Helwecki trykot, bałkańska krew. Jak szwajcarska Wieża Babel podzieliła piłkarski świat

Helwecki trykot, bałkańska krew. Jak szwajcarska Wieża Babel podzieliła piłkarski świat
Norbert Barczyk / PressFocus
Dwóch Kameruńczyków. Nigeryjczyk i Senegalczyk. Chilijczyk z hiszpańskimi korzeniami. Jeden piłkarz wywodzący się z DR Kongo. Na dokładkę trzech Albańczyków, kilku Bośniaków i paru zawodników pochodzących z Kosowa. Tak właśnie wygląda kadra dwunastej siły na świecie według rankingu FIFA - Szwajcarii.
Oficjalne zestawienie światowej federacji nie zawsze oddaje realny stan rzeczy, jednak wysoka pozycja “Helwetów” musi budzić respekt. Jeszcze w 1998 r. Szwajcarzy plasowali się na odległym 83. miejscu w rankingu FIFA. W latach 1970-1990 nie dostali się na żaden międzynarodowy turniej. Nikt nie traktował ich poważnie. Dziś to jedna z najprężniej rozwijających się drużyn Starego Kontynentu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Wieża Babel

Chociaż Szwajcaria, oficjalnie uznana za państwo neutralne, nie należy do Unii Europejskiej, to osiedlenie się tam jest stosunkowo proste. Przynależność do strefy Schengen ułatwia imigrantom z całego świata pobyt w alpejskiej krainie. Dość powiedzieć, że jeszcze na przełomie lat 80. i 90. o szwajcarskie obywatelstwo ubiegało się średnio około 10 tys. osób. Dziś wskaźniki wzrosły ponad pięciokrotnie.
Szwajcaria stała się azylem dla ludności z każdego zakątka świata. Odzwierciedleniem społecznych trendów jest reprezentacja piłkarska, w której nie brakuje graczy z afrykańskimi czy bałkańskimi korzeniami. Jeśli tendencja się utrzyma, już niedługo trudniej będzie znaleźć rodowitego Szwajcara, niż tego naturalizowanego. Na poprzednim mundialu 1/3 kadry mogła się pochwalić posiadaniem podwójnego paszportu. Teraz do drzwi pierwszej kadry pukają jeszcze Becir Omeragić, którego rodzice uciekli z Bośni czy Simon Sohm, syn uchodźców z Nigerii.
Szwajcaria zaczęła coś znaczyć w Europie od momentu, gdy do kadry wprowadzono zasymilowanych zawodników z całego świata. Na dwóch ostatnich mistrzostwach świata “Helweci” meldowali się w 1/8 finału. Przy okazji poprzedniego Euro po raz pierwszy wyszli z grupy. W pewnym stopniu to pokłosie sukcesu drużyny młodzieżowej, która w 2009 r. wywalczyła złoto na mundialu ekip do lat 17. W mistrzowskim składzie występowali wówczas Granit Xhaka (albańskie pochodzenie), Ricardo Rodriguez (matka z Chile, ojciec z Hiszpanii) czy Haris Seferović (bośniackie korzenie). Nie każdy jednak akceptuje taki model zarządzania.
- Ktoś mógłby zapytać: czy naprawdę chcemy podwójnych obywateli? Powinien istnieć plan, dzięki któremu gracze innych narodowości mogliby być powiązani ze Szwajcarią we wczesnym etapie. Przykłady Shaqiriego i Xhaki pokazują, że coś jest nie tak - mówił Alex Miescher, członek szwajcarskiej federacji piłkarskiej dla dziennika “Tagensanzeiger”. - Dziś korzystamy z siły innych narodów, Bośni, Albanii. Szkolimy zawodników, po czym oni w wieku 21 lat mogą wybrać inną reprezentację. Może powinniśmy ustalić, że drzwi do fundowania programów treningowych będą otwarte tylko dla juniorów bez podwójnego obywatelstwa - dodał.

Szwajcarski paszport, bałkańskie serca

Miescher nieprzypadkowo wspomniał o Granicie Xhace i Xherdanie Shaqirim. Przykład tej dwójki pokazuje, że dla niektórych zawodników gra dla Szwajcarii to tylko szansa, aby zaprezentować się na wielkiej scenie. Noszą trykot z białym krzyżem na czerwonym tle, ale w głębi duszy walczą za własny naród. Bałkańskie dusze obu panów dały o sobie znać przy okazji poprzedniego turnieju rangi mistrzowskiej.
- Świat może nie znać tej opowieści, ale wystarczy zapytać każdego Albańczyka. Dzisiaj stworzyliśmy historię. Drużyna, której nawet nie ma na mundialu, zdobyła dwa gole. Serbia jeden, Albania dwa - mówił Xhaka po pamiętnym spotkaniu z Serbią. Shaqiri, który po zdobyciu bramki wykonał ten sam gest narodowego orła, grał wtedy w butach z flagą Kosowa. - Nigdy nie zapomnę skąd pochodzę - wyznał skrzydłowy Liverpoolu.
Mecz przeciwko Serbii był okazją do osobistej zemsty zranionych uchodźców, którzy przed laty szukali azylu. Ojca Xhaki więziono w dawnej Jugosławii za to, że oficjalnie popierał odłączenie Kosowa od Serbii. Valon Behrami ma wytatuowaną flagę państwa ze stolicą w Prisztinie. Na ogarniętym konfliktami terenie urodził się też Blerim Dzemaili. Shaqiri przyszedł na świat w Gnjilane, mieście, które do 2008 r. stanowiło serbską prowincję. Zresztą do dziś trwają międzynarodowe spory, bo Serbia nie uznaje niepodległości Kosowa. Krwawa wojna skłoniła wielu mieszkańców Bałkanów do opuszczenia rodzinnych stron. Życie w Szwajcarii albo śmierć w ojczyźnie. Wielu ojców obecnych reprezentantów musiało dokonać takiego wyboru.
- Cieszę się, że w Szwajcarii znaleźliśmy pokój. Moja rodzina wiele wycierpiała, spalono dom mojego wuja, a nasz został okradziony i doszczętnie zniszczony. Piłka była najlepszą rzeczą, jaka mogła mi się przydarzyć. W Augst (malutka miejscowość w kantonie Bazylea - przyp. red.) mieszkaliśmy pięć minut od boiska. Tam mogłem o wszystkim zapomnieć. Na murawie jestem wyzwolony - stwierdził Shaqiri.
28-latek nie zamierza ukrywać swojego pochodzenia. Wręcz przeciwnie, jest dumny z tego, gdzie zaszedł. - Żyję szwajcarską mentalnością, ale kiedy wracam do domu, to mówię po albańsku - dodał skrzydłowy w rozmowie z “The Guardian”. Spotkanie sprzed dwóch lat wywołało szok na całym świecie. Manifest polityczny zdobywców bramek nie przeszedł bez echa. Zwłaszcza, że gest albańskiego orła był odpowiedzią na baner rywali mówiący “Kosowo należy do Serbii”. A to wszystko w meczu Szwajcarii.

Powrót do korzeni

- Co zrobię, jeśli trener Kosowa poprosi mnie, żebym został kapitanem drużyny? Oczywiście będę musiał rozważyć tę opcję - powiedział Shaqiri w 2016 r., gdy Kosowo dostało się pod egidę FIFA. Przepisy zabroniły Shaqiriemu, Xhace i innym zmiany barw narodowych, jednak pewien niesmak pozostał. Szwajcarzy poczuli, że filary ich reprezentacji są tak naprawdę najemnikami. Gdyby nie sztywne zasady, być może większość “Czerwonych Krzyżowców” wróciłaby do ojczyzny. Tej prawdziwej, nie wybranej z braku laku.
Wspomniany Alex Miescher nie jest jedynym, który dostrzega pewien problem w szwajcarskim systemie. Przykład idzie z góry, ponieważ już w 2018 r. odbyło się referendum i mieszkańcy opowiedzieli się za zaostrzeniem limitów dotyczących imigrantów. Szwajcarska Partia Ludowa (SVP) zyskuje coraz większe poparcie, a w międzyczasie wielka piłka rodzi się w Kosowie. “Brazylia Bałkanów” przestała dostarczać “Helwetom” piłkarskich perełek.
Mimo wszystko, drużyna prowadzona przez Vladimira Petkovicia nie zamierza składać broni. Do reprezentacji wciąż trafiają młode perełki, a wyniki są lepsze niż kiedykolwiek. Abstrahując nawet od ostatniego mundialu, Szwajcaria pokazała się ze znakomitej strony w Lidze Narodów. Doszła do półfinału turnieju, w międzyczasie rozbijając Belgię 5-2 czy Islandię 6-0. W eliminacjach do przyszłorocznego Euro przegrali tylko jeden mecz. Wysoka lokata w rankingu FIFA nie wzięła się znikąd. Wystarczy przytoczyć, że za ich plecami znajdują się reprezentacje Włoch, Holandii czy Niemiec.
Twarzą światowej mieszanki jest właśnie selekcjoner. Vladimir Petković to Bośniak chorwackiego pochodzenia, który przed laty uciekł z bombardowanego Sarajewa. 57-latek jak nikt inny rozumie historię swoich podopiecznych.
- Jeśli piłkarz-imigrant ma kiepski dzień, to nie dlatego, że nie gra dla Szwajcarii całym sercem. Nikt z nas nie zapomni o korzeniach, ale zawsze dajemy z siebie wszystko dla reprezentacji - powiedział trener dla “World Soccer Magazine”.
Z uwagi na zmiany regulacji prawnych w sprawach imigrantów, dalsza przyszłość “Helwetów” stoi pod znakiem zapytania. Jednak Petković zrobi wszystko, aby wycisnąć maksimum z obecnego pokolenia. W kadrze bez trudu znajdziemy zawodników regularnie występujących na poziomie Premier League, Bundesligi czy Serie A.
Dziś Szwajcaria kontynuuje zmagania w Lidze Narodów rywalizacją z Niemcami. W poprzedniej edycji sprawili sensację, pokazując, że nie warto lekceważyć “Czerwonych Krzyżowców”. A to jedynie początek. Krucjata szwajcarskich wojowników z bałkańskimi sercami dopiero się rozpoczyna.

Przeczytaj również