Grzegorz Krychowiak przeżywa drugą młodość. Kiedyś nosił fortepian, teraz gra na nim piękne melodie

Kiedyś nosił fortepian, teraz gra na nim piękne melodie. Krychowiak przeżywa drugą młodość
MediaPictures.pl / Shutterstock.com
Świat usłyszał o nim, gdy w wieku 17 lat zapewniał reprezentacji Polski do lat 21 zwycięstwo w mundialowym meczu z Brazylią. Już wtedy zapowiadał się świetnie, ale wiemy jak to jest. Weryfikacja przychodzi nieco później, o czym świadczy historia jego kolegi z ówczesnej kadry, Dawida Jańczyka. Później kariera Krychowiaka była sinusoidą, która jednak w ostatnim czasie zmienia się w linię prowadzącą tylko i wyłącznie do góry.
Można pomyśleć, że Krychowiak wraca do swojej najlepszej dyspozycji, czyli tej prezentowanej przez dwa sezony w Sevilli. Faktycznie, wtedy Polak był klasą samą w sobie, ale grał zupełnie inaczej. Był typowym defensywnym pomocnikiem, kasował wszystko, co napotkał na swojej drodze, po chwili oddając piłkę do któregoś z bardziej kreatywnych zawodników, najczęściej Evera Banegi. Wtedy zdecydowanie “Krycha” był od noszenia fortepianu na którym grali inni.
Dalsza część tekstu pod wideo

Paryski zjazd

Świetną dyspozycję z boisk La Liga potwierdził na Euro 2016, gdzie był niekwestionowanym liderem naszego środka pola. Nic dziwnego, że jeszcze w trakcie turnieju dogadało się z nim PSG. Problem w tym, że Polak kompletnie nie pasował do ekipy z Paryża. Nie ma co ukrywać, mistrzowie Francji “gniotą” niemal każdego rywala, a typowa “6” jaką jeszcze w tamtym okresie był Krychowiak nie ma za wiele do roboty. Nie może w pełni pokazać swoich atutów. Być może PSG okazało się też po prostu za dużą parą kaloszy.
W West Bromwich Albion bywało lepiej, bywało gorzej, ale ogólnie szału nie było. Można było zastanawiać się, czy Krychowiak nie zaczyna powoli rozmieniać swojej kariery na drobne. I wtedy pojawił się Lokomotiw Moskwa. Myślę, że większość osób pukała się w głowę. Gdzie on idzie?! Do Rosji?! Upływający czas pokazuje jednak, że był to wybór doskonały.

Druga młodość

Wychowanek Orła Mrzeżyno przechodzi ostatnio samego siebie. W Moskwie zyskał niewiarygodną pewność i swobodę w grze. Obudził jakiś do tej pory uśpiony gen snajpera. Gdy tylko pojawi się w okolicy pola karnego, futbolówka magicznym sposobem spada akurat na jego nogę lub głowę. Efekt? Dziewięć goli dla Lokomotiwu w tym sezonie. Osiem w lidze, jeden w Lidze Mistrzów. Do tego jedno trafienie dla reprezentacji w dopiero co zakończonych eliminacjach do Euro.
Próżno już szukać w Krychowiaku typowego defensywnego pomocnika. Niegdyś to on miał występować najbliżej stoperów. Teraz pełnię umiejętności pokazuje wówczas, gdy czarną robotą mają zająć się inni. Doskonale widać to w reprezentacji. “Krycha” zyskuje na obecności Krystiana Bielika czy Jacka Góralskiego. Kiedy jeszcze Jerzy Brzęczek stawiał na bardziej ofensywnego Mateusza Klicha, pomocnik Lokomotiwu nie prezentował się tak dobrze.
Miał wtedy bowiem dużo więcej zadań defensywnych. Z tyłu głowy świtała myśl, że trzeba grać jak typowa szóstka, bo nikt za niego “nie posprząta”.

Gole, podania, odbiory, przerzuty - co potrzeba?

Ale Krychowiak w tym sezonie to nie tylko masowo strzelane gole. Polak imponuje przeglądem pola, a jego przerzuty najczęściej trafiają dokładnie “na nos” kolegów z drużyny. Mam wrażenie, że polskiemu pomocnikowi w tym sezonie wyszedłby nawet strzał raboną z 25 metrów.
Przedwczoraj na listę strzelców wpisał się dwa razy. Trzeciego gola dla Lokomotiwu sprezentował jeden z obrońców FC Tambow. Patrzę na to trafienie samobójcze i co widzę? Piłkarz gospodarzy faktycznie pakuje futbolówkę do własnej siatki, ale tuż za jego plecami jest… Krychowiak.
Dynamika może już nie ta co w Sevilli, gdy powstrzymywał rajdy Leo Messiego, ale ewidentnie budzą się w nim inne atuty. Może nawet bardziej wartościowe dla klubu i - co najważniejsze - reprezentacji.
Pozostaje trzymać kciuki, by naszego pomocnika z daleka omijały kontuzje, a o formę nie powinniśmy się martwić. Zresztą, skoro kilka dni po wstrząśnieniu mózgu “Krycha” gra kapitalny mecz w Izraelu, to chyba nic nie jest w stanie go powstrzymać.
Dominik Budziński

Przeczytaj również