżej lewego skrzydła. To jednak nie powinno stanowić żadnego usprawiedliwienia. Już w Lipsku Niemiec dał się poznać jako wszechstronny zawodnik, który nie trzyma się kurczowo pozycji nr 9. To nie jest i nigdy nie był napastnik w stylu Krzysztofa Piątka, który operuje blisko pola karnego i cierpi, gdy musi zejść niżej do rozegrania. Trener Chelsea nieco naśladuje Juliana Nagelsmanna, bowiem on także ustawiał Wernera blisko linii bocznej. Środkową strefę częściej okupował Yussuf Poulsen. W Lipsku ten system funkcjonował perfekcyjnie. Na Stamford Bridge mamy do czynienia z nieudolną kopią, marnym odwzorowaniem, karykaturą. Wydaje się, że Timo nie potrafi odnaleźć się w sytuacji, w której to nie jest najważniejszym elementem sprawniej działającej machiny, a musi dostosować się do nowej sytuacji.

Konkurencja nie śpi

Zresztą Werner nie może być ustawiany inaczej, ponieważ na środku ataku Lampard dysponuje napastnikami w znacznie lepszej formie. Wystarczy przytoczyć statystyki z tego sezonu.
  • Timo Werner - bramka co 218 minut
  • Tammy Abraham - bramka co 137 minut
  • Olivier Giroud - bramka co 66 minut
Liczby nie kłamią. Na tę chwilę były zawodnik Lipska boleśnie przegrywa rywalizację z konkurentami. Giroud i Abraham oferują boiskową regularność, a Werner jedynie ułudę powrotu do dawnego poziomu skuteczności. Lampard zachowałby się niesprawiedliwie, wystawiając reprezentanta “Die Mannschaft” tylko dlatego, że kosztował więcej. Piłkarskie argumenty nie idą w parze z metką na trykocie.
Bramkowa susza nie będzie trwać wiecznie, aczkolwiek trudno patrzeć z optymizmem na sytuację Wernera. Przegrał rywalizację z Giroud i Abrahamem, a niewykluczone, że przyjdzie mu także ustąpić miejsca Christianowi Pulisicowi. Gdy Hakim Ziyech wróci do zdrowia, może na dłużej zabraknąć Wernera w ofensywnym tercecie “The Blues”. Już przeciwko Aston Villi Lampard zdecydował się posłać w bój właśnie Pulisica i Calluma Hudsona-Odoi.
Istnieje szansa, że Werner usiadł na ławce, bo potrzebował resetu, oczyszczenia umysłu. Ruud van Nistelrooy powtarzał, że z bramkami u napastnika jest jak z wyciskaniem keczupu z butelki. Czasem trzeba poczekać, ale gdy już się uda, to leci hurtowo. To jednak domysły i płonne nadzieje na przyszłość. Na razie trzeba powoli traktować Niemca jako transferowy niewypał.
To nie są tylko cierpienia młodego Wernera. Przez jego fatalną formę cierpi Frank Lampard, cierpi Roman Abramowicz, a przede wszystkim cierpią wszyscy kibice Chelsea.

Przeczytaj również