Gdzie Ronaldo z Messim się biją, tam Neymar skorzysta? Jak lider "Canarinhos" zawstydza legendy futbolu, które już nigdy nie sięgną po Puchar Świata

Gdzie Ronaldo z Messim się biją, tam Neymar skorzysta? Jak lider "Canarinhos" zawstydza legendy futbolu, które już nigdy nie sięgną po Puchar Świata
Alizada Studios / shutterstock.com
Futbol to ciągła pogoń za ideałem. Aby być najlepszym trzeba to udowadniać w praktycznie każdym meczu, na każdym turnieju. Porażki, które można zliczyć na palcach jednej ręki bezwolnie mogą przekreślać dorobek wielu lat. Aby na stałe zapisać się w annałach historii trzeba wygrywać i to najlepiej na największych futbolowych scenach.
30 czerwca to data, która bez wątpienia stanie się swoistym symbolem dla fanów piłki na całym świecie. Tego oto dnia z marzeniami o tytule mistrza świata pożegnali się dwaj najwięksi piłkarze XXI wieku – Leo Messi oraz Cristiano Ronaldo.
Dalsza część tekstu pod wideo
Ani Portugalia ani Argentyna nie były uznawane za faworytów mundialu, ale sama obecność w ich szeregach graczy takiego pokroju pozwalała myśleć, że to właśnie będzie turniej w którym „Pulga” lub CR7 wskoczą do ścisłego panteonu futbolowych bogów, którym było dane wznieść najważniejsze piłkarskie trofeum.

Mundialowa „Mission Impossible”

Od niepamiętnych czasów kibiców dzieli spór o miano najlepszego piłkarza w historii. Jedni opowiadają się za Pele, drudzy za Maradoną, są zwolennicy Messiego, dla których przeciwwagę stanowią fani Ronaldo.
Okres mundialu jeszcze mocniej podsyca owe dyskusje. W końcu jest to idealna okazja do tego, by nowożytne gwiazdy nawiązały do wspaniałych sukcesów, które odnosili ich rywale w wyścigu o miano najlepszego z najlepszych.
Chociaż tak naprawdę, z racji na przebieg mistrzostw, powinienem już używać czasu przeszłego. To była idealna okazja, która po raz kolejny została niewykorzystana. Argentyna i Portugalia pożegnały się z turniejem już na etapie 1/8 finału. Ani Messi ani Ronaldo nie dali rady powtórzyć wyczynów Pele i Maradony z zeszłego stulecia.
Dla obu panów była to czwarta okazja na wywalczenie mistrzostwa świata. Najlepszym wynikiem Ronaldo było czwarte miejsce z 2006 roku, z kolei Messi najbliżej zdobycia trofeum był 4 lata temu, gdy na brazylijskich boiskach „Albicelestes” polegli dopiero w finałowym meczu z Niemcami.
Jednak dla najlepszych piłkarzy swojego pokolenia, którzy tak brutalnie dominują w klubowej piłce od ponad dekady, na mundialu liczył się tylko złoty medal, który byłby dopełnieniem wspaniałej kariery, momentem, gdzie wszystkie spekulacje. kto jest najlepszy i dlaczego, odeszłyby na dalszy plan. Niestety dla obu ten moment nie nadszedł w Rosji i nie nadejdzie już prawdopodobnie nigdy.

