Historyczna "Gra o Tron" w El Clasico. Mistrz może być tylko jeden

Historyczna "Gra o Tron" w El Clasico. Mistrz może być tylko jeden
Christian Bertrand/shutterstock.com
Real Madryt i FC Barcelona są twórcami oraz jednocześnie uczestnikami najbardziej zażartej rywalizacji w dziejach klubowej piłki. Obie drużyny od lat, a wręcz dekad utrzymują się na futbolowym szczycie, a ich konfrontacje niejednokrotnie wpływały na krajobraz rozgrywek zarówno hiszpańskich, jak i europejskich. El Clasico to zawsze sportowe święto, ale czasami także bezpośredni pojedynek o tytuł mistrzowski. Dziś historia się powtórzy.
“Królewscy” oraz “Duma Katalonii” już tego wieczora skrzyżują rękawice w starciu, które zapewne będzie mieć kluczowy wpływ na układ tabeli pod koniec rozgrywek. Różnica punktowa jest niewielka, zatem ewentualne zwycięstwo którejkolwiek ze stron będzie stanowić milowy krok w stronę upragnionego mistrzostwa. Historia z ostatnich lat pokazuje, że wygrana w wiosennym Klasyku to właściwie przepustka do tytułu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Szczyt ery Guardioli

Rywalizacja między “Barçą”, a Realem na przełomie dekad sięgała zenitu. Zatrudnienie na Camp Nou Pepa Guardioli przywróciło “Blaugranie” długo wyczekiwany blask, a Klasyk wreszcie decydował o najważniejszych rozstrzygnięciach w lidze. Tak się wydarzyło choćby w trakcie sezonu 2009/10.
Powiedzieć, że ówczesna kampania była zacięta, to właściwie nic nie powiedzieć. Kluby z Santiago Bernabeu i Camp Nou szły dosłownie łeb w łeb, o czym najlepiej świadczy fakt, że do wiosennego starcia przystępowały z dokładnie takim samym bilansem punktowym wynoszącym 77 oczek. Wszystko miało się rozstrzygnąć w madryckiej świątyni futbolu.
Obie drużyny podchodziły do El Clasico w znakomitej dyspozycji po długotrwałej serii zwycięstw. Niepodważalnym liderem drużyny “Los Blancos” stawał się kolejny z “Galacticos” Florentino Pereza, kupiony za ponad 100 mln euro Cristiano Ronaldo. Z kolei “Duma Katalonii” była dowodzona przez Leo Messiego otoczonego głównie innymi wychowankami barcelońskiej La Masii. Wówczas na Camp Nou hasło “Więcej niż klub” nie było tylko pustym frazesem, jak to ma miejsce obecnie. A o sile adeptów szkółki najlepiej przekonał się właśnie Real.
Podopieczni Guardioli zafundowali widzom zgromadzonym na Bernabeu prawdziwy pokaz futbolu na najwyższym możliwie poziomie. To był po prostu koncert Barcelony, a w rolę dyrygenta wcielił się Xavi Hernandez, który w piękny sposób asystował przy obu bramkach. Po tym meczu Katalończycy odskoczyli na trzypunktowy dystans, który… utrzymał się do końca sezonu. Po ostatniej kolejce Barcelona miała na swoim koncie 99 punktów, a Real 96. Konkwista Bernabeu zwieńczyła mistrzowski marsz “Blaugrany”.

Zemsta smakuje najlepiej na zimno

Przegrane mistrzostwo przypieczętowało niechybne zwolnienie Maurizio Pellegriniego, którego w Madrycie zastąpił “The Special One”. Zadaniem postawionym Jose Mourinho była jak najszybsza detronizacja “dream-teamu” Guardioli i chociaż w pierwszym sezonie ta sztuka mu się nie udała, tak już kolejna kampania była prawdziwym sukcesem Portugalczyka.
W 2012 r. “Królewscy” przystępowali do Klasyku z 4-punktową przewagą nad odwiecznym rywalem. W stolicy Katalonii jednak nadal wierzono w końcowy sukces, ponieważ do końca pozostały 4 kolejki, a hiszpański mecz meczów był rozgrywany w mieście Gaudiego. Stawka El Clasico znów była większa, niż życie.
Barcelona prowadzona przez Guardiolę specjalizowała się w uprzykrzaniu życia stołecznym rywalom, jednak tego kwietniowego popołudnia Real poczynił wendetę za wszystkie porażki sprzed lat. Niestandardowa formacja 3-4-3 zastosowana przez katalońskiego trenera okazała się fiaskiem, a kontrataki drużyny Mourinho były szybkie i zabójcze, jak, nieprzypadkowo, kobra królewska.
Jeden z szybkich ataków wyprowadzonych przez madrytczyków zakończył się trafieniem Cristiano Ronaldo, który postanowił podwójnie upokorzyć fanów zgromadzonych na największym stadionie w Europie. Słynna “calma” Portugalczyka uciszyła prawie 100 tysięcy zawiedzionych kibiców Barcelony.
“Los Blancos” ostatecznie wygrali 2:1, niejako przypieczętowując swoją dominację na arenie ligowej. Barça oczywiście nie zdołała odrobić straty wynoszącej aż 7 oczek. Za to Real, napędzony tym triumfem wygrał już wszystkie spotkania do końca sezonu, zdobywając finalnie rekordowe 100 punktów.

