Grał w kadrze Beenhakkera, karierę zniszczyły mu kontuzje. “Lisu” od “Bandy Świrów” dostał… kurę i widły

Grał w kadrze Beenhakkera, karierę zniszczyły mu kontuzje. “Lisu” od “Bandy Świrów” dostał… kurę i widły
Youtube
Na dwóch najwyższych szczeblach rozgrywkowych rozegrał prawie dwieście spotkań. Rzadko strzelał bramki, ale jak już przymierzył, to z gatunku stadionów świata. Łatka “solidnego ligowca” pasuje do niego jak ulał, choć grał też w reprezentacji Polski Leo Beenhakkera. Kto wie, jak daleko by zaszedł, gdyby nie nękające go kontuzje więzadeł krzyżowych. Jak jednak sam mówi, “nie ma co wybrzydzać”. Porozmawialiśmy z Tomaszem Lisowskim, byłym piłkarzem Widzewa i Korony, członkiem słynnej kieleckiej “Bandy Świrów”. O karierze, Beenhakkerze, podmienionych tablicach rejestracyjnych i zgubionym dowodzie osobistym... na Cyprze. Zapraszamy.
Czy gdyby nie poważne kontuzje, m.in. zrywane więzadła krzyżowe, dalej grałbyś zawodowo w piłkę?
Dalsza część tekstu pod wideo
Wydaje mi się, że tak. Jak się patrzy na tę ligę, to w moim wieku chłopaki, koledzy moi, oni jeszcze grają, więc gdybym miał zdrowie, to spokojnie bym jeszcze kopał. Może nie na takim wysokim poziomie, ale na pewno bym poradził sobie w niższej klasie rozgrywkowej.
Które wyrażenie bardziej do Ciebie pasuje: "Mogłem osiągnąć więcej" czy "osiągnąłem więcej niż myślałem"?
Z perspektywy czasu na pewno chciałoby się jeszcze troszeczkę pograć, ale nie ma co tutaj gdybać, mam fajne epizody w Ekstraklasie, jak i w reprezentacji, więc nie ma co wybrzydzać. Można powiedzieć, że jestem umiarkowanie usatysfakcjonowany.
A jakie masz najlepsze ogólne wspomnienie z całej kariery?
Karierę to ma Lewandowski (śmiech). Najlepsze wspomnienie… Jak siedzieliśmy w szatni w Widzewie i przyszły pierwsze powołania do reprezentacji seniorskiej, za Leo Beenhakkera. To naprawdę było bardzo fajne uczucie, moment, który na pewno będę długo wspominał. Zagrać z orłem na piersi - super sprawa, spełnienie marzeń.
Spodziewałeś się wtedy, siedząc w tej szatni, że może przyjść taka radosna nowina z powołaniem?
Jakieś pogłoski chodziły na ten temat, ale trudno było wbić sobie do świadomości, że ktoś może zwrócić na mnie uwagę. Gdzieś tam z tyłu głowy lampka się świeciła, że fajnie by było, jakby przyszło to powołanie... no i się stało.
Jakie masz podejście do gry w reprezentacji? Fajnie, że udało się zadebiutować, czy szkoda, że skończyło się na trzech meczach?
Na pewno chciałoby się ich więcej. Jednak nie było mi po drodze z jednym trenerem w reprezentacji i w klubach, dlatego chyba skończyło się tylko na trzech.
Zdradzisz, z którym trenerem było Ci nie po drodze?
Nie chciałbym się rozwijać na ten temat.
Byłeś w kadrze Leo Beenhakkera. Co szczególnie zapamiętałeś ze współpracy z Holendrem?
Zapamiętałem to, co trener zawsze powtarzał, zresztą sam się z tego najpierw śmiałem. Leo ciągle mówił, by grać na "dalszą nogę". Moja pierwsza reakcja: "kurczę, o co mu chodzi", ale później zdałem sobie sprawę, że faktycznie, coś w tym jest, że granie na dalszą nogę to bardzo mądre wyjście. Lepiej się przyjmuje piłkę, otwiera się grę, to dużo pomaga. Może ciężko tak to sobie było wyobrazić, żeby dokładnie zagrać partnerowi zgodnie z zaleceniami, dużo jednak mieliśmy tych ćwiczeń na kadrze.
Sprzedasz światu jakąś anegdotę ze zgrupowania kadry? Wiemy, że te potrafiły być bardzo barwne.
Mam sporo dobrych wspomnień z Adrianem Mierzejewskim, ale to chciałbym akurat zostawić dla siebie. No dużo tego było, kilka fajnych anegdot mi siedzi w głowie, tylko że niekoniecznie chciałbym się nimi chwalić na forum publicznym (śmiech).
Mówiłeś o najlepszym momencie, a jaki jest ten najgorszy z całej kariery, co wspominasz wyjątkowo źle?
Najgorsze były kontuzje. Wszystko się fajnie zapowiadało, a te nieszczęsne urazy pokrzyżowały moje plany. Pierwszy raz zerwałem więzadła krzyżowe w Widzewie, ale się po tym odbudowałem, było super, zdążyłem po tych "krzyżówkach" jeszcze wrócić do reprezentacji. A drugi raz zerwałem już w Koronie, jakoś rok przed końcem kontraktu. W Kielcach miałem swoje naprawdę dobre momenty, nieźle się prezentowałem, może nie tak, że leżał już zapewniony następny kontrakt, ale były wstępne rozmowy.
Mówili mi, żebym się nie przejmował, żebym doszedł do siebie i wtedy ten kontrakt dostanę. Spokojnie się przygotowywałem i cóż, coś się Koronie odwidziało. Nie chciałbym też nazwiskami sypać, ale te osoby, które ze mną wcześniej rozmawiały, a później podjęły inną decyzję, pewnie zdają sobie z tego sprawę.
Brzmi znajomo, w Kielcach do dziś mają podobne problemy organizacyjno-kontraktowe.
Tak, ale to już ich problem.
Myślisz, że to był przełomowy moment w Twojej karierze? Wszystko było zaplanowane, a tu nagle Cię pożegnali.
Zgadzam się, ale wydawało mi się, że byłem wtedy w miarę na topie, jeśli mogę tak powiedzieć, i bez problemu znajdę nowy klub. Nie ukrywam, miałem kilka ciekawych kontraktów na stole, mogłem je podpisać, ale jakoś nie podjąłem rękawicy. W końcu zdecydowałem się na Pogoń Szczecin, gdzie też dobre warunki były dogadane, ale potoczyło się, jak potoczyło, tam doznałem kontuzji i musiałem wcześniej rozwiązać umowę.
Robi nam się za trochę za smutno. Którą szatnię, w której byłeś, uważasz za najlepszą? Kielecką "Bandę Świrów"?
Tak, w Kielcach spędziłem super czas. Była tam drużyna i do tańca, i do różańca. Pod każdym względem się dogadywaliśmy. I na boisku, i poza nim. Szatnię Korony wspominam najlepiej, ale nie ujmuję żadnej innej, bo wszędzie super się czułem.
Idąc za kieleckim ciosem - czy Leszek Ojrzyński to najlepszy trener, z którym pracowałeś?
Można tak powiedzieć. Z trenerem mam kontakt do dzisiaj. Super szkoleniowiec, super człowiek pod każdym względem. Zawdzięczam też jednak swoją przygodę z piłką kilku innym, jak Michał Probierz czy Czesław Michniewicz. To osoby, które na dziś są w czołówce szkoleniowej w Polsce. Jeden ma Cracovię, drugi reprezentację, obaj są na topie. Od każdego trenera, z którym miałem kontakt, coś zawsze się wyciągnęło. Nie mogę też zapomnieć o Krzysztofie Chrobaku, który mnie pociągnął w górę, o Waldemarze Fornaliku. Trochę jest tych nazwisk, z którymi mi się super pracowało.
Jaki jest najlepszy piłkarz, z którym grałeś w jednym zespole?
Było ich sporo, ale piłkarsko to w Koronie Paweł Golański na boku obrony, który przecież zrobił naprawdę fajną karierę. Do tego Edi Andradina, Andrzej Niedzielan. Dobrze było przebywać z nimi w jednej szatni. Też od takich zawodników dużo się uczyłem.
A najlepszy, przeciwko któremu grałeś? Albo taki, który wyjątkowo dał ci się we znaki?
Chyba już o tym kiedyś mówiłem, ale nie lubiłem grać na Jacka Kiełba. Jacek za swoich najlepszych czasów, zresztą jest tak do dzisiaj, był świetnym zawodnikiem. Jak grał bodajże w Lechu Poznań, to nie mogłem nigdy go "przeczytać" na boisku. Wiadomo, przed każdym meczem analizowałem sobie swojego bezpośredniego przeciwnika, a Jacek szedł raz na lewą, raz na prawą nogę. I uciekał.
Który mecz na przestrzeni całej kariery wspominasz najmilej? Jeden, jedyny, wybrany.
W Kielcach graliśmy super mecz u siebie z Legią Warszawa (23 lutego 2013 - przyp. red.). Dałem tam asystę na 3:2 i udało się wygrać. Zwycięstwo z Legią zawsze smakuje wyjątkowo, jeszcze na własnym terenie, dodatkowo ta asysta, dlatego wyjątkowo dobrze to pamiętam.
Faktycznie, ładna asysta na 3:2 do Tadasa Kijanskasa, firmowy rajd lewą stroną. A Twój najgorzej wspominany mecz?
Najgorzej wspominam, też za czasów gry w Koronie, spotkanie z Lechią Gdańsk z maja 2011 r. Prowadziliśmy 2:0, a przez kilkadziesiąt minut Lechia nawet nie oddała celnego strzału. Oddali pierwszy, od razu straciliśmy bramkę (gol samobójczy Pavola Stano w 67. min - przyp. red.) na 2:1, szybko poszło i przegraliśmy 2:3. Mieliśmy wszystko, a przynajmniej tak nam się wydawało, pod kontrolą. Przecież prowadziliśmy 2:0 prawie 70 minut.
Asysty to jedno, ale kilka tych bramek w trakcie gry w Ekstraklasie strzeliłeś. Które trafienie uważasz za najładniejsze?
W Koronie w lidze to chyba tylko jednego gola strzeliłem, ale jakiego. Z rzutu wolnego z Bełchatowem, naprawdę ładna bramka. Do dzisiaj można ją chyba znaleźć w internecie (śmiech).
Wspominałeś już o kilku kolegach z boiska. Kto był Twoim najlepszym kumplem z szatni?
I znów Korona. Paweł Golański, Maciek Korzym, chłopaki z "Bandy Świrów". Dobrze się razem trzymaliśmy, rodzinnie spędzaliśmy czas, jeździliśmy na wspólne wakacje.
Przyjaźnie przetrwały próbę czasu i trzymacie się do dzisiaj?
Tak, jasne, nawet założyliśmy na komunikatorze grupę "Bandy Świrów", więc na co dzień mamy ze sobą kontakt, rozmawiamy.
A kogo kojarzysz z najlepszymi dowcipami, kto wyróżniał się poczuciem humoru i naturą żartownisia?
W szatni w Kielcach dużo się działo, sporo tych dowcipów było. "Golo" zawsze lubił rozluźnić atmosferę, śmiechu nie brakowało. Nie zapomnę też fajnej anegdoty, jak razem z Pawłem zmieniliśmy chłopakom z drużyny rejestracje w autach. I tak kilka dni jeździli na innych rejestracjach. Dopiero po paru dniach im powiedzieliśmy, co jest grane.
A Tobie kto wykręcił najlepszy dowcip? Czy to raczej Ty byłeś prowodyrem, a nie "ofiarą" żartów?
W sumie takich wyjątkowych dowcipów to nie pamiętam, na pewno jakieś były, jak to w piłkarskiej szatni. Jedyne, co szczególnie zapamiętałem, to jak dostałem w Kielcach prezent urodzinowy - kurę i widły (śmiech). Akurat był moment, że graliśmy z chłopakami w farmy.
Nawet napisali na stronie Korony, że jesteś miłośnikiem gier farmerskich.
O widzisz, no trochę graliśmy między sobą, sporo śmiechu przy tym było. Kura w szatni to nie codzienność.
W piłce często widzimy różne dziwne zwyczaje czy przesądy. Miałeś może swój charakterystyczny boiskowy rytuał lub wyróżniał się tym któryś z kolegów?
Ja osobiście na murawę zawsze musiałem wejść lewą nogą. Taki miałem zwyczaj. Do tego urywałem kawałek trawy i wrzucałem sobie pod koszulkę.
To wynikało z jakiegoś przesądu, czy raz tak zrobiłeś, poszczęściło się, i zostało na dłużej?
Nie, nie, po prostu jakoś tak się przyzwyczaiłem. Lewa noga, później się skłaniałem, brałem część murawy ze sobą, jak mówiłem, za koszulkę, a do tego do buzi drugi kawałek (śmiech).
Mówiliśmy o trenerach, piłkarzach, a jak to u Ciebie było z szeroko pojętymi działaczami - prezesami, dyrektorami, właścicielami klubów. Kogoś wyjątkowo dobrze wspominasz?
Chyba nie. Nie miałem z takimi osobami większej styczności, wiadomo, tylko tyle, co każdy z drużyny, a tak to bardziej menedżerowie się tym zajmowali. Prędzej znalazłbym innych, co nie po drodze mi z nimi było, ale też nie chcę o tym mówić.
Jest jakieś zgrupowanie, które szczególnie utkwiło w Twojej pamięci? Wiadomo, że na nich futbol stanowi tylko część wyjazdu.
Słynny obóz na Cyprze z Koroną. W ostatni dzień przed wyjazdem mieliśmy luźniejszy wieczór i... zgubiłem dowód osobisty. Skończyło się tym, że musiałem tam zostać jeden dzień dłużej. Siedziałem na Cyprze z fotografem i kamerzystą bodajże, dopiero na drugi dzień mieliśmy samolot. Ja musiałem mega szybko działać, tymczasowy paszport wyrobić, ale z drużyną wrócić nie mogłem.
Wiesz, co się z stało z Twoim dowodem? Gdzie mogłeś go zgubić?
Nie mam pojęcia. Myślałem, że może mi w autobusie wypadł, szukaliśmy, przetrzepaliśmy wszystkie miejsca, zakątki, ale znaleźć go dało rady.
Tylko dowód czy inne dokumenty albo kartę bankową też?
Nie, miałem przy sobie tylko dowód w kieszeni. Zawsze chodziliśmy w dresach klubowych, brałem na zagraniczne obozy tylko dowód i gotówkę, bez karty. Za to sobie chociaż dłużej posiedziałem na Cyprze.
Przenieśmy się do teraźniejszości. Jako zasłużony ligowiec pewnie śledzisz Ekstraklasę, więc kto Twoim zdaniem jest dziś jej najlepszym zawodnikiem?
Oczywiście, śledzę, oglądam, a raczej oglądałem (śmiech). Nie tak łatwo wskazać jednego, paru chłopaków gra na mega wysokim jak na ligę poziomie, ale swego czasu było prościej wybrać, jak grali Ljuboja czy Radović.
Nikt według Ciebie nie przerasta ligi o przysłowiową głowę?
Chyba za długa przerwa przez tego koronawirusa, może dlatego nikt mi nie przychodzi od razu na myśl. Jakbym obejrzał z dwie, trzy kolejki ligowe, to by się te nazwiska szybciej przypomniały. Wróci Ekstraklasa, zobaczymy, kto będzie najlepszy.
Łatwiej Ci pewnie wskazać najlepszego lewego obrońcę.
Maciek Sadlok. Jego gra mi się podoba. Fajna lewa noga, wybiegany, potrafi dograć piłkę na nos. Na tej lewej obronie daje radę, z wolnego umie przyłożyć.
A któryś lewy obrońca przypomina Ciebie z czasów gry?
Ktoś z zewnątrz pewnie lepiej by się do tego nadawał, by ocenić i to porównać. Ja sam nie przepadam za ocenianiem samego siebie, więc trudno mi wybrać.
Zostawmy na chwilkę futbol. Ostatnie dwa miesiące spędziłeś w domu? Jak Ci minął ten czas?
Tak, jasne, chyba każdy siedział w domu, a przynajmniej powinien. Siedzieliśmy rodzinnie w domu, spędzaliśmy wspólnie czas, teraz dopiero powoli wychylamy nosa.
Myślisz, że uda się dokończyć sezon ligowy? Zostało jedenaście kolejek do rozegrania.
Bardzo bym tego chciał, żebyśmy wszyscy wrócili do normalności, choć wiem doskonale, że zdrowie jest najważniejsze. Każdy z zawodników jest narażony jak wszyscy. Wierzę, że ligę się uda dokończyć, ale raczej trudno dzisiaj przewidzieć przyszłość. Bądźmy optymistami, chciałbym w tym roku jeszcze pójść na stadion, usiąść na trybunach i pooglądać mecz.
Czym się zajmujesz po przymusowym zakończeniu kariery?
Trenuję dzieciaki w Gdyni, w szkółce AG Rafała Murawskiego. Trenerem bym siebie nie nazwał, bardziej po prostu staram się z własnego doświadczenia coś tym chłopcom przekazać. To są dzieciaki urodzone nawet w 2015 roku. Mamy "ekipę" od pięciolatków do trzynastolatków.
Nie ciągnęło Cię do poważniejszej, ligowej trenerki?
W poważnej trenerce raczej siebie nie widzę. Za to stawiam, choć nie lubię tego słowa, na menedżerkę. Jestem pośrednikiem transakcyjnym, okej, niech będzie, jestem menedżerem, działam, mam pod sobą paru chłopaków z Gdyni, w całej Polsce również, bardziej idę w tę stronę.
Nie mogę o to na koniec nie zapytać - Widzew czy Korona? Więcej mówiłeś o Kielcach.
Ale w Widzewie byłem nawet dwa razy, choć wiadomo, jak to z piłkarzami bywa, wszędzie miałem wzloty i upadki. Łódź też super wspominam. Tutaj poślubiłem moją żonę, tutaj przeżyliśmy narodziny córeczki. Widzew to był fajny czas, zaliczyliśmy dwa awanse do Ekstraklasy. Po pierwszym nie mogliśmy w niej zagrać, zostaliśmy automatycznie zdegradowani (PZPN nie dopuścił łodzian do gry w najwyższej lidze w związku ze starymi grzechami korupcyjnymi - przyp. red.), to zrobiliśmy drugi, kolejny rok z rzędu, tym razem bez przeszkód. Pamiętne chwile.
A w Kielcach "Banda Świrów", wspaniałe czasy, ciężko mi tak wskazać, wydaje mi się, że postawię znak równości. W obu miejscach też zerwałem "krzyżówki", więc jest po równo (śmiech).
rozmawiał Mateusz Hawrot

Przeczytaj również