Zmęczenie materiału

Na kolejnym mundialu w Katarze Messi będzie miał 35 lat, a Ronaldo 37. Oczywiście obaj wielokrotnie pokazywali już, że są maszynami i kolejne sezony ich nie męczą, a jedynie pozwalają udoskonalać kolejne cechy. Jednak naprawdę trudno jest mi sobie wyobrazić, by w tak podeszłym wieku, nawet Messi albo Ronaldo potrafili wznieść się na niebotyczny poziom, gwarantujący zdobycie tytułu mistrza świata.
Już aktualnie trwające mistrzostwa pokazują, że powoli nadchodzi zmierzch wielkiego tandemu. Oczywiście nadal ich bramki oraz asysty były kluczowe dla losów kadry, ale coraz częściej mogliśmy również zaobserwować jak Ronaldo w łatwy sposób przegrywa pojedynki z filigranowymi rywalami, a Messi po prostu nie uczestniczy w grze, gdy nie ma piłki przy nodze.
Prawie 60 meczów w każdym sezonie w końcu musi dać się we znaki i efekty mogliśmy widzieć w Rosji. Ronaldo i Messi, choćby nie wiem jak bardzo się starali i jak ogromnym talentem dysponowali, nie oszukają wieku, nie znajdą sposobu na zachowanie szybkości, zwinności, zapału do gry.
Przez kolejne 4 lata walory obu zawodników jeszcze mocniej ucierpią na jakości, a w futbolu na najwyższym poziomie perfekcyjna skuteczność czy przegląd pola nie wystarczą, by osiągnąć sukces.
Messi na kolejnych mistrzostwach może znów pośle śmiercionośną piłkę za plecy defensorów, Ronaldo po raz enty wykończy akcję głową, ale na nic się to zda przy tempie gry, które w meczach z drużynami jak Urugwaj Tabareza czy Francja Deschampsa jest po prostu zabójcze.

Albo oni albo nikt

Patrząc na to, w jakich drużynach grają obaj panowie, oczywistym faktem jest, to że właśnie od ich dyspozycji będzie zależeć końcowy sukces lub porażka. Portugalia i Argentyna są absolutnie uzależnione od swoich liderów, nie mają w swoich szeregach piłkarzy, którzy w razie zadyszki hegemonów wzięliby sprawy w swoje nogi tak, jak ma to miejsce w Realu czy Barcelonie.
Zawodnicy jak Pavon, Meza, Quaresma czy Andre Silva mogą wyróżniać się w swoich ligach (napastnikowi Milanu nawet to sprawia ogromne trudności), ale gołym okiem widać, że nie wspierają oni swoich liderów tak jak robią to na co dzień Suarez czy Kroos.
Jeśli Leo gra słabiej - Argentyna przegrywa, jeśli Ronaldo nie jest w formie - Portugalia nie jest w formie. A o tym, jak ogromne ma to znaczenie na Mistrzostwach Świata, nie trzeba nikogo przekonywać.
Gdy Pele i Maradona miewali słabsze dni Brazylia i Argentyna wygrywały dzięki błyskom m.in. Vavy, Garrinchy, Valdano czy Burruchagi. W pojedynkę jeszcze nikt nie zdobył mistrzostwa świata i wątpliwe, by dokonał tego Messi lub Ronaldo u schyłku swoich karier.
W przypadku Messiego zresztą sytuacja wygląda jeszcze bardziej kuriozalnie, ponieważ zdaje się, że odpowiada on za wszystko co związane z kadrą Argentyny. Kreowanie gry, wspieranie trenera, regulowanie pensji pracowników. „Pchła” na pewno nie może liczyć na to, że w Katarze sytuacja ulegnie diametralnej zmianie, a di Maria czy Aguero przejmą rolę Burruchagi, torując drogę do mistrzostwa.

Z przodu liceum, z tyłu muzeum

Historia również nie przemawia za Messim i Ronaldo w kontekście następnego mundialu. Kadry mistrzów z ostatnich lat, mianowicie Niemiec, Hiszpanii i Francji były bardzo podobnie zbudowane. Doświadczeni zawodnicy byli odpowiedzialni za defensywę, podczas gdy w ataku rządziły młode armaty w postaci Götze, Pedro czy Gilardino.
Stoperzy czy bramkarze są długowieczni i tak naprawdę niczym wino, z wiekiem stają się lepsi. Bazując na doświadczeniu poprawiają umiejętności ustawiania się, czytania gry, przewidywania ruchów rywali. To było główną bronią Puyola, Casillasa, Grosso, Cannavaro, Lahma albo Höwedesa.
U graczy ofensywnych sprawa wygląda odwrotnie i z wiekiem zwykle tracą oni wszelkie atuty, które już opisywałem i które właśnie w Rosji w pewnych momentach szwankowały u Messiego i Ronaldo. Siła młodości szczególnie widoczna była w starciu Leo z Francją, którą do wygranej poprowadził 19-letni Mbappe.
Napastnik PSG raz po raz dewastował bezbronną defensywę „Albicelestes”, która nie miała szans w starciu z zawodnikiem, biegnącym z prędkością Usaina Bolta. Rajdy Mbappe przyniosły Francji 3 bramki, inteligencja i precyzja Messiego tylko 2 trafienia Argentyny. Dysproporcja wpływu na grę obu panów za 4 lata może być jeszcze bardziej znacząca.