Pyrrusowe zwycięstwo

Niezwykle pasjonujący wyścig o tytuł La Liga rozegrał się także przed trzema laty. Real znów przystępował do wiosennego El Clasico w roli lidera i to tym razem dystansując Katalończyków na aż 6 punktów. Jednak Barcelona dopiero co odrobiła rezultat 4:0 przeciwko PSG, zatem podopieczni Luisa Enrique mieli chrapkę na kolejną wielką remontadę.
Pierwszym krokiem ku temu miało być oczywiście wywiezienie kompletu oczek ze stolicy Hiszpanii. “Blaugrana” nie była uznawana za faworyta, ponieważ z powodu zawieszenia pauzować musiał jeden z jej ówczesnych gwiazdorów, Neymar. Spotkanie należało do niezwykle wyrównanych, najpierw prowadził Real, potem dwie bramki zdobyli goście, a następnie do remisu doprowadził James. Wydawało się, że będziemy mieli do czynienia z podziałem punktów, który w pełni urządzał ekipę Zidane’a. Wtem…
W ostatniej minucie Klasyku na szaleńczy rajd zdecydował się prawdziwy mistrz końcówek, Sergi Roberto, a całą akcję wykończył niezastąpiony Leo Messi. Ikoniczny sposób celebracji bramki przez argentyńskiego supersnajpera przeszedł do historii El Clasico.
Tym razem mieliśmy jednak do czynienia ze swoistym odstępstwem od reguły. Porażka w El Clasico nie zdołała zdeprymować podopiecznych “Zizou”, którzy wygrali wszystkie pozostałe mecze i sięgnęli po tytuł. Barcelona musiała uznać wyższość rywala, mimo zwycięstwa w bezpośrednim starciu.

W poszukiwaniu formy

Można powiedzieć, że na szali dzisiejszego Klasyku znów wisi mistrzostwo. Wszak ewentualny zwycięzca konfrontacji na Santiago Bernabeu rozgości się na fotelu lidera przed decydującą fazą tego sezonu. Kto dostąpi tego zaszczytu?
Jest to pytanie, które zadają sobie miliony kibiców z każdego zakątka świata, jednak odpowiedź poznamy dopiero w okolicach godziny 23:00. Wytypowanie faworyta przed pierwszym gwizdkiem, o zgrozo, Mateu Lahoza jest nadzwyczaj trudne, patrząc na formę obu drużyn.
Zarówno Barcelona, jak i Real grają w kratkę, zawodzą swoich fanów w ostatnich tygodniach. “Duma Katalonii” co prawda przegrała tylko jedno spotkanie ligowe od momentu podpisania kontraktu przez Quique Setiena, ale nie można zapominać o wstydliwej klęsce z Athleticiem w pucharze czy ostatnim przeciętnym meczu przeciwko Napoli.
W madryckim obozie nastroje są jeszcze bardziej grobowe. Spośród pięciu ostatnich pojedynków podopieczni Zidane’a tylko w jednym wychodzili zwycięsko. Przed kilkoma dniami Manchester City brutalnie wypunktował wszelkie braki “Królewskich”, którzy są już jedną nogą poza europejskimi pucharami.
W El Clasico obie wielkie firmy będą chciały pokazać światu, że uporały się z dotychczasowymi problemami i nie może być mowy o żadnym kryzysie. I chociaż forma dwóch hiszpańskich hegemonów nie jest najwyższa, z pewnością na Bernabeu ujrzymy prawdziwą ucztę futbolu. Zranione bestie potrafią ranić najmocniej. A w El Clasico żadna ze stron nie zamierza brać jeńców.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również