Wiek to aż liczba

Najwięksi piłkarze, którym udało się wdrapać na szczyt, robili to zwykle, będąc w najlepszym wieku dla zawodnika. Pele zdobywał tytuły mistrza świata w wieku 18, 22 i 30 lat, Maradona uszczęśliwił swoich rodaków, mając 26 lat, zresztą tak samo jak Ronaldo Nazario. Trudno nie zauważyć, że Ronaldo i Messi chyba już przegapili odjeżdżający z mistrzostwem świata pociąg.
Tegoroczne mistrzostwa były ostatnim dzwonkiem, ostatnią nadzieją dla obu zawodników na zapełnienie luki w jakże obfitej przecież karierze. Oczywiście Ronaldo zdobył 2 lata temu Mistrzostwo Europy, Messi jest wicemistrzem świata oraz dwukrotnie zdobywał srebrny medal Copa America, ale w piłce reprezentacyjnej puchary kontynentalne nawet nie umywają się do trofeum Silvio Gazzanigi.
I sytuacja ta nie dotyczy tylko tych dwóch wybitnych jednostek. Nie tylko Messi i Ronaldo cierpią z powodu upływającego czasu. Turniej w Rosji nie oszczędził chociażby Andresa Iniesty, który z racji 34 lat na karku nie był już wiodącą postacią „La Rojy”.
Legendarny pomocnik jeszcze przed mistrzostwami ogłosił, że będzie to jego ostatnia wielka impreza w karierze. Liczono, że ogromna motywacja „Don Andresa” poprowadzi Hiszpanię do kolejnego triumfu, ale zamiast tego kibice oglądali Iniestę albo na ławce rezerwowych albo bezradnego na boisku.
Na swoje „usprawiedliwienie” Iniesta może powiedzieć, że wygrał mundial, zdobył decydującego gola w finale, zrobił coś o czym Messi i Ronaldo będą śnić do końca życia. W Rosji legendarny pomocnik Barcelony walczył już tylko o powtórne wejście do piłkarskiego raju.

Pusty tron

Szybkie pożegnanie się z mundialem może wywołać poważniejsze konsekwencje niż tylko utrata szansy na zostanie najlepszym piłkarzem w historii. Dotychczasowi królowie piłki są już na wakacjach, tron stoi pusty i bardzo prawdopodobne, że zawodnik, który zdobędzie mistrzostwo świata stanie się też głównym kandydatem do zdobycia Złotej Piłki.
Z ekip, które przed mistrzostwami były typowane na faworytów zostały tylko Francja i Brazylia. Wspominałem już o niesamowitym Mbappe, który mógłby zostać najmłodszym zdobywcą nagrody dla najlepszego piłkarza w historii, ale poważniejszą kandydaturą wydaje się lider kadry „Canarinhos” – Neymar.
Brazylijska „10” w przeciwieństwie do Leo i Ronaldo potrafi udźwignąć ciężar kadry na swoich barkach. Na tegorocznej imprezie „Ney” zdobył już 2 bramki i 2 asysty, był kluczowy w meczu z Meksykiem.
Neymar może irytować przesadzonymi reakcjami po faulach, nadmierną ilością strat wynikających z nonszalancji, ale nie można mu odmówić boiskowej jakości. Liczby jakie wykręca w kadrze przyprawiają o zawrót głowy. Z takim liderem Brazylijczycy spokojnie mogą myśleć o dodaniu kolejnej gwiazdki na trykocie.
Skrzydłowy PSG już dwa razy zajmował trzecie miejsce w plebiscycie „France Football”, ale ewentualne zwycięstwo w Rosji z pewnością pozwoliłoby na obalenie dotychczas panujących hegemonów. Lepszej okazji w najbliższych latach może nie być, ponieważ w piłce klubowej zarówno Leo jak i CR7 są praktycznie niemożliwi do przegonienia.

Perfekcyjna niedoskonałość

Niezależnie od preferencji, historia Messiego i Ronaldo powinna wzbudzać w kibicach smutek lub chociaż poczucie pewnej niesprawiedliwości. Zawodnicy, którzy wypracowali łącznie ponad 1500 goli, nie będą mogli po zakończeniu przygody z futbolem nazwać się mistrzami świata, nigdy nie wzniosą swojej reprezentacji na najwyższy futbolowy szczyt.
Ich kariery, mimo że obfitujące w hurtową liczbę trofeów oraz nagród indywidualnych będą niepełne, niedoskonałe, zupełnie przeciwne niż poziom prezentowany przez ten duet na boiskach.
To wręcz niewiarygodne, że chociażby 4 lata temu mistrzem świata został m.in. Christoph Kramer, a nie 5-krotny zdobywca Złotej Piłki. To wręcz niewiarygodne, że nawet tak wybitny zawodnik jak Cristiano Ronaldo, mimo ogromnych zasług dla drużyny narodowej, nie potrafił dorównać kadrze z 1966 roku, która zajęła 3. miejsce na mundialu w Anglii.
Tyle wysiłku, tyle pracy, tyle talentu praktycznie na marne. Futbol pamięta zwycięzców największych imprez, którymi ani Ronaldo ani Messi nie są i z przeczuciem graniczącym z pewnością można stwierdzić, że nigdy nie będą.

Gra zespołowa

12 lat temu wygrał kolektyw, 8 lat temu wygrał kolektyw, 4 lata temu wygrał kolektyw, a i obecnie na Mistrzostwach zachwycają perfekcyjnie zbalansowane kadry Urugwaju i Chorwacji. W Katarze nic w tej kwestii się nie zmieni.
Na takim turnieju jak mundial indywidualne umiejętności, nawet na najwyższym możliwym poziomie, wystarczą do ugrania kompletu punktów w jednym, może w dwóch meczach. Wystarczą do wyjścia z grupy, ale nie przeciwstawią się jedenastce rywali z pomysłem na grę, którego nie mają ani Santos ani Sampaoli.
Argentyńczycy i Portugalczycy mogą dziękować bogu, że przyszło im żyć w czasach, gdy reprezentanci ich kraju wznieśli się na indywidualne wyżyny, ale jednocześnie muszą zdawać sobie sprawę jak pechowy jest to okres.
Messi i Ronaldo otoczeni są grupą kompletnie niezgranych ludzi, zawodników z egzotycznych lig lub takich piłkarzy, którzy nie potrafią w kadrze odzwierciedlić umiejętności, prezentowanych w klubie. Przez tak pechowy dobór partnerów, najjaśniejsze futbolowe gwiazdy tego tysiąclecia w specjalnie wyznaczonym miejscu w domowej gablocie, zamiast medalu zastaną co najwyżej kurz.
W momencie, gdy najwybitniejsi piłkarze pakują swoje walizki na murawach rosyjskich boisk wciąż wrze. Najlepsi zawodnicy już odpadli, ale trwa zażarta rywalizacja o miano najlepszej drużyny. Jak to na placu gry bywa, o losach turnieju zadecyduje tylko (lub aż) jedenastu ludzi. Niezależnie, kto okaże się zwycięzcą, poczuje coś, czego nigdy nie zazna ani Messi ani Ronaldo – futbolowe spełnienie.